0707bobosAmeryka  to przedziwny kraj. Tu wszystko może się zdarzyć. Wszelkie dziwactwa świata i nonkonformizmy rodzą się tutaj. Ameryce wszystko wypada. Ten młody i dynamiczny kraj wciąż zadziwia świat. Nie tylko swą potęgą ekonomiczną, także kulturą, sposobem życia i bycia, obyczajowością, innością. Ciągle się zastanawiam, jak to się dzieje, że wszystko co amerykańskie postrzegane jest gdzie indziej jako barwne i ciekawe. Pochód amerykańskiej kultury masowej na świecie jest zadziwiający. Ameryce  wszystko wypada, być purytańską matroną i rozwydrzoną nastolatką, zacnym profesorem i krzykliwym studentem. Ameryka podbija świat swoim dynamizmem, innością, entuzjazmem. Kraj ten dzięki wolności ma wszystko… bogactwo i biedę, blichtr i szyk, brutalność i łagodność, naiwność i cynizm, niezwykłe piękno i brzydotę, dynamicznych ludzi. To wszystko przekonuje, działa na wyobraźnię. Dlatego Ameryka fascynuje i zadziwia świat. Nawet jeśli ktoś nie lubi tego kraju, musi go podziwiać za dynamizm i entuzjazm.

Tu wszystko się zmienia, powstają nowe prądy i kierunki. Ciągle mamy w pamięci hippisów, dzieci- kwiaty, rewolucję seksualną, pokolenie baby-boomers. Była to społeczna rewolucja w Ameryce, która zmieniła mentalność. Hippisi chcieli zburzyć burżuazyjne społeczeństwo, obalić drobnomieszczańskie maniery i przyzwyczajenia. Ten ruch społeczny  otworzył oczy Ameryce, ale zburzył hierarchię wartości. Przestała zachwycać się własnym bogactwem, dostrzegła inne obyczaje i wartości, popatrzyła nieco inaczej na człowieka osaczonego bezdusznością systemu. Byli też yuppies, którzy pragnęli czegoś innego. Podobno bogactwo nie daje szczęścia, ale pozwala wygodnie być nieszczęśliwym, przynajmniej w Ameryce. W kraju Lincolna i tradycyjnego republikanizmu, co 20 lat powstają nowe trendy.

Teraz pojawili się bobos

Nazwa pochodzi od “bohemian bourgeois” – burżuazyjna cyganeria. Tę grupę społeczną  tworzą absolwenci amerykańskich