Czego powinieneś się spodziewać w 2010 roku?
Po paru burzliwych latach, najważniejszym pytaniem w tym roku ponownie jest stan globalnej gospodarki. W 2009,
stock market
pomógł nam wejść na ścieżkę odnowy gospodarczej niesamowitym wzrostem po tym, jak Kongres zapowiedział rozluźnienie reguły księgowości mark-to-market. I tak od najniższych notowań w marcu 2009 do grudnia 2009 Dow wzrósł prawie 60%, a NASDAQ ponad 70%. Niestety stock market jest w dalszym ciągu bardzo kruchy, tak że każda negatywna niespodzianka może pozbawić go tempa wzrostu, albo wręcz skierować w stronę spadkową.
Sektor, który powinien sprawować się dobrze w tym roku to opieka zdrowotna, jako że w czasie ostatniego okresu wzrostu pozostał w tyle za innymi sektorami i teraz chyba dojrzewa do wzrostu. Wyniki badań demograficznych wskazują, że kraj się starzeje, co znaczy: będzie potrzeba więcej opieki medycznej. Ponadto jakakolwiek ustawa dająca większej ilości ludzi dostęp do ubezpieczeń też zwiększy zapotrzebowanie na usługi medyczne.
Nie zapominałbym też o alternatywnych źródłach energii, jako że są ostatnio w modzie i mają szczególne znaczenie dla rządzącej administracji. Ponadto wszystko, co jest związane z energią nuklearną, a szczególnie z wydobyciem i przeróbką uranu, powinno dostarczyć inwestorom wiele radości.
Po prawie podwojeniu ceny w 2009,
ropa naftowa
jest dopiero w połowie ceny z lipca 2008. Ten olbrzymi przedział cenowy niesamowicie utrudnia możliwość prognozy. Olbrzymie zapasy na rynku mogą spowodować obniżenie ceny, z drugiej strony w wyniku słabnącego dolara może dojść do wzrostu cen ropy. Wydaje się, że bliżej lata 2010 cena ropy zacznie zwyżkować.
Złoto
miało bardzo ostrą jazdę w górę i pomimo lekkiego spadku pod koniec roku wydaje się, że wznowi trend wzrostu cenowego. Brak zaufania do zagranicznych długów, niepewny dolar oraz wiszące zagrożenie inflacyjne powinny popchnąć ceny złota do nowych rekordowych poziomów, w granice $1400/uncję.
Dolar
znacznie stracił na wartości w 2009 r. i prawdopodobnie będzie kontynuował spadek w 2010 r. Nieskończone ilości starych i nowych długów rządowych oraz niskie stopy oprocentowań to główne przyczyny tej mizerii dolara.
Jeżeli chodzi o
rynek pracy
jesteśmy “głęboko w lesie” i jeszcze daleko do wyjścia z niego. Pod koniec 2009 r. poziom bezrobocia wynosił 10% , a składano prawie 500.000 nowych podań o zasiłki dla bezrobotnych każdego tygodnia. Aby zacząć myśleć o stabilizacji na rynku pracy i spadku poziomu bezrobocia liczba nowych podań o zasiłek musi spaść poniżej 400.000.
Siła robocza Stanów Zjednoczonych liczy sobie około 154 miliony ludzi i ze względu na przyrost naturalny wzrasta średnio o 125.000 na miesiąc. To znaczy, że potrzebujemy wykreować blisko 125.000 nowych miejsc pracy, żeby utrzymać poziom bezrobocia bez zmian. Jeżeli chcemy obniżyć poziom bezrobocia musimy stworzyć znacznie większą ilość nowych miejsc pracy. Przykładowo – jeżeli chcielibyśmy obniżyć poziom bezrobocia do 6% (co było normą w kilku ostatnich latach) musielibyśmy wykreować 6 milionów miejsc pracy. Jeżeli chcielibyśmy tego dokonać w ciągu najbliższych pięciu lat to musielibyśmytworzyć dodatkowych 100.000 miejsc pracy miesięcznie, oczywiście ponad wspomniane 125.000, które wymusza wzrost populacji. Jak widać, żeby zejść do 6% poziomu bezrobocia w ciągu następnych pięciu lat potrzebujemy przyrostu miejsc pracy o co najmniej 225.000 miesięcznie. Czy jest to zadanie trudne, czy też w ogóle możliwe do wykonania? W całej historii Stanów Zjednoczonych zdarzyło się to raz w 2006 roku. To prowadzi do konkluzji, że nowy “normalny” poziom bezrobocia będzie przez jakiś czas dużo wyższy.
