Barack Obama niespodziewanie przerwał swój krótki urlop w Chicago, nagle udając się do Luizjany. W czwartek zjawił się z rodziną w “Wietrznym Mieście”, dzisiaj już był na południu USA. Powodem nagłej zmiany planów prezydenta jest narastająca krytyka rządu odnośnie niewystarczającej walki z katastrofą ekologiczną, wywołaną eksplozją na platformie wiertniczej koncernu BP i wciąż mającym miejsce wyciekiem ropy do Zatoki Meksykańskiej.
Prezydent spotkał się tam z emerytowanym dowódcą Straży Przybrzeżnej, admirałem Thadem Allenem, który zdał mu relację z prac przy usuwaniu skutków katastrofy.
Zapoznał się także z postępami prób podejmowanych przez koncern BP w celu zatamowania wycieku ropy metodą “top kill”. Inżynierowie z BP, współpracujący z ekspertami rządowymi, zapowiadają, że w ciągu najbliższych 48 godzin będzie można ocenić, czy próba się powiodła.
Tymczasem w Waszyngtonie rozważa się, jakie polityczne skutki dla Obamy może mieć katastrofa, która – jak już wiadomo – przekracza rozmiarami osławiony wyciek ropy z tankowca Exxon Valdez u wybrzeży Alaski w 1989 r.
Na konferencji prasowej prezydent podkreślał, że administracja sprawuje kontrolę nad sytuacją w związku z katastrofą. Zapewniał, że jest ona dla niego sprawą w pełni priorytetową i nawet wspomniał, że jego 10-letnia córka pyta go: tato, czy zatkałeś już tę dziurę?
Przyznał jednak, że rząd ponosi część odpowiedzialności, ponieważ zbytnio zaufał koncernowi BP i nie zapewnił właściwego nadzoru nad nim. W rezultacie wydzierżawione przez tę firmę urządzenie wiertnicze nie miało odpowiednich zabezpieczeń, co doprowadziło do eksplozji, pożaru i zatonięcia platformy 20 kwietnia.
Podlegająca Ministerstwu Spraw Wewnętrznych agencja MMS, która nadzoruje przemysł naftowy, przymykała oczy na nieprawidłowości w zamian za prezenty. Zdymisjonowano jej szefową Elizabeth Birnbaum. Czyli w jakimś sensie korupcja doprowadziła do wypadku o przerażających konsekwencjach.
Republikańska opozycja krytykuje też administrację za zbyt powolną – jej zdaniem – reakcję na katastrofę. Były główny strateg prezydenta Busha, Karl Rove, napisał w “Wall Street Journal”, że wyciek w Zatoce Meksykańskiej będzie “Katriną Obamy”. Nawiązywał do huraganu i powodzi w Nowym Orleanie w 2005 r., które obnażyły niekompetencję administracji George’a Busha w walce z klęskami żywiołowymi.
Według sondaży, w pierwszych tygodniach po wybuchu na platformie Deepwater Horizon zdecydowana większość Amerykanów uznawała, że jedynie koncern jest winien katastrofy. Ostatnio jednak sondaże pokazują spadek zaufania do rządu w usuwaniu jej skutków.
Do administracji mają pretensje mieszkańcy Luizjany i republikański gubernator tego stanu Bobby Jindal. Demokratyczna senator z Luizjany Mary Landrieu powiedziała, że prezydent zapłaci, niestety, polityczną cenę za katastrofę.
Tak więc wyniszczający faunę i florę Zatoki Meksykańskiej wyciek ropy będzie miał najprawdopodobniej implikacje czysto polityczne. I kto wie, jak dużych rozmiarów…
PAP, LP meritum.us