Klient restauracji Burger King w Bedford razem z kawałkiem swojej kanapki połknął igłę. Spuchł i nie mógł pracować przez pół roku. Tak przynajmniej wynika z relacji poszkodowanego. Po nieudanych próbach polubownego załatwienia bulwersującego przypadku sprawą ostatecznie zajmnie się sąd.
– Po trzecim kęsie poczułem, że coś przechodzi mi przez gardło. Syn stwierdził jednak, że to może być kawałek sałaty – opowiada Oscar Chaves.
Później jednak mężczyzna trafił do szpitala, a lekarze znaleźli w jego żołądku igłę o długości 5 cm. Stwierdzili też u pacjenta uszkodzenie przełyku.
– Miałem przez 8 tygodni spuchnięta twarz i musiałem przejść półroczne leczenie. Nie mogłem pracować – wspomina Chaves.
Pechowy klient chciał, aby sieć zwróciła mu 15 tys. dolarów za leczenie. Firma nie zgodziła się jednak na takie rozwiązanie.
Przeprosiła jedynie klienta i poprosiła o zwrot igły. Zaproponowała też wypłatę 5 tys. dolarów odszkodowania – pisze „MyFox”.
To rozzłościło Chavesa, który zatrudnił prawnika i teraz domaga się 1,5 mln dol. odszkodowania.
– Nie chciałem iść z tym do sądu. Chodziło tylko o pokrycie kosztów leczenia. Po takiej odpowiedzi, nie zostawili mi jednak wyboru – tłumaczy klient.
Finał sporu wydaje się być bardzo ciekawy. Czy niejaki Chaves to wyjątkowy pechowiec, który trafił w renomowanej sieci fast food naprawdę na “igłowego” hamburgera, czy też jest kolejnym naciągaczem, który ryzykując utratę zdrowia stara się wyłudzić odszkodowanie? Nie jest przecież przesądzone, że poszkodowany sam umieścił w kanapce maluteńki przedmiot, absolutnie nie nadający się do spożycia.
TM, sfora.pl, LP, meritum.us