0507-labiryntPolak naprawdę potrafi! Szczególnie jeśli musi… Czasami pomysłowość rodaków jest imponująca, a w tym konkretnym przypadku zasługuje na słowa uznania, jako że jest elementem udanej potyczki przeciętnego obywatela z absurdalnymi niekiedy przepisami obowiązującymi w kraju nad Wisłą. – Nie chcieli dać koncesji na alkohol, bo sklep jest za blisko Orlika – tłumaczy Jan Skwierawski. – Dlatego zbudowałem labirynt i wydłużyłem drogę. Obszedłem durne przepisy. O niecodziennym zdarzeniu informuje witryna Moje Miasto Szczecin.

Przy placu Giedroycia wybudowano nowe piękne boiska. Wydawałoby się, że wszyscy będą zadowoleni. Jak się okazało, jest zupełnie inaczej. Wraz z otwarciem boiska rozpoczęły się problemy jednego z przedsiębiorców, właściciela pobliskiego sklepu monopolowego.

– Sklep mam tutaj niemal od 10 lat – mówi Jan Skwierawski. Nagle okazało się, że nie mogę sprzedawać wina i wódki, ponieważ 90 metrów dalej jest Orlik. Wcześniej też było boisko i nikt nie robił problemów. Utrata koncesji oznaczałaby dla mnie bankructwo. Nasi radni ustalili sobie durne przepisy, że wymagane jest najmniej 100 metrów od sklepu do wejścia na boisko. Nigdy nie spotkałem się, by dzieci chciały kupić u mnie mocniejsze trunki. Piwo owszem, zdarzało się. Ale nie wino czy wódkę.

Właściciel długo myślał nad tym, jak rozwiązać problem. Komisja przyznająca pozwolenie na sprzedaż alkoholu dwukrotnie mu odmówiła. Nagle go olśniło.

Kupił drewniane płotki, mocne śruby i przed swoim sklepem wybudował labirynt. Tym samym wydłużył drogę dojścia do sklepu o kilkanaście metrów.

– Klienci pytali mnie na początku skąd ten cyrk, ale wszystko im wytłumaczyłem – mówi. – Komisja przyszła do mnie ze specjalnym kółkiem do mierzenia odległości i za wszelką cenę dalej chcieli się do mnie przyczepić. Prowadzili je przy samych krawężnikach. Wyszła im odległość 101 metrów. Wcześniej sam kupiłem taki przyrząd i wielokrotnie mierzyłem, by wszystko było ok.

Drewniany płotek jest bez wątpienia zaskakującym rozwiązaniem. Do posadzki przewiercony jest metalowymi śrubami. Właściciel dostał ostrzeżenie: płotek zniknie lub zostanie zdemolowany – to straci pozwolenie.

Na miejscu spotkaliśmy klientów sklepu. Nie byli zadowoleni z rozwiązania. Każdy jednak był za tym, by labirynt został. Przecież sklep nie może zniknąć.

Dojście do sklepu zajmuje teraz 30 sekund więcej – wylicza Paweł Hinnel. – Nie wiem, dlaczego robią takie problemy. Sytuacja jest lekko śmieszna, ale i żenująca.

Inni, bardziej “rozrywkowi” klienci, narzekali, że w pewnych sytuacjach i w pewnym stanie w tym miejscu łatwo jest się pogubić.

– To prawie jak w piramidzie, jak się tam wejdzie, to już trudno się wydostać – mówili. – Ktoś pijany na pewno nie wytyczy dobrze drogi. Wcześniej wchodziło się po schodkach i było u celu. A teraz? To droga przez mękę.

mmszczecin.pl, meritum.us

aby zobaczyć filmik unaoczniający całą absurdalną sytuację kliknij tutaj