100103968MH027_PhiladelphiaNieprawdopodobne emocje towarzyszyły pierwszej konfrontacji ścisłego finału National Hockey League sezonu 2009/10. Nasze “Jastrzębie” w dzisiejszy wieczór w United Center po prawdziwym dreszczowcu pokonały “Lotników” z Filadelfii 6-5, mimo że goście aż 3-krotnie obejmowali w tym meczu prowadzenie. Wychodzący po spotkaniu z hali maksymalnie rozgorączkowani, ale równocześnie szczęśliwi sympatycy Blackhawks mogli jednak z ulgą skonstatować, iż najważniejszy jest zwykle pierwszy krok, a ten właśnie wykonali pupile całego Chicago w drodze po Puchar Stanley’a.

W początkowych minutach potyczki odnosiło się wrażenie, że Flyers kompletnie zaskoczyli Blackhawks szalenie agresywną, ostrą grą na całej długości i szerokości tafli. Obustronne ogromne tempo akcji wymuszało błędy i właśnie w takich okolicznościach przyjezdni wyszli na prowadzenie w 6,38. minucie spotkania. W pomeczowym protokole, jako strzelca bramki na 1-0 dla Philadelphii wpisano wprawdzie Ville Leino, ale to tylko dlatego, iż w hokeju nie ma samobójczych trafień. W rzeczywistości odbity przez naszego bramkarza krążek skierował do siatki Niklas Hjalmarsson. Naszych graczy nadal nie opuszczały nerwy i nie mogli jakoś złapać swojego rytmu gry. Olbrzymia stawka meczu też mogła początkowo nieco paraliżować młodszych członków ekipy “Jastrzębi”.

Na szczęście nie brakowało zawodnikom Hawks pasji i determinacji w dążeniu do zwycięstwa. Goście też walczyli do ostatniego tchu, stąd nastąpiła kapitalna wymiana ciosów. Wyrównał na 1-1 Troy Brouwer w 07,46 min., a 4 minuty później Dave Bolland – podczas gry w osłabieniu – przeprowadził indywidualną akcję zwieńczoną golem na 2-1 dla Blackhawks. Końcówka 1. tercji należała jednak do gości i po trafieniu Scotta Hartnella i bramce “do szatni” Danny’ego Briere kończyli pierwszą odsłonę prowadzeniem 3-2.

Druga tercja rozpoczęła się od nawałnicy bramki strzeżonej przez ekschicagowianina, a teraz golkipera Flyers Michaela Leightona, czego wymiernym efektem był już w 1,11. min. tej części gol na 3-3 Patricka Sharpa. 6 minut później za sprawą celnego uderzenia Blaira Bettsa “Lotnicy” ponownie prowadzili, tym razem 4-3. Jednak niezbyt długo cieszyli się z tego faktu, bo po kolejnych 2 minutach Kris Versteeg doprowadził do stanu 4-4. Huśtawki nastrojów w tej tercji mieliśmy jednak ciąg dalszy: gol Troy’a Brouwera na 5-4 dla “Jastrzębi” w 15,18 min. i wyrównanie na 5-5 Arrona Ashama niecałe trzy minuty później.

W ostatniej odsłonie padła tylko jedna bramka, która w ostatecznym rozrachunku dała jakże cenne zwycięstwo Blackhawks. W 8,25. minucie 3. tercji Tomas Kopecky sprytnie minął zmiennika Leightona – Briana Bouchera zdobywając decydującego o wygranej gola. Dzięki czemu nasz bramkarz Antti Niemi po końcowej syrenie – przy szalejącym z radości tłumie ponad 22 tysięcy fanów – utonął w ramionach kolegów.

Na koniec jeszcze mała uwaga odnośnie sędziowania. Zwykle arbitrzy w fazie playoffs są bardziej tolerancyjni niż w sezonie regularnym. Po prostu gwiżdżą tylko ewidentne przewinienia. No i tak też było w dzisiejszej potyczce, tyle że a’propos postawy graczy Flyers. Bo odnośnie nie do końca czystych zagrań zawodników Hawks panowie w czerni byli nad wyraz drobiazgowi. Stąd cztery razy odsyłali na ławkę kar chicagowian, a wobec gości nie uczynili tego nawet choćby w jednym przypadku. Na szczęście nie wypaczyli końcowego rezultatu i zwyciężył zespół lepszy.

W dzisiejszy wieczór mieliśmy małą powtórkę z historii, tyle że z zupełnie odmiennym finałem. Jakąś przedziwną ironią losu jest, że ostatni raz aż 11 goli padło w meczu ścisłego finału NHL 1 czerwca 1992 roku, czyli podczas poprzedniego, ostatniego udziału “Jastrzębi” w batalii o Stanley Cup. Wtedy to Blackhawks uległy w Chicago Stadium (później przeniósł się nasz zespół do United Center) 5-6 Pittsburgh Penguins i przegrały całą serię. Teraz było odwrotnie, więc… No, nie zapeszajmy…

* CHICAGO BLACKHAWKS – PHILADELPHIA FLYER 6-5 (2-3, 3-2, 1-0)

0-1 Leino (5. gol w playoffs) – asysty: Briere i Pronger 6,38 min.

1-1 Brouwer (3.) – asysty: Hossa i Sopel 7,46 min.

2-1 Bolland (6.) – bez asysty 11,50 min.

2-2 Hartnell (4.) – asysty: Briere i Pronger 16,37 min.

2-3 Briere (10.) – asysty: Leino i Hartnell 19,33 min.

3-3  Sharp (8) – asysty: Brouwer i Hjalmarsson 21,11 min.

3-4 Betts (1.) – asysty: Asham i Powe 27,20 min.

4-4 Versteeg (5.) – asysty: Kopecky i Keith 29,31 min.

5-4 Brouwer (4.) – asysty: Hossa i Hjalmarsson 35,18 min.

5-5 Asham (4.) – asysty: Briere i Hartnell 38,49 min.

6-5 Kopecky (4.) – asysty: Versteeg i Bolland 48,25 min.

Strzały na bramkę: 32-32

Widzów: 22.312

Drugi mecz serii w poniedziałek, ponownie w United Center, o 7 pm.

Leszek Pieśniakiewicz

meritum.us