Wczoraj o 13:30 naszego czasu w USA obwieszczono z triumfem, że PKB w III kwartale tego roku wzrósł o 3,5% wobec oczekiwanych 3,3%. Od razu podniosły się liczne głosy, że to oznacza koniec najgorszej od zakończenia II wojny światowej recesji. Inwestorzy westchnęli z ulgą i rzucili się do kupowania akcji.
Indeksy amerykańskie zamknęły się na solidnych dwuprocentowych plusach i wydawałoby się, że znaleźliśmy się na dobrej drodze do rozpoczęcia kolejnej fali wzrostowej, która może także i GPW wyciągnąć na kolejne maksima 2009 roku. Zresztą sam wykres S&P 500 wygląda obiecująco i pierwszym poważnym oporem do pokonania jest teraz 1080 pkt.
Skąd w takim razie nutka sceptycyzmu? Przede wszystkim zacznijmy od tego, że są to tak zwane dane annualizowane, czyli wcale nie porównujemy III kwartału 2009 do III kwartału 2008 roku tylko bawimy się w ekstrapolacje co by było gdyby cały ten rok był taki sam jak III kwartał 2009, a przecież nie będzie. Poza tym mówimy o wstępnym szacunku, a wcześniejsze dane były wielokrotnie rewidowane, raz na plus, raz na minus. Rezerwa nadal wydaje się wskazana, żeby uniknąć późniejszych rozczarowań. Tym bardziej, że kiedy przyjrzymy się samym danym pojawiają się kolejne znaki zapytania.
Zbigniew Papiński
notowany.pl
aby przeczytać całość kliknij tutaj