13-lutego-czuma-ccZ Andrzejem Czumą, ministrem sprawiedliwości, o piekle emigracji, walce z korporacjami prawniczymi, przepraszaniu premiera i o tym, kto komu posyła pysk świni, rozmawiają Anita Werner (TVN24) i Paweł Siennicki na łamach dziennika “Polska”.

Możemy mówić do Pana “książę”?

No, nie.

Przecież jest Pan synem księżniczki

Więc byłbym księciem tylko po kądzieli. Zresztą moja mama nigdy nie oczekiwała tytułów.

Ale ktoś tak Pana tytułuje?

Przyjaciele czasem żartobliwie.

Jest piekło emigracji?

Nie ma. Emigracja to reprezentacja całego narodu. Jest przyjaźń, bezinteresowna pomoc, jak też jadowitość, nienawiść, zawiść i radość z nieszczęścia drugiego.

Pan emigrując do USA w latach 80 wybierał się do raju?

Nigdy na to nie liczyłem. Zresztą dość dobrze znałem warunki życia w Stanach, wiedziałem, że na początku będę się zajmował pracą fizyczną.

To było ciężkie?

Przecież po wyjściu z internowania mogłem zarabiać wyłącznie jako pracownik fizyczny. Malowałem na wysokości, nawet to bardzo lubiłem.

Jak wyglądało Pana życie w Stanach?

Przez pierwsze trzy lata pracowałem fizycznie, to było wczesne wstawanie, głównie zajmowałem się robotami budowlanymi. Później włączyłem się do redagowania pisma Pomost, ale grupa osób z dość niezrozumiałych dla mnie powodów podała nas do sądu.

Czyli było trochę piekła

Tyle jest wszędzie.

Skąd pomysł na prowadzenie radia?

Bo lubię radio, a Polacy na emigracji potrzebują medium, w którym mówi się po polsku.

Jak szedł ten biznes?

Bardzo dobrze. Zaczynaliśmy od jednej godziny programu dziennie, ale wkrótce stać nas było na wykupienie sześciu godzin audycji.

To skąd wzięły się Pańskie długi, skoro było tak dobrze?

Bo spotkały mnie kataklizmy. Najpierw właściciel stacji, w której nadawałem swój program, wymówił mi czas antenowy. Musiałem przenieść się do innej radiostacji. Ale prawdziwy krach nastąpił po zamachach z 11 września 2001 roku, kiedy w ciągu 3 miesięcy straciłem 65 proc. reklam. Odbudowałem się, choć w tym czasie padło wiele biznesów. Ale musiałem się zadłużyć.

Był taki czas, że nie miał Pan za co utrzymać rodziny?

Nie.

Czyli pańskie długi było konsekwencją Pana problemów w radio?

Tak. To były konsekwencje głębokiej zapaści na rynku reklam.

Dlaczego nie spłacał Pan wierzytelności ?

W niektórych wypadkach mogło to wynikać z mojej nieuwagi. Nie odebrałem jakiejś korespondencji, nie przyszedłem na rozprawę do sądu, o której nie wiedziałem.

Które z długów wynikały z pańskiej nieuwagi?

Sprawa stłuczki drogowej. Sąd ruchu drogowego uniewinnił mnie i myślałem, że sprawa jest całkowicie załatwiona. Ale faktyczny sprawca stłuczki złożył dodatkowo pozew do sądu cywilnego. Byłem wówczas w Polsce i nie pojawiłem się na rozprawie. W ten sposób doszło do niekorzystnego dla mnie orzeczenia.

W innych przypadkach było podobnie?

Tak było z panią Alicją J, dentystką. Nic nie byłem jej winien, a ona wygrała w sądzie, bo za późno wysłałem moje wyjaśnienia.

I co dalej?

Spór o terminy spłaty wierzytelności z Mieczysławem K. wygrałem, ale gdybym na początku problemu sam poszedł do sądu, to uzyskałbym znacznie więcej.

To ile w tym rachunku win jest Pańskich długów?

Miałem dług w wysokości ok. 7000 dolarów za debet na kartach oraz wymienione wcześniej przypadki. Ponadto za kilkudniowy pobyt w szpitalu po ataku arytmii miałem do zapłacenia ok. 22 tysiące dolarów. Mam się dalej ze spraw tak osobistych spowiadać ?

Przecież chodzi o Pańską wiarygodność. To jest w Pańskim interesie.

Wszystkie długi zostały przecież spłacone przy sprzedaży domu.

Której z tych spraw Pan żałuje?

Każdej.

Dlaczego?

Bo mogłem być bardziej uważny.

Uderza się Pan w piersi ?

Przecież nic innego nie robię od dwudziestu minut, kiedy przybyliście do mnie.

