pawelek-nowe3Złoty trzydzieści

Złoty trzydzieści w spodniach dziś miałem

w tych starych, ulubionych, z dziurą na kolanie

Gdy zamek kluczem w prawo przekręcałem

pies z kuchennego stołu jadał drugie śniadanie

Był to dzień trzeci, ciepły, czerwcowy

w nocy spać wolno nie dały anioły

Przed oczami wciąż miałem napój procentowy

a z łóżka do pracy ściągały mnie woły

Powieki omdlałe, krew kofeiny spragniona

z rąk wszystko się sypie, twarz nie ogolona

Diabeł się uśmiał, gdy kawę rozlałem

do pracy się śpiesząc, bo znowu zaspałem

Konie mechaniczne, trzysta szarych rumaków

napoić mi trzeba, więc leję do baku

Windową muzykę unosi smród spalin

a za mną ktoś głodny papierosa odpalił

Wzrok swój unoszę znudzony postojem

Do tyłu się cofam, chyba na dwa kroki

Pająk spogląda ze stoickim spokojem

z pajęczyny na której suszą się zwłoki

Bydle to było sporych rozmiarów

Z pół wieku chyba nie widział fryzjera

Oczami przewracał, jak parą radarów

i widać było, że go lenistwo rozpiera

Już ręką w kieszeń sięgam nieśmiało

myśląc-kto z nas okaże się głupszy?

I nic wielkiego by się nie stało

gdyby mój portfel był troszkę grubszy

Rzemiosła wyuczył się, każdy mu przyzna

Trzy zgrabne muchy do sieci złapał

siedem nóg wyciągnął, jak prawdziwy mężczyzna

a ósmą się z wolna na boku podrapał

W kółko się kręci, on i mnie w głowie

a słońce maluje pajęczyny nitki

Język mój plącze się w potocznej rozmowie

po nieprzespanej nocy, każdy dzień jest brzydki

Zerwałem się nagle, jakbym zobaczył ducha

Monet pięćdziesiąt dzwonkiem pompa wybiła

W pajęczynę głupoty wpadłem jak mucha

bo w złoty trzydzieści kieszeń bogatą była

PAWEŁ JAĆKIEWICZ

Kraków/Naperville