Umacniający się dolar jak na razie nie szkodzi giełdowym indeksom oraz hossie na rynku surowców przemysłowych. Ale otwarcie wtorkowej sesja na nowojorskich parkietach przyniosło nieznaczne spadki głównych indeksów.
Wczoraj na fali dobrych danych z sektora usług trzy główne amerykańskie indeksy poprawiły maksima rozpoczętej przeszło rok temu fali wzrostów. Dow Jones zbliżył się do poziomu 11.000 punktów. Wyprzedawano za to obligacje skarbowe – rentowność papierów 10-letnich musnęła poziom 4%.
Ale dziś rynek koryguje te ruchy, a inwestorzy realizują zyski. Kapitał wraca na rynek długu – rentowność 10-letnich obligacji skarbowych spada o cztery punkty bazowe. Z kolei po 40 minutach handlu Dow Jones oraz Nasdaq tracą po 0,3%. Indeks S&P500 notował spadek o 0,2%.
Czynnikiem niesprzyjającym wzrostom cen amerykańskich akcji jest umacniający się dolar – kurs EUR/USD kieruje się w stronę marcowego minimum, schodząc poniżej poziomu $1,34. Mocniejszy dolar oznacza mniejsze zyski (po przeliczeniu na USD) dla międzynarodowych korporacji notowanych w Nowym Jorku. Ponadto sprawia, że amerykańskie akcje stają się droższe dla inwestorów z Europy.
Niemniej jednak jak na razie wpływ tego czynnika jest mocno ograniczony, a giełdowe indeksy pozostają w zasięgu swych wielomiesięcznych maksimów. Sytuacja może się zmienić pod koniec sesji, gdy inwestorzy zapoznają się z protokołem z ostatniego posiedzenia FOMC. Z przebiegu dyskusji będzie można wnioskować o nadchodzących zmianach w polityce monetarnej – giełdowych graczy będzie interesowało przede wszystkim to, czy obietnica utrzymania zerowych stóp procentowych w „dłuższym okresie” pozostała niezagrożona. Bowiem ekstremalnie luźna polityka monetarna Fed-u pozostaje jednym z podstawowych czynników wspierających giełdowo-surowcową hossę oraz umożliwia utrzymanie niskich rentowności papierów dłużnych.
K.K.
bankier.pl