Czy z premedytacją unikał Pan płacenia długów?

Nigdy. Jak każdy człowiek, chciałem spłacić swoje długi. Po prostu nie mogłem ich spłacić i tyle. Wy nigdy nie mieliście kłopotów finansowych?

Różnie bywało.

Pan może, ale pani to ich nigdy nie miała. To jasne spojrzenie, szeroki uśmiech świadczą o tym.

Dlaczego te informacje, o pańskich długach pojawiły się właśnie teraz?

Zadaję sobie to pytanie.

I jaką ma Pan odpowiedź?

Przypuszczam, że ruszyły do ataku środowiska, które poczuły zagrożenie swoich interesów moimi propozycjami reform.

Cały wywiad w weekendowym wydaniu “Polski”


Jak rodzina Czumów ujawnia kapusiów

Na internetowej stronie rodziny ministra sprawiedliwości Andrzeja Czumy – www.czuma.pl – odnaleźliśmy “listę kapusiów, posądzanych przez Czumów o współpracę z SB.

Są tam nazwiska, daty urodzenia i miejsca zatrudnienia osób posądzanych przez Czumów o współpracę z komunistycznymi służbami. Obok zdjęć osób przedstawianych jako tajni współpracownicy SB są niewybredne opisy: “interesujący się polityką i muskularnymi, męskimi ciałami” (to o warszawskim dziennikarzu), “wielbiciel obfitego jedzonka i seksualnych fantazji” (to o nieżyjącym przeorze klasztoru na Jasnej Górze).

Stronę redaguje Krzysztof Czuma – syn ministra i asystent społeczny w jego biurze poselskim. Na stronie jest zdjęcie podpisane: “Kardynał Stefan Wyszyński z webmasterem”. Przytulany przez kardynała chłopiec to kilkuletni Krzysztof. On sam o internetowej działalności mówi niechętnie. – Naprawdę nie muszę odpowiadać na pytania dotyczące prywatnej strony internetowej – ucina.

– Delikatnie mówiąc, nie jestem entuzjastą takich metod. Sam nigdy nie ujawniłem nazwisk osób, które na mnie donosiły – mówi Stefan Niesiołowski, partyjny kolega ministra sprawiedliwości, przed laty przyjaciel z opozycji. – Nie sądzę jednak, by Andrzej miał wpływ na te treści, to nie jego język.

Sejmowa opozycja widzi sprawę inaczej. – Minister i prokurator generalny powinien się odciąć od informacji, które rodzą nie tylko wątpliwości etyczne, ale i prawne. Opisywane na stronie osoby mogą wystąpić do sądu, bo naruszono ich dobra osobiste – krytykuje Arkadiusz Mularczyk z PiS. – Takich metod działania powinien unikać także asystent posła.

Rodzina ujawnionego na stronie jako TW nieżyjącego adwokata z Bydgoszczy Bronisława Zbigniewa Kocha nie wyklucza kroków prawnych. – Pod pseudonimem TW Mecenas nie kryje się mój dziadek. Dobre imię znakomitego prawnika, obrońcy w procesach politycznych, zostało oszkalowane. Jeżeli była na to zgoda osoby, która dziś kieruje resortem sprawiedliwości, to należy się zastanowić nad dalszymi krokami – mówi adwokat Krzysztof Koch, wnuk Bronisława. Opowiada, że córka oskarżonego o agenturalną przeszłość adwokata pisała w tej sprawie do biura poselskiego Andrzeja Czumy, nie doczekała się odpowiedzi. Wystąpiła też o akta ojca do IPN. – Nie znaleziono żadnych obciążających go materiałów – zapewnia.

– Znam stanowisko Czumy, w którym wywodzi, że Koch był TW. Oparł się na notatce SB, ale ja też ją znam i uważam, że to nieuzasadnione wnioski. Bronisław Koch cieszył się olbrzymim autorytetem, patrzyliśmy w niego jak w obraz. Teraz, gdy Czuma jest ministrem, to ani on, ani jego rodzina nie powinni się czymś takim zajmować – ocenia Bogusław Owsianik, dziekan Okręgowej Rady Adwokackiej w Bydgoszczy. Według mecenasa Romana Nowosielskiego strona Czumów może naruszać prawo. – Nie widzę powodów, by kryć osoby, które współpracowały z SB. Prawo pozwala poszkodowanym ujawniać ich nazwiska, jeśli odszyfrowano pseudonimy. Ale nawet TW jest chroniony przed zniesławiającymi określeniami. Odpowiedzialność prawną w takim wypadku ponosi redaktor strony.

Magdalena Kula

Współpraca M. Jałoszewski

“POLSKA”