Szykuje się jedna z największych afer w nie tak przecież jeszcze długiej historii internetu. Inwigilacja za pomocą sieci jest bowiem prostsza niż w jakiejkolwiek innej formie. Stąd nie dziwi wielkie wyczulenie na naganne praktyki gigantów w tej branży, zbierających prywatne dane użytkowników. Trzydzieści stanów USA przygotowuje wspólne śledztwo o łamanie prywatności przeciwko koncernowi internetowemu Google. Amerykański gigant informatyczny oskarżony jest od podglądanie prywatnych niezabezpieczonych sieci wi-fi, czyli bezprzewodowego internetu. Bardziej od kar finansowych szefowie firmy boją się wizerunku multimiliardowego koncernu światowego, który zagląda użytkownikom do ich własnych domów.
Powodem awantury, która może skończyć się dla firmy utratą wizerunku, jest kontrowersyjna usługa Street View. Pozwala ona na wirtualne spacery po całym świecie. Ale tylko w miejscach, które sfotografowały specjalne samochody Google. Pojazdy te robią zdjęcia całemu otoczeniu drogi. Google już wcześniej musiał się tłumaczyć ludziom, którzy wcale nie mieli ochoty być fotografowani z ukrycia. Dotyczy to na przykład klientów prostytutek czy sklepów erotycznych, którzy z przerażeniem zorientowali się, że cały świat może oglądać ich twarze w internecie.
Ale rozpoczęte właśnie w USA śledztwo może dowieść, że Google dopuścił się poważniejszego naruszenia prywatności, i to na większą skalę.
Szefowie Google plują sobie teraz w brodę, że zgodzili się na utworzenie mapy bezprzewodowych sieci internetowych, czyli wi-fi. Miała pozwolić użytkownikom na szybkie wyszukiwanie miejsc, gdzie mogą skorzystać z bezprzewodowego połączenia. Samochody Street View logowały się więc do napotkanych niezabezpieczonych sieci i nanosiły ich zasięg na mapę. – Popełniliśmy wielki błąd – stwierdził Eric Schmidt, dyrektor wykonawczy amerykańskiej firmy.
W ten sposób Google zdobył zawartość internetu użytkowników. Wśród przechwyconych danych mogły znaleźć się wiadomości poczty elektronicznej, dane o kontach bankowych i hasła.
– To było przypadkowe – bronią się władze firmy. Tłumaczą również, że prywatne dane zostały wykasowane z wielkich serwerów Google.
Ale w Australii i Niemczech już zaczęło się śledztwo w sprawie naruszenia prywatności. Kradzież danych zbadać ma również policja francuska. – Google dokonał największego złamania prywatności w historii – powiedział minister komunikacji Australii Stephen Conroy. – Nie może tu być mowy o żadnym przypadku. Ich programy zostały zaprogramowane właśnie po to, by zbierać dane – mówił. – Polityka prywatności Google jest troszkę straszna – dodał.
Największe śledztwo rozpoczęli właśnie Amerykanie. Na jego czele stoi Richard Blumenthal, prokurator generalny Connecticut. – Podgląd ulicy (street view) nie może być kompletną inwigilacją, w której atakuje się prywatną przestrzeń i zasysa osobiste dane – powiedział Blumenthal. – Konsumenci mają prawo i potrzebę wiedzieć, jakie dokładnie dane przechwycił Google – dodał.
(…)
polskatimes.pl, LP meritum.us