O przeklinam tę chwilę,
kiedy stałam się tym czymś więcej
niż przeciętną kobietą
Gabriela Zapolska
Nigdy nie miałam prawdziwego domu
Gabriela Zapolska o sobie
Była aktorką, prozaikiem, dramaturgiem, publicystką, felietonistką i recenzentką. Nienawidziła obłudy i zakłamania. Potępiała ludzi świętoszkowatych i pruderyjnych. Chciała żyć inaczej, na przekór zasadom. Plotkowano zatem o niej niemiłosiernie. Nazywano ją kolekcjonerką kochanków i mężczyzn. Ona nie zważając na opinie szokowała wszystkich swoją indywidualnością, sposobem życia i bycia. Odważna i chimeryczna, wszędzie budziła sensacje i zgorszenie. Była wyjątkową osobowością. Jej bujne życie miało posmak sensacji, plotki czy wręcz skandalu. Jej życie i twórczość budzi do dziś wiele dyskusji i kontrowersji. Dramaty Zapolskiej grane są wciąż na całym świecie. W “Moralności pani Dulskiej” miała odwagę naruszyć model mieszczańskiej rodziny. To ona stworzyła pojęcie dulszczyzny.
Gabriela Korwin – Piotrowska urodziła się w 1857 roku w Podhajcach pod Łuckiem. Jej ojciec marzył o święceniach kapłańskich. W domowej kaplicy odprawiał nawet mszę, przebrany za księdza. Choć ożenił się z baleriną, religia była dla niego najważniejsza. Gabriela wyrastała w artystycznej atmosferze. Manie ojca i artyzm matki miały na nią ogromny wpływ. Zawsze była “chora na teatr”, zawsze uparta i samodzielna. Przebywając w Warszawie, u swojej ciotki, 19-letnia panna Gabriela, córka marszałka Wincentego Korwin – Piotrowskiego z Galicji wychodzi za mąż. Jej mąż to porucznik gwardii carskiej, Konstanty Śnieżko – Błocki. Młody małżonek był oficerem carskiej żandarmerii. Działo się to kilkanaście lat po powstaniu styczniowym. W Warszawie nie brakowało wtedy wdów i sierot po powstańcach. Podczas jej ślubu kościół Św. Krzyża na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie był otoczony rosyjską żandarmerią. To wszystko nie przysporzyło Zapolskiej sympatii. Jej małżonek okazał się cynicznym łajdakiem, interesował go tylko posag żony. Był pijakiem i typem rozpustnym. Rozstali się po czterech latach. Zapolska, ku zgorszeniu rodziny i znajomych, wstąpiła na scenę, grając w Teatrzyku Rozmaitości role komediowe. Przez pewien czas potem mieszkała w Warszawie.
Nie mogła być sama. Zakochuje się w dyrektorze teatru, choć wiedziała, że jej nie poślubi. Była w ciąży, kochanek by zatuszować skandal kazał jej jechać do Wiednia, by tam urodziła dziecko. Nad modrym Dunajem Zapolska rodzi córeczkę. Zostawia swe dziecko pod opiekę pewnej Frau i wraca do Polski. Po paru miesiącach umiera jej córka. Porzucił ją też dyrektor teatru. Podobno miał już dosyć tej kapryśnej histeryczki…
Ojciec tłumaczył wtedy córce, że powinna wstąpić do klasztoru i odpokutować za swoje grzechy. Była tam cztery miesiące, ale uciekła. Tułała się po Polsce grając rożne rólki w teatrach Krakowa i Lwowa.
Nieudane małżeństwo, rozliczne kłopoty osobiste i niepowodzenia literackie były powodem jej załamania nerwowego. Targnęła się na życie łykając fosfor z zapałek, ale ją odratowano.
Oto fragment listu Zapolskiej:
Co ci o Krakowie napiszę ? Chyba to, że gdy wyjdę na ulicę w moim białym futrze młodzieńcy krakowscy posyłają za mną posłańca, który pyta mnie : “Przepraszam! ci panowie pytają, czy pani z menażerii?”
Zapolska lubiła szokować ekstrawagancją, grywała przecież kobiety wyzwolone z przesądów, samodzielne, wyemancypowane.
Ja znienawidziłam mój kraj i ludzi w nim żyjących. Nie ziemię, nie niebo nasze, ale ich – tych śmiesznych głupich, bezczelnych, z oczyma wyblakłymi od rozpusty mężczyzn, te kobiety – literatki, gęsi pretensjonalne, poważne jak chińskie pagody, a w głębi duszy kryjące bezwstyd i histeryczne wybryki. I chciałabym od nich uciec do obcych, gdzie inaczej pracę cenią… – pisała rozgoryczona do Marii Szeligi.