Trzeba również uwzględnić w statystykach prawie 800.000 pracowników, którzy nie są nawet w kategorii bezrobotnych, ale zniechęceni przestali szukać pracy w ostatnich czterech tygodniach. Można snuć różne przypuszczenia, jakkolwiek trudno sobie wyobrazić, że ci ludzie nie będą chcieli podjąć pracy, gdy tylko sytuacja się trochę poprawi. To znaczy, ta liczba ludzi musi być zaabsorbowana przez system zanim zaczniemy widzieć jakąkolwiek poprawę.
Ponadto musimy uwzględnić w przewidywaniach chyba największą grupę, która może całkowicie zburzyć wszystkie prognozy. Są to ci, którzy zaakceptowali “part-time”, czyli pracę na pół etatu, ale woleliby pracować w pełnym wymiarze godzin. W tej chwili około 10 milionów pracowników zalicza się do tej kategorii. Musimy założyć, że pracodawcy najpierw zwiększą godziny pracy zanim zaczną zatrudniać nowych pracowników. Ta sytuacja potwierdza, że nie mamy co się spodziewać znaczącej poprawy na rynku pracy przed końcem 2010.
Ceny domów
zaczęły się stabilizować w 2009, poziom sprzedaży również zaczął pokazywać odznaki odradzania się tej branży. Można się spodziewać tego samego w 2010, chociaż będzie trochę przeciwnych wiatrów: wyższe oprocentowania i koniec kredytów podatkowych dla kupujących mogą spowodować zastój w letnich miesiącach. Po umiarkowanie dobrym starcie na początku roku, ceny domów mogą spaść o 5-7% w niektórych rejonach kraju po wygaśnięciu “stymulusa”. Jakkolwiek pod koniec roku ceny powinny się ustabilizować i pokazać tendencję zwyżkową.
Dla zdesperowanych spadkiem wartości domów w ostatnich latach, podaję za National Associationof Realtors, że w ciągu ostatniej dekady ceny domów wzrosły o 25%. Median value (50% domów sprzedało się za cenę niższą, 50% za wyższą) wzrosła ze $137.600 w listopadzie 1999 do $172.600 w listopadzie 2009 albo 25%, czyli średnio 2,5% rocznie. W piku cenowym w lipcu 2006 median value była $230.300.
Federal Reserve
(The Fed) będzie miał pełne ręce roboty podczas 2010. Zasadnicze pytanie: czy Fed będzie w stanie zachować całkowitą niezależność w obliczu politycznej presji. Trzeba pamiętać, dlugoterminowe dobro kraju często pozostaje w konflikcie z krótkoterminowymi interesami polityków, szczególnie w okresie wyborczym. Istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że Fed pozostawi oprocentowania bez zmiany przez wiekszość 2010.Fed będzie musiał grać przysłowiowego Złotowłosego (Goldilocks) i utrafić w dziesiątkę z czasem utrzymania oprocentowań na tym historycznie niskim poziomie. Podniosą zbyt szybko – mogą wykoleić i tak ledwie dychającą odnowę gospodarczą. Musimy pamiętać, że rząd wydał biliony dolarów na stymulację gospodarki i Fed nawet ryzykując błąd będzie utrzymywał niskie oprocentowania dłużej niż by to robił normalnie, nie chcąc ryzykować powrotu recesji, co by uczyniło cały stimulus zwykłym marnotrawstwem. Fed będzie miał wymówkę do trzymania niskich oprocentowań dopóki sytuacja na rynku pracy się nie poprawi. Niestety, jest wielkie ryzyko utrzymywania oprocentowań na zbyt niskim poziomie przez zbyt długi okres czasu, a to prowadzi do… inflacji.
Co prawda, w tym momencie
inflacja
nam raczej nie zagraża, ale może jednak okazać się bardzo trudna do kontrolowania w momencie, kiedy stanie się widoczna. Jej efekty mogą być bardzo dewastujące. Inflacja jest wrogiem wszystkich obligacji (bonds) – gdy tylko stanie się bardziej widoczna. Fed, aby ją zatrzymać będzie musiał agresywnie podnieść oprocentowania.
Ten wydłużony okres niskich oprocentowań w Stanach Zjednoczonych stał się urodzajnym gruntem dla czegoś, co nazywa się
carry trade.
To jest dla dużych inwestorów, którzy mogą pożyczyć pieniądze na bardzo niski procent i zainwestować je stosując “leverage” na dużo wyższy procent, otrzymując w rezultacie olbrzymie zyski.
