Okazuje się, iż na szczytach władzy w Polsce jedną nieodpowiedzialność goni następna szokująca niefrasobliwość. Jakby stare porzekadło, iż Polak mądry po szkodzie absolutnie nie miało zastosowania w obecnej polskiej rzeczywistości. Czyżby z tragicznych ostatnich wydarzeń nie potrafiono wyciągnąć jakichkolwiek wniosków, a decydenci najzwyklejsze działania profilaktyczne dalej mają w głębokim poważaniu?
Na uroczystościach z okazji 70. rocznicy zbrodni katyńskiej, które odbywały się 7 kwietnia w Lesie Katyńskim, z szefem rządu Donaldem Tuskiem, udali się inni politycy. Wśród nich był minister gospodarki Waldemar Pawlak. Premier i wicepremier polecieli jednym samolotem – tym samym rządowym Tu-154, który rozbił się dwa dni później z 96 osobami na pokładzie.
– To było nierozsądne – przyznał w TVN24 Pawlak. Wicepremier tłumaczył jednak, że nie śmiał odmówić premierowi. – Jeżeli premier pyta: “polecisz?”, co w takiej sytuacji miałem odpowiedzieć? “No wiesz, słuchaj stary, ale ktoś powinien zostać”? – powiedział.
Pawlak, wspólny lot z Tuskiem, tłumaczył wyjątkowością sytuacji. Bronił się także tym, że w Polsce zostało kilkunastu ministrów. – To nie jest tak, że cały rząd w tym momencie udawał się Smoleńska – zastrzegł.
Wicepremier, odnosząc się do katastrofy w Smoleńsku, przyznał jednak, że w jednym samolocie nie powinno znajdować się tyle ważnych polityków i generałów. – Taka sytuacja nie powinna się zdarzyć. Było zbyt dużo osób, które zajmowały kluczowe pozycje – wyjaśnił.
W samolocie, który 10 kwietnia leciał do Smoleńska, poza prezydentem Lechem Kaczyńskim i jego małżonką Marią, znajdowali się najważniejsi politycy oraz wojskowi, m.in. szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego – gen. Franciszek Gągor, dowódca Marynarki Wojennej RP – Andrzej Karweta czy Dowódca Wojsk Specjalnych RP – Włodzimierz Potasiński.
Tuż po katastrofie na miejsce zdarzenia rządowym Jakiem-40 udał się premier Tusk w towarzystwie… wicepremiera Pawlaka! No i czyż to nie jest przejaw absolutnego braku wyobraźni?
***
Trzy samoloty Jak-40 i trzy śmigłowce W-3 Sokół, to jedyne maszyny jakimi mogą obecnie latać najważniejsze osoby w państwie. Reszta, ze względu na konieczne remonty i usterki, jest “uziemiona”. Specjaliści od prawie 20 lat apelują o wymianę wysłużonych samolotów dla VIP-ów.
Jak informuje wojsko w 36 Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego, który jest odpowiedzialny m.in. za przewóz najważniejszych osób w państwie, w czwartek do dyspozycji VIP-ów gotowe były trzy samoloty Jak-40 i trzy śmigłowce W-3 Sokół.
Po katastrofie samolotu Tu-154M pod Smoleńskiem formalnie na stanie “specpułku” jest osiem samolotów: jeden Tupolew, cztery Jaki-40, trzy M-28 Bryza, a także 12 śmigłowców: sześć Mi-8, pięć W-3 Sokół i jeden Bell 412 hp. Nie wszystkie z tych maszyn mogą latać z VIP-ami, a część – która jest do tego przygotowana – została czasowo “uziemiona” m.in. z powodu remontów lub usterek.
Na przykład drugi Tupolew jest w zakładzie remontowym w Samarze na obowiązkowym, generalnym przeglądzie, który każda maszyna musi przejść co pięć lat. Jego powrót planowany jest na 22 lipca.
O wymianie wysłużonych samolotów obsługujących najwyższe władze mówi się od lat 90. Już w 1993 roku Wojska Lotnicze i Obrony Powietrznej sformułowały wymagania dotyczące nowych maszyn.
Trzy lata później sprawą wyboru samolotu zajął się międzyresortowy zespół rządu Włodzimierza Cimoszewicza. Kolejne próby podejmowano w 1998 i 2002 roku, jednak gdy do finału doszedł jeden z trzech oferentów, rząd odstąpił od przetargu.
W grudniu 2006 r. został rozpisany kolejny przetarg na samolot dla VIP-ów, ale postępowanie zostało odwołane w połowie 2007 roku, gdy stwierdzono błędy w warunkach i kryteriach przetargu.
W 2008 roku kancelaria premiera ponownie opracowała założenia kupna trzech-czterech nowych samolotów średniego zasięgu (mniejszych niż Tu-154). Latem ubiegłego roku pojawiła się koncepcja “zagospodarowania” w drodze dzierżawy dwóch samolotów Embraer-175 brazylijskiej produkcji zamówionych przez PLL LOT, a wobec kryzysu niepotrzebnych przewoźnikowi.
W lutym MON informowało, że koncepcja wydzierżawienia maszyn jest aktualna. Rzecznik resortu obrony Janusz Sejmej mówił wówczas, że dzierżawa nie będzie wpływać na proces zakupu nowych maszyn w przyszłości. Informował też, że powoływany jest zespół, który przed ogłoszeniem nowego przetargu na zakup nowych samolotów określi potrzeby w tym zakresie.
Doszło do dramatu, a przepychanki o nowe samoloty dla najwyższych osób w państwie pewnie będą trwały kolejną dekadę. Niewiarygodne…
LP meritum.us, TVN24, PAP