0327-coffee-party“Przy kawie i herbacie obmyślają rewolucję” – to tytuł materiału Mai Gawrońskiej zamieszczonego na łamach “Dziennika – Gazety Prawnej”. Tea Party i Coffee Party – organizacje społeczne o niepoważnych nazwach mogą poważnie wpłynąć na układ sił politycznych, który wyłoni się podczas jesiennych wyborów w Stanach Zjednoczonych. Wszystko przez to, że Amerykanie są wściekli. Mają dość niekończącego się kryzysu gospodarczego, długów i nieudolnych polityków.

Ostatnie doniesienia ekspertów też nie polepszają nastrojów. Według najnowszego raportu Instytutu Roosevelta, kierowanego przez laureata Nagrody Nobla z ekonomii Josepha Stieglitza, Stanom Zjednoczonym grozi kryzys o wiele większy niż w 2008 r. Banki bowiem wcale nie zaniechały ryzykownych operacji, a rząd nie zreformował sektora finansowego. – Jeśli politycy nie potrafią zmienić tej sytuacji, czas wziąć sprawy w swoje ręce – mówi Bob Coner z San Diego, specjalista od marketingu, który przystąpił do ruchu obywatelskiego oporu zwanego Tea Party, czyli bractwo herbaciane.

Według badań Instytutu Badań Społecznych z Quinnipiac University podobnie postąpił już co ósmy Amerykanin. W całych Stanach Zjednoczonych pod flagą Tea Party powstają tysiące nieformalnych grup i małych stowarzyszeń. Nie mają jednego przywódcy czy zhierarchizowanej struktury. Umawiają w internecie – za pomocą Facebooka, Twittera i setek blogów. Podczas spotkań w kawiarniach, bibliotekach czy kościołach dyskutują i planują lokalne protesty. Ostatni sondaż CNN pokazuje, że do herbaciarzy należą głównie dobrze wykształceni mieszkańcy miasteczek, czyli przedstawiciele amerykańskiej klasy średniej, najbardziej sfrustrowanej przez masowe zwolnienia, niepewność finansową i ciężkie do spłacenia kredyty. Rozmiar niezadowolenia osiągnął ostatnio takie rozmiary, że obok Tea Party właśnie pojawiło się kolejne kanalizujące je ugrupowanie – Coffee Party, stronnictwo kawiarzy.

(…)

Maja Gawrońska

dziennik.pl

aby przeczytać całość kliknij tutaj