Kilkadziesiąt godzin wiary w cud. Że polski żołnierz, który “zaginął” po ostrzale swego patrolu gdzieś się ukrywa. Że ostatecznie może został porwany przez talibów… Ale nocne poszukiwania przyniosły inny scenariusz. Najgorszy. Kapitan Daniel Ambroziński nie żyje. Pozostawił żonę i córkę.
W poniedziałek około ósmej rano kilkudziesięcioosobowy patrol mieszany, w którym szło kilkunastu polskich żołnierzy, oraz afgańscy policjanci i żołnierze, wpadł w zasadzkę talibów. Do ataku doszło w powiecie Adżiristan w północno-zachodniej części “polskiej” prowincji Ghazni.
Nasi żołnierze nie mieli szans – talibów było więcej i dysponowali o wiele cięższym uzbrojeniem. Wymiana ognia trwała sześc godzin. Po tym, gdy nasi żołnierze się wycofali, zaczęto liczyć straty. Czterech rannych, jeden uznany za zaginionego.
Poszkodowanych przewieziono do szpitala, natychmiast rozpoczęły się też poszukiwania zaginionego. Trwały całą noc. Szukali Polacy, Amerykanie i armia afgańska. Wszyscy zadawali sobie pytania, co mogło się stać.
Jeszcze w poniedziałek wieczorem szef MSZ Radosław Sikorski apelował w TVN24 by “trzymać kciuki” i być myślami z rodziną i kolegami żołnierza. Nie ukrywał jednak, że o szczęśliwy finał całej sprawy będzie ciężko. – Trudno być optymistą. To była chyba najsilniejsza wymiana ognia między naszymi żołnierzami a talibami od momentu naszego wejścia do Afganistanu. Przypominam, że zginęło tam ośmiu Afgańczyków. Wojna zawsze będzie domeną ryzyka i niebezpieczeństwa – mówił minister.
Niestety, we wtorek rano stało się jasne, że talibski ostrzał przyniósł jeszcze jedną ofiarę… Ciało polskiego kapitana Daniela Ambrozińskiego znaleziono około 2 w nocy czasu polskiego. W polskiej bazie w Ghazni zapanowała żałoba.
– Kapitan poniósł śmierć w wyniku ran postrzałowych, odniesionych podczas wymiany ognia – poinformowała na antenie TVN24 rzecznik Dowództwa Operacyjnego Sił Zbrojnych ppłk Dariusz Kacperczyk. Dodał, że poszukiwania trwały tak długo, bo poniedziałkowe walki z talibami toczyły się na rozległym terenie.
Ciało naszego żołnierza jest już w polskie bazie w Ghazni. Na dziś zaplanowano uroczystości pożegnalne.
Zastrzelony przez talibów Polak to już nasz dziesiąty żołnierz poległy od momentu rozpoczęcia misji w Afganistanie. Do tej pory w misji ISAF zginęli: por. Łukasz Kurowski, st. kpr. Szymon Słowik, st. szer. Hubert Kowalewski, kpr. Grzegorz Politowski, por. Robert Marczewski, plut. Waldemar Sujdak, kpr. Paweł Brodzikowski, kpr. Paweł Szwed i st. chor. szt. Andrzej Rozmiarek. Na miejscu służbę pełni nadal około dwóch tysięcy polskich żołnierzy.
– Ilu jeszcze? – pytał w poniedziałek w “Faktach po Faktach” były dowódca GROM gen. Roman Polko. Dziwił się, że w tak ważnym momencie jak zbliżające się w Afganistanie wybory (mają odbyć się 20 sierpnia) między poszczególnymi strefami nie ma wystarczającego kontaktu. Dowództwa nie wymieniają się informacjami o “migracjach” oddziałów talibskich, które – wypierane z jednych terenów – uciekają w inne. Właśnie taki oddział napadł w poniedziałek na nasz patrol.
Po informacji o śmierci kapitana Polko przyznał, że czekał na inny scenariusz. – Liczyłem, że dla terrorystów stanie się on swoistą kartą przetargową. (…) Myślę, że teraz jest czas by ustalić w jaki sposób zginął, jakie błędy popełniono podczas tej wymiany ognia – podkreślił. Nie po to jednak, żeby “kogoś rozliczać”, ale po to, by zminimalizować ryzyko kolejnych takich sytuacji. – Cały czas trzeba się z nimi liczyć – przyznał generał.
Poległy kapitan pełnił w Afganistanie obowiązki specjalisty w Zespole Doradczo-Łącznikowym. Na co dzień służył w 1. batalionie Kawalerii Powietrznej w Leźnicy Wielkiej. Miał 32 lata, żonę i córkę.
ŁOs/sk
tvn24.pl