Jej początki literackie były mierne. We wspomnieniach autorka Kaśki Kariatydy pisała…
Zaczęłam pisać młodo. Pierwsza moja nowela pt. “Jeden dzień z życia róży ” pojawiła się w “Kurierze Lwowskim” w roku 1881 (…) Pisałam. Pisałam tak, jak w mózgu śpiewało, z butną niepowtarzalnością młodziutkiej, wchodzącej w świat istoty. Nie przyszło mi do głowy, że jest jakiś naturalizm, że się nie mówi o tym w Polsce, że kobieta ma kolana. I oto spadł na mnie stek wyzwisk, brudów, kolumni w prasie, która od tej chwili przez dwadzieścia pięć lat wytrwała wiernie na tym stanowisku.
W 1883 powstają: Małaszka, Za jedną gwiazdkę, Moja mała, Pierwszy bal.
O Małaszce pisał J. Popławski… Gorszono się “brudnymi kolanami” bohaterki siedzącej na płocie. Scena, w której piękna mołodycia oddaje się zupełnie zmysłowemu paniczykowi była wprost niemoralna. Powieść realistyczna w rodzaju Zoli była u nas przed paru laty jeszcze nowością, szeptano o niej na ucho, aby nie psuć młodzieży. Na Małaszkę padał jeszcze cień z życia autorki, artystki dramatycznej. Mimo to, a może właśnie dlatego, rozchwytywano tę powieść, jak i wszystkie następne.
Gazeta “Słowo” pisała o Małaszce… Małaszka jest bardzo złą, ale nie jest prawdziwą, jest także bardzo niemoralną, ale jest zakłamaną, wedle kaprysu piszącej, nie modelowaną wiernie z natury.
Okrutnie zaatakował ją Wiat na łamach “Prawdy”. P. Zapolska w swych utworach literackich jest (…) aktorką, niczym więcej tylko aktorką lub reżyserką, ustawiającą na scenie marionetki i manekiny. W dodatku jest ona aktorką złej szkoły, aktorką prowincjonalną, pełną fałszu i przesady. Wiat posądził ją nawet o plagiat. Zdenerwowana pisarka wytoczyła mu sprawę sądową. Ten proces był wtedy sensacją w Warszawie. Aktorka – pisarka, skandalistka obyczajowa… oskarża redaktora “Prawdy”.
Niestrudzona Zapolska jedzie do Paryżą, by tam zrobić karierę w stylu Modrzejewskiej. Nie grzeszyła przecież nigdy skromnością. Z przekąsem pisała o tym mieście… Wszystko dla tych bydląt stanowi ten ubóstwiany Paryż, nędzny, głupi i śmieszny…
Nad Sekwaną też nie zrobiła wielkiej kariery. Choć Paryż był ważnym etapem edukacji naturalistycznej Zapolskiej. Pracowała w zespole Theatre Libre Andre Antoine’a. Był to teatr naturalistyczny, nadający olbrzymią rangę reżyserowi i postulujący autonomię widowiska teatralnego, które miało być syntezą sztuk: słowa, muzyki, obrazu.
Paryż zaważył jednak na całej jej późniejszej twórczości artystycznej. Nadsyłała stamtąd korespondencję do prasy krajowej. Nawiązała szereg znajomości z bochemą Paryża, także z polską emigracją orientacji socjalistycznej.
Nigdzie jednak nie zaznała spokoju. Wciąż wsłuchiwała się w opinie o jej twórczości literackiej.
Orzeszkowa w liście do Wiślickiego, redaktora “Przeglądu Tygodniowego” pisała: Wczoraj skończyłam czytać Przedpiekle. Wielki, pyszny, energiczny talent. Niepospolita plastyka i obrazowość, dużo rozumu, pełno wspaniale kreślonych ustępów. Z drugiej strony – według mego skromnego zdania – trochę zwichnięta równowaga poglądu na istotę ludzką w stronę człowieka – zwierzęcia, zbyteczne uogólnianie na całą kobiecość frenetycznej zmysłowości, będącej dominującą cechą tylko u jej pewnej części, trochę lekkomyślności – tu i ówdzie – nagości słowa, bez której rzecz mogłaby być równie silną, a mniej rażącą estetycznie.
Zapolska potrzebowała takiej opinii, to ją mobilizowało, dodawało jej skrzydeł.
