Niespodziewanie pojawił się sensacyjny wręcz wątek katastrofy na smoleńskim lotnisku 10 kwietnia br., w której zginął prezydent Lech Kaczyński i pozostałe 95 osób znajdujące się w tragicznym momencie w prezydenckim samolocie. Gdyby przypuszczenia, o których informuje witryna polskiej telewizji publicznej się potwierdziły, niemal cały dotychczas kreślony scenariusz tragicznego w skutkach wydarzenia ległby w gruzach. Póki co wstrzymajmy się jednak z daleko idącymi wnioskami, jakkolwiek stawiana przez tvp.info hipoteza jest mocno intrygująca.
Jedną z przyczyn katastrofy prezydenckiego Tu-154M mogła być komenda, jaką pilotom wydali kontrolerzy ze smoleńskiej wieży – tak mogą świadczyć zeznania pilota rządowego jaka, do których dotarły „Wiadomości”. Ich treść znacząco różni się od zapisów stenogramów z czarnych skrzynek, które przekazali Polsce Rosjanie.
Czy kontrolerzy na smoleńskim lotnisku mogli wciągnąć załogę prezydenckiego tupolewa w śmiertelne niebezpieczeństwo? Do stawiania takich pytań skłaniają zeznania pilota Jaka-40, który 10 kwietnia rano lądował w Smoleńsku. Z jego przesłuchania wynika, że wieża poleciła pilotom Tu-154 zejść na szalenie niebezpieczną wysokość – 50 metrów. Porucznik Artur Wosztyl siedział wówczas w kabinie jaka. Włączył radio.
– Słyszałem korespondencję prowadzoną pomiędzy Tu-154 a wieżą w Smoleńsku. Słyszałem, iż kontroler lotniska poinformował załogę tupolewa o widzialności 400 metrów. I jeszcze słyszałem, jak mówił do nich, żeby nie schodzili poniżej 50 metrów – jak nie zobaczą lotniska, odeszli na zapasowe – można przeczytać w zeznaniach.
Rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej, mimo umówionej rozmowy, nie odbierał telefonu.
Jak wyglądały rozmowy rosyjskich kontrolerów z załogą tupolewa, do tej pory wiedzieliśmy tylko ze sporządzonego przez Rosjan stenogramu z nagrań czarnej skrzynki. Ale jest on bardzo niekompletny. Pełnomocnik rodzin ofiar katastrofy, mec. Rafał Rogalski mówi nawet więcej: – Biorąc za podstawę stenogramy, które przekazała strona rosyjska, stoją one w sprzeczności ze zgromadzonym w sprawie materiałem dowodowym. Przede wszystkim chodzi tutaj o istotne informacje dotyczące komend wydawanych przez wieżę jak również innych parametrów lotu.
Ze stenogramu wynika, że wieża poleciła pilotowi tupolewa podjąć decyzję o lądowaniu na wysokości 100 metrów. Tuż po tym fragmencie, rosyjskim śledczym nie udało się rozszyfrować półtorej minuty nagrania. Możliwe, że właśnie w tym momencie wieża koryguje wysokość decyzji do 50 metrów, co wiązałoby się z ogromnym niebezpieczeństwem.
Ekspert lotniczy Krzysztof Zalewski z miesięcznika „Lotnictwo” komendę wieży o zejściu na 50 metrów nazywa niezrozumiałą. – Pamiętać należy o tym, że w momencie wyprowadzenia samolot ma bezwładność, no i moim zdaniem, nie miałby wtedy możliwości bezpiecznego wyprowadzenia. Dlatego tego rodzaju decyzję można by określić jako nieodpowiedzialną – mówi.
Zwłaszcza przy panującej w Smoleńsku pogodzie i w dolinie, w którą tuż przed lotniskiem znalazł się rządowy samolot. To kolejna zagadka związana z komendami padającymi z wieży. Przed kilkoma tygodniami „Wiadomości” informowały, że – jak wynika ze stenogramów – rosyjscy kontrolerzy podawali błędne informacje o odległości samolotu od pasa. Przez to piloci mogli nie wiedzieć, że podchodzą do lądowania kilometr za wcześnie, właśnie w jarze znajdującym się tuż przed lotniskiem.
Polscy śledczy mają przed sobą jeszcze mnóstwo pracy, zwłaszcza, że muszą przesłuchać kolejne 100 osób – rodziny ofiar. Bez tego Rosjanie nie mogą im nadać statusu pokrzywdzonych. Tyle, że wielu członków rodzin już zeznawało w Moskwie i nie wspominają tego najlepiej. – Zapytali mnie, po co on naprawdę tu przyleciał. Uważam, że to są pytania naprawdę nie na miejscu. Nie mówiąc już o tym, że pytania o to, na ile ja wyceniam to, co się stało, jest po prostu wręcz haniebne – opowiada Małgorzata Wassermann.
Dodatkowe przesłuchania zlecane przez Rosjan nie powinny jednak opóźnić tego, co wydaje się dla naszych śledczych ważniejsze – dokładnego odczytania zapisów czarnej skrzynki.
tvp.info, LP meritum.us