Kobieta i mężczyzna, którzy weszli bez zaproszenia na uroczyste przyjęcie w Białym Domu, nie zatrzymywani przez nikogo spotkali się z samym Barackiem Obamą. Biały Dom ujawnił zdjęcie, na którym prezydent USA wymienia uściski z nieproszonymi gośćmi. Amerykańskie biuro ochrony rządu twierdzi, że para nie stanowiła zagrożenia dla prezydenta, ale wyjaśnienie to traktuje się ze sceptycyzmem.
Rzecznik Secret Service, Edvin M.Donovan, powiedział, że na bramce, gdzie agenci kontrolowali gości wchodzących na przyjęcie, nie postępowano zgodnie z procedurami, aby zapewnić, że obie te osoby były na liście zaproszonych. Oświadczył jednak, że Obama nie był w niebezpieczeństwie.
Donovan odmówił odpowiedzi, czy jego agencja kontroluje gości przybywających do Białego Domu pod kątem posiadania broni biologicznej lub radiologicznej.
Jednak republikański kongresman Peter T. King z Komisji ds. Bezpieczeństwa Kraju Izby Reprezentantów, która nadzoruje działalność Secret Service, nie daje wiary temu zapewnieniu.
– Fakt, że przeszli oni przez elektroniczny wykrywacz metali, nie ma znaczenia. Mogli przecież mieć ze sobą bakterie wąglika (groźnej broni biologicznej). Mogli porwać nóż ze stołu w salonie – powiedział kongresman dziennikowi “New York Times”.
Tego samego zdania jest autor książki o Secret Service i były funkcjonariusz tej agencji Ronald Kessler.
– Mogli zamordować prezydenta bronią inną niż broń palna. Intruzi mogli być poszukiwani za morderstwo. Mogli być związani z terrorystami. Mogli być agentami Iranu albo Korei Północnej i Secret Service tego by nie wiedział – powiedział Kessler.
Okazało się też, że przy wejściu dla gości nie było tym razem nawet personelu tzw. biura socjalnego Białego Domu, które zajmuje się wizytami u prezydenta. Jego pracownicy za prezydentury George’a W. Busha zawsze dyżurowali w takim momencie w drzwiach.
Na przyjęcie z okazji wizyty premiera Manmohana Singha we wtorek wieczorem weszli bez zaproszenia Michaele i Tareq Salahi, zamożni mieszkańcy Wirginii. Udało im się sfotografować razem z wiceprezydentem Joe Bidenem i z samym Barackiem Obamą (zdjęcie powyżej).
Tymczasem komentatorzy przypominają, że Obama jest pierwszym czarnoskórym prezydentem USA i ochronę Secret Service przydzielono mu już na początku 2007 roku, kiedy był jeszcze kandydatem do Białego Domu – na 18 miesięcy przed wyborami w listopadzie.
W czasie jego rządów agencja ochrony rządu otrzymała kilkakrotnie więcej ostrzeżeń i pogróżek pod adresem Obamy niż w wypadku poprzednich prezydentów.
Batatelizowanie całego incydentu jest klasycznym dorabianiem teorii do praktyki. Żałosnej w sumie praktyki działania Secret Service, która to służba totalnie się skompromitowała. Z kolei para bezczelnych bogaczy niechcący unaoczniła wszem i wobec, jak łatwo jest dotrzeć do prezydenta Stanów Zjednoczonych każdemu śmiertelnikowi, w tym też wszystkim szaleńcom i działającym z premedytacją terrorystom. I to budzi ogromny niepokój.
PAP, IAR, „Wiadomości” TVP1, meritum.us