100019130MW067_PhiladelphiaDrugi mecz batalii na szczycie najlepszej zawodowej hokejowej ligi świata i drugie zwycięstwo naszych “Jastrzębi”. W poniedziałkowy wieczór Blackhawks znów po emocjonującej potyczce pokonały – ponownie w United Center – Philadelphia Flyer 2-1. Tak więc plan na dwa pierwsze spotkania we własnej hali został wykonany w 100 procentach i chicagowianie prowadzą w serii 2-0. Upragniony cel jest blisko, coraz bliżej. Do zdobycia Pucharu Stanley’a potrzeba jeszcze dwóch wygranych.

Tym razem gradu goli nie oglądaliśmy, jak w pierwszym, sobotnim meczu (6-5), a to za sprawą bardzo dobrej dyspozycji obu bramkarzy. Zarówno Michael Leighton w ekipie “Lotników” jak i nasza ostatnia ostoja Antti Niemi prezentowali się od pierwszej syreny bardzo pewnie i już po inauguracyjnej tercji można było zakładać, że w tym dniu oni właśnie będą decydować o końcowym rezultacie. Ciut lepszy był Fin reprezentujący chicagowską ekipę, stąd ostateczne zwycięstwo “Jastrzębi”.

Mimo że tym razem mieliśmy iście piłkarski wynik, potyczka była emocjonująca, do ostatnich sekund trzymając w napięciu widzów. Z poziomem i tym razem było różnie, no, ale na tym etapie rozgrywek i przy tak wysokiej stawce liczy się przede wszystkim końcowy rezultat, a piękno gry ma mniejsze znaczenie. Zresztą trudno osądzać zwycięzców. Bo i czy za kilka lat ktoś będzie pamiętał, że Hawks w fazie playoffs sezonu 2009/10 stoczyły kilka fascynujących, kapitalnych spotkań z Nashville Predators, Vancouver Canucks czy San Jose Sharks, a w ścisłym finale męczyły się z Philadelphia Flyers? Jeśli zdobędą dla Chicago Stanley Cup będzie się o tym pamiętało przez sto lat, a wszystko co było po drodze pójdzie w naturalny sposób w zapomnienie.

Sprawa poniedziałkowej wygranej “Jastrzębi” rozstrzygnęła się praktycznie w przedziale 28 sekund. W takim wszak odstępie czasowym gospodarze zdobyli dwa gole, obejmując prowadzenie 2-0. Najpierw Marian Hossa w 17,09. minucie 2. tercji wykazał się dużym sprytem w zamieszaniu podbramkowym, przerzucając krążek nad parkanem golkipera “Lotników” i “guma” przekroczyła linię bramkową. W 17,37. min. po piekielnie silnym strzale Bena Eagera zasłonięty Leighton skapitulował po raz drugi.

Szaleńczy napór przyjezdnych w 3. tercji przyniósł im na szczęście tylko jedną bramkę. W 5,20 min. tej odsłony krążek po uderzeniu Simona Gagne znalazł w gąszczu stojących przed naszym golkiperem zawodników drogę do siatki bramki Hawks. Już do syreny oznajmiającej koniec regulaminowego czasu gry raz za razem chicagowskim fanom cierpła skóra, ale horror ponownie zakończył się szczęśliwie. Przede wszystkim za sprawę fantastycznej postawy Niemiego, który – zdaje się – wczoraj zdał najważniejszy egzamin w swojej karierze.

Generalnie jest bardzo dobrze. Po 6-5 i 2-1 w United Center mamy 2-0 w serii, czyli rezultat wręcz wyśmienity. Obiektywnie jednak trzeba przyznać, że “Lotnicy” zaskoczyli “Jastrzębie” bardzo ostrą, zdecydowaną i szalenie szybka grą. Są groźniejsi, niż można było zakładać. Mało kto spodziewał się bowiem, iż walka w tejże parze będzie tak bardzo wyrównana. Przez cały sezon regularny i fazę playoffs, aż do ostatniej serii to podopieczni Joela Quenneville narzucali rywalom swój styl gry. Teraz raczej jest odwrotnie. Stąd tym cenniejsze są oba zwycięstwa.

W środę i piątek (w obu przypadkach początek o 7 pm) dwie konfrontacje w Filadelfii. Gdyby miało być podobnie jak w niedalekiej przeszłości – lepsza postawa na wyjazdach niż u siebie – to akurat na tafli rywali “Jastrzębie” powinny pokazać pełnię swojej klasy, narzucając przy okazji “Lotnikom” własny styl gry.

* CHICAGO BLACKHAWKS – PHILADELPHIA FLYERS 2-1 (0-0, 2-0, 0-1)

1-0 Hossa  (3. gol w sezonie) – asysty: Brouwer i Sharp 37,09 min.
2-0 Eager (1.)  – asysta: Byfuglien 37,37 min.
2-1 Gagne (8.) – asysty: Richards i Carter 45,20 min.

Strzały na bramkę: 33-26 na korzyść Flyers

Widzów: 22.275

Leszek Pieśniakiewicz

meritum.us