Pisała do Wiślickiego…
“Co do Żabusi, to wierz mi Pan, iż połowa żon w Warszawie do tej kategorii należy. Dlatego wiem, że zrobi piorunujący efekt, bo z życia skradziona…
W następnym liście do niego – 1890 r. – kreśli…
Wigilia za parę dni… ja na obcej ziemi! Boże! Czyż to serce nie da mi spokoju i wiecznie do kraju rwać się będzie? (…) Połamało mi się życie w drzazgi, połamało strasznie i Panu powiem, ze łzami, że… jestem więcej niż nieszczęśliwa! (…) Nie mam nic, jestem żebraczką moralną, nie mam domu własnego, rodziny, nikogo! Cierpię w tej chwili jak wygnane szczenię, cierpię bardzo! Bardzo! Pisz Pan do mnie – błagam Cię!
Choć tak bardzo pragnęła miłości i własnego domu, nie mogła na dłużej zatrzymać żadnych uczuć. W 1892 roku zerwała romans z młodszym od niej, Stefanem Laurysiewiczem. I znów pisała:
Takie jak ja kobiety nie mogą być ani żoną ani matką (…) Ja nie mogę osiąść w Moskwie jako Twoja utrzymanka.(…) Ty straciłbyś z pewnością posadę, a jeśli nie, to awans Twój i znaczenie by ucierpiało. Ja przestałabym pisać, stałabym się manekinem bez duszy, bez woli, bez chęci. Zmęczeni, znudzeni, stalibyśmy naprzeciw siebie jak dwaj galernicy skuci jedną obrożą.
Zapolska dbała o publicity. W liście do Wiślickiego pisała:
Spotkał mnie sukces niespodziewany, nadzwyczajny, upajający (…) Grałam wczoraj przed elitą Paryża i co Pan powiesz!!! Wzięłam go szturmem! Brawa ogłuszające literalnie przerywały mi co chwila mowę. Wejściem moim, nie wymówiwszy jeszcze słowa, już wywołałam oklaski (…) Jestem consacre (uświęcona) przez Paryż. Teraz pracować muszę szalenie. Mam zacząć sezon jesienny Norą. Będzie to evenement w Paryżu i postawi mnie w rzędzie znakomitości. Co pan chcesz ? W kraju dla mnie miejsca nie było. Wygryźli mnie. Idiotki zmanierowane i przesadzone zajęły moje stanowisko.
Sukcesów ogromnych nie było jednak w Paryżu. Zapolska coraz częściej myśli o literaturze. Oto jej list do Laurysiewicza (1892)…
Scena mi już nic nie mówi. Ambicją moją – pisać! pisać! Sama się przekonałam, że ci co pisali, żyją wieki całe pomiędzy społeczeństwem. Co zostało z aktorów? Garść prochu, o którym się czasem wspomni (…) Ponieważ umierać mamy, umierajmy ładnie i nawet po śmierci bądźmy ładną legendą. Prawda?
Do Szczepańskiego w 1898 roku pisze:
… Wczoraj p. Ehrenberg napadł na mnie w straszny sposób. Wyszło to a propos Przybyszewskiego, że objął “Życie”(…) nazywając mnie “podstarzałą wszetechniczką”, która trzęsie po prostu Krakowem (!!!) Pisze, że nawet “Czas” mizdrzy się do mnie i skacze przede mną jak pies, że cała polska prasa płaszczy się, że nawet “Ruch Katolicki” podniósł sutannę i tańczy, jak ja mu zagram (…) Wszystko to dowodzi, że ja rządzę Galicją, prasą, teatrem i że tak “ogłupiam” całą inteligencję krajową, że oprócz mnie nic nie widzi na świecie…
Zapolska wróciła do Warszawy w 1895 roku. Zaangażował ją Teatr Rozmaitości. Jej występy miały dobre recenzje. Trud nauki w teatrach paryskich przynosił efekty. Ale ciągle jej czegoś brakowało, była chimeryczna i niespokojna. Nie potrafiła współpracować z aktorami, miała do nich lekceważący stosunek. Zarzucano jej też kontakty ze środowiskiem rosyjskim, czego nie wybaczyła jej patriotyczna opinia. Zapolska wyjeżdża zatem do Krakowa. Tam cieszy się wielkim powodzeniem. Jej aktorstwo sięga szczytów. Aż nagle otrzymuje od austriackiej policji “radę”, by jak najszybciej opuściła Galicję. Podobno miało to polityczne i patriotyczne podłoże. Aktorka opuszcza Kraków udając się do Lublina. Potem gra w Petersburgu i Warszawie. Ale znów wróciła do Krakowa. Tym razem spełniła nadzieje dyrektora Pawlikowskiego, choć miała już 40 lat. Knuła jednak nieustannie intrygi. Uważała się za genialną aktorkę, na wszystkich patrzyła z lekceważeniem. Narzekała na intrygi i złośliwe figle czynione wobec niej.
