Niestety, polskie elity polityczne wciąż demonstrują kompletny brak wyobraźni. Przypadek, który opisuje tygodnik “Wprost” niezbicie świadczy o niewiarygodnej niefrasobliwości, ocierającej się wręcz o głupotę, osób ze świecznika. Ostatnie zdarzenie tym bardziej przeraża, wszak doszło do niego 10 dni po smoleńskim dramacie! Tak więc, przed czy po szkodzie Polak zdaje się być tak samo – delikatnie mówiąc – nieodpowiedzialny…
Półtora tygodnia po katastrofie w Smoleńsku trzy najważniejsze osoby w Senacie – marszałek i dwóch jego zastępców – startowały małym sportowym samolotem z podmokłej łąki. Podczas startu samolot zagrzebał się w ziemi i wyciągać go musieli… strażacy. Czy doszło do złamania procedur bezpieczeństwa? Co gdyby doszło do kolejnej tragedii? – Marszałków Senatu szybko się wybiera – mówi „Wprost” marszałek Bogdan Borusewicz.
Do incydentu doszło 21 kwietnia na niewielkim trawiastym lotnisku we wsi Sierakowo koło Przasnysza. Marszałek Borusewicz wraz z dwoma swoimi zastępcami Zbigniewem Romaszewskim i Markiem Ziółkowskim oraz senatorem Andrzejem Personem był w drodze z pogrzebu senator Janiny Fetlińskiej na pogrzeb posła Macieja Płażyńskiego. Drogę z Przasnysza do Gdańska politycy postanowili pokonać wyczarterowanym sportowym samolotem Beechcraft King Air.
wprost.pl, meritum.us
aby przeczytać całość kliknij tutaj