Na przykład: inwestor chce kupić $1 milion w obligacjach dających zysk 4,5%. To przyniosłoby normalnie $45.000 rocznego zarobku. W celu przeprowadzenia transakcji, inwestor daje 10% z $ 1 miliona czyli $100.000 w gotówce – i pożycza pozostałe $900.000 na aktualnie bardzo niski procent oferowany tylko dla dużych inwestorów, powiedzmy 3-miesięczny LIBOR, aktualnie 0,25% plus margin 0,75%, co w sumie daje oprocentowanie w wysokości 1%. Ten inwestor pożyczył $900.000 na 1% co znaczy, że ta pożyczka kosztuje go tylko $9.000. Kiedy odejmiemy $9.000 od zarobku $45.000 z inwestycji zostaje nam $36.000 zarobku od $100.000 zainwestowanej gotówki, olbrzymi 36% “carry trade” zwrot z bardzo stabilnej inwestycji w obligacje.
W pewnym momencie w przyszłości ten “carry trade” ulegnie zatrzymaniu, jak tylko krótkoterminowe oprocentowania wzrosną. Rezultat nie będzie piękny – wielu inwestorów wpadnie na minę. To również znaczy, że ceny obligacji znajdą się pod olbrzymią presją, gdy inwestorzy będą się chcieli ich gwałtownie pozbyć.
2010 jest bardzo ważnym rokiem wyborczym i politycy będą robić wszystko, aby zachęcić Fed do utrzymania niskich oprocentowań. Będzie walka o 36 ze 100 miejsc w Senacie i o wszystkie miejsca w Izbie Reprezentantów, a zapowiada się sporo interesujących zmian. Obecnie Senat złożony jest z 58 Demokratów, 40 Republikanów i 2 Niezależnych, ale – jak wspomniałem wcześniej – 36 z tych miejsc jest zależnych od gustów wyborców. W Izbie Reprezentantów jest 256 Demokratów, 178 Republikanów, jeden vacat i wszyscy biora udział w wyborach. Kiedy głosy zostaną policzone, zapowiada się, że Demokraci stracą sporą liczbę miejsc… ale czy wystarczająco, żeby Republikanie przejęli kontrolę?
Na koniec dla wielu bardzo ważne pytanie: w którą stronę pójdą
oprocentowania pożyczek hipotecznych
w 2010? Przez kilkanaście lat prowadzenia “Magazynu Kieszen” w Radiu WNVR 1030AM i pogadanek finansowych w “Magazynie Na Serio” Radia WPNA 1490AM starałem się co roku przedstawić prognozę na następne 12 miesięcy. Czasami było bardzo trudno trafić, ale w tym roku prognoza jest chyba najłatwiejsza. Oprocentowania pożyczek hipotecznych w 2010 idą do góry. Nie wydaje mi się, żebyśmy zobaczyli poziom oprocentowań z 2009 w najbliższej przyszłości (a chyba i w dalszej). Będzie większa podaż obligacji, a Fed będzie stopował wykup. Przeważający trend w tym okresie będzie do góry, ale jak zwykle, nie będzie to szło po prostej linii. Będą fale i cykle do góry i na dół, ale trend pozostanie wzrastający.
Kiedy pod koniec marca wygaśnie federalny program wykupu obligacji bazujących na pożyczkach hipotecznych oprocentowania mogą podnieść się trochę, ale w okolicy początku lata, gdy kredyt podatkowy wygaśnie i sprzedaż nieruchomości zwolni oprocentowania powinny się ustabilizować. Ale jeżeli tylko będą oznaki, że Fed może podnieść oprocentowania federalnych funduszy,tym samym dając sygnał , że carry trade się kończy, oprocentowania hipoteczne ulegną znacznemu pogorszeniu. Rozpiętość oprocentowań hipotecznych w 2010 będzie szeroka, od niewiele ponad 5% na początku roku do 6,5% pod koniec, z możliwością gwałtowniejszych skoków. Zwykle oprocentowania szybciej wzrastają niż spadają, ale w 2010 ta charakterystyka może ulec zwielokrotnieniu, a będą miały miejsce dużo szybsze i gwałtowniejsze wzrosty niż spadki.
Na zakończenie, ogólnie 2010 będzie wyglądał lepiej niż 2009. Dobre wiadomości ekonomiczne mają jednak podwójne ostrze – im są lepsze tym większe ryzyko podwyżki podatków i oprocentowań.
Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku i do usłyszenia na radiowych falach.
Opracował
Zbyszek Karaś
meritum.us