Po premierze Małki Szwarcenkopf autorka urządziła w hotelu Metropol bankiet dla prasy. Wydrukowano zaproszenia po polsku i w żargonie żydowskim. Było to skandaliczne. “Głos Narodu” krytykuje Zapolską. Niezwykła była też jej zemsta. Przed następnym spektaklem ułożyła na fotelach loży redakcyjnej pięć psich kagańców, żaden z recenzentów nie zasiadł w teatrze. Istotnie, wielką była złośnicą. Odwet gazety też był brutalny. Po premierze sztuki “Handlarka uśmiechów” napisano: Sztuczydło wystawiono chyba dlatego, aby dać sposobność bohaterce (była nią Zapolska) pokazać biust i łydki. Sztuka zrobiła fiasko. Nie pomogły bukiety z łopuchu i czerwonych goździków. Wielu widzów opuszczało teatr w czasie przedstawienia. Nie pomoże blansz i róż, gdy handlarka stara już. (Głos Narodu 1897 r.)
Pamiętajmy jednak, że w owym okresie, lata 1897-1898, Zapolska była już od dziesięciu lat głośną autorką… Kaśki Kariatydy, Przedpiekła, Żabusi, Małki Szwarcenkopf, Tamtego. Popularność zdobyły jej też satyryczno-obyczajowe komedie i opowiadania. Mimo wszystko ciągle ją atakowano.
9 X 1898. Przyznam Ci się, że gdy teraz patrzę na te rozpitą bandę “Młodej Polski ” ( Och!!!) z p. Przybyszewskim zaślinionym, pijanym na czele, wstręt mnie ogarnia. To ani artystyczne ani piękne. Przeciwnie, to robi wrażenie bandy pijanych pluskiew
… pisała do Janowskiego.
Potem napisała dramat Tamten, którego sukces przeszedł wszelkie oczekiwania. Ale Zapolska traci popularność w Krakowie, przenosi się do Lwowa. Tu olśniewa widzów swą grą i kreacjami. Ale niestety jej kariera aktorska szybko kończy się.
Ciągle nie mogła znaleźć prawdziwej miłości. Zakochała się w dyrektorze “Życia”… Ludwiku Szczepańskim. Był młodszy od niej o 15 lat. Ale romans z anemicznym dekadentem nie trwał długo.
Pisała do niego:
Gdybyś mnie kochał inaczej, życie nasze byłoby się ułożyło – pamiętaj , jak ja płakałam na samą myśl, że się to może skończyć. Ty wtedy po kryjomu wysyłałeś meble do Wiednia.
Potem poznała Stanisława Janowskiego, malarza. Był młodszy od niej o 11 lat. Po wielu perypetiach wzięli ślub w 1901 roku. Gabriela Korwin – Piotrowska – Śnieżko – Błocka – Zapolska stała się de facto panią Janowską.
Jeszcze przed ślubem pisała:
Jeśli nie chcę być żoną Twoją, ja to czynię z prostej uczciwości. Ty piszesz, iż nie dodałbyś mi “blasku” jako mąż. To ja, przeciwnie, byłabym plamą błota na Twym uczciwym i zacnym nazwisku (…) Gdy mi powiedziałeś, że chcesz się ze mną ożenić, doznałam jakby pchnięcia nożem w serce…
Ale w nastepnym liście wyznaje:
Pozwól mi wolno i spokojnie badać siebie, gdyż dzieje się we mnie teraz ważny przewrót w mym życiu (…) Choroba moja wstrząsnęła nie tylko mym ciałem, ale i mą duszą (…) Boję się, że moje dawne złe instynkta wrócą (…) Gdy mnie zobaczysz, znajdziesz mnie inną. Inną moralnie, inną fizycznie. Włosy moje są czarne. Farba z nich powoli zeszła. Kto wie! Może i z mej duszy farba schodzi i nareszcie i ja zostanę sobą, kobietą, a nie kłamliwym, zbłąkanym ogniem.
Ich małżeństwo było buurzliwe. Janowski żałował tej decyzji. Wiecznie znerwicowana, zburzona, poważnie chora i wściekła na cały świat, była wyjątkowo trudną we współżyciu, uskarżał się Janowski. Uciekał od niej i wracał. Po latach pisał:
W tym czasie ku nieszczęściu mego życia poznałem Gabrielę Zapolską. Nie od pierwszego jednak wejrzenia zająłem się jej osobą, nie przypuszczając w ogóle, że w moim życiu odegra rolę…
Małżonkowie pojechali do Krakowa. Zapolska chciała znów być aktorką. Założyła nawet szkołę dramatyczną . Uzyskała zgodę od Namiestnictwa na występy publiczne. Ale nękające ją choroby oraz pogarszające się stosunki w małżeństwie zniweczyły wszystko.
Wszystko ją irytowało, wszystko przeszkadzało i o wszystko miała do mnie pretensje, nawet gdy pies w odległej willi zaszczekał (…) Irytowało ją, gdy w sąsiadującym z nią pokoju, przy zamkniętych nawet drzwiach, paliłem papierosa… pisał Janowski.
W 1903 r. pisze do męża:
Piszę dnie całe. Chcę stanąć na tym stanowisku, z którego mnie Wyspiański, Żeromski i Przybyszewski zepchnęli. Ambicję mam straszną i chcę spokoju koniecznego do pracy.
W 1906 r. pisze do Janowskiego:
Zabrałam się do pisania sztuki i mam kilka scen. Muszę skończyć na 15-ty i oprócz Feursteina nigdzie nie wyjdę i nikogo nie chcę widzieć, bo mnie to strasznie męczy.
Dwa tygodnie później donosi mu:
Ponieważ piszę, więc od kilku dni mam straszne przykrości z żołądkiem. Nie jem, wymioty mnie męczą, co począć! Feurstein mówi” Nie powinna Pani jeszcze pisać”. Ja wiem, ale muszę.
13 listopada:
Jestem tak spracowana Dulską, że ledwo żyję (…) Jutro kończę sztukę. Nie wiem, jaka jest, ale zdaje się dobra. Pisałam jednym tchem.
W liście do Lenartowicza donosi:
“Pisałam tę sztukę prawie nieprzytomna z osłabienia, ale pisałam, bo chciałam mieć na kurację (…) Patrz głębiej, nie przez śmiech ludzi, których bawi seria konceptów. Tam zakończenie jest główną wagą – ten okrzyk rozpaczy Meli (…) zwróć uwagę na to, jak gładko się tam spełniają zbrodnie. Może to nie będzie się Panu podobało, ale widzi Pan, ja zawsze hołdowałam prawdzie życiowej, to jest temu, co daje życie – momentem brylantowego piękna i smutnego zła. I nie można jednego od drugiego rozłączać, bo wtedy nie będziemy się rozumieć, my ze sceny i my ze sali”.
Zbliżał się koniec. Janowski odszedł od niej finalnie w 1912 roku, gdy ona romansowała już z młodym hipnotyzerem i okultystą, doktorem Radwanem – Pragłowskim. Do męża napisała list:
“Urządzaj sobie życie według twej woli, nie oglądaj się zupełnie na mnie. Wiem, że masz mnie dosyć, i że chcesz zmienić tryb życia. Z panem Bogiem!
Potem szukała Janowskiego bezskutecznie przez parę lat. Odezwał się z frontu, że przyjedzie. Ale nie zdążył, spóźnił się. Ograbiona z majątku i prawdopodobnie otruta umarła samotnie 17 grudnia 1921 roku, we Lwowie. Miała 64 lata.
Janowski pisał we wspomnieniach… uchyliłem drzwi pokoju, w którym zakończyła życie. Firanki były tak jak za jej życia, opuszczone i panował tam półmrok, który pozwalał zaledwie rozeznać leżące na łóżku skulone jej ciało, nakryte kołdrą. Głowę miała odwróconą do ściany tak, że jej nie widziałem(…) Robiła na mnie wrażenie śpiącej, odczułem jednak silnie tragiczność jej śmierci, człowieka opuszczonego przez najbliższych, a cały ten obraz, który miałem przed oczyma, wydawał mi się jakbym patrzył na wnętrze, w którym dokonano mordu.
Zapolska w najtrudniejszych latach, w okresie trapiących ją chorób napisała najznakomitsze utwory. W twórczości szukała rekompensaty za nieudane życie. Była mistrzynią w zakresie problematyki obyczajowej, demskowała obłudę i zakłamanie. Smagała bezlitośnie hipokryzję obyczajową. Ona, kobieta wyzwolona, dwukrotnie zamężna, wielokrotnie zakochana, skandalistka swoich czasów otworzyła oczy pruderyjnym świętoszkom. Zawsze broniła biednych i pokrzywdzonych. Oskarżano ją do ostatnich dni życia za niemoralność, eksponowanie problemów ciała, epatowanie brudem życia i poruszanie tematów tabu.
Pozostała legenda, która wciąż trwa.
Janusz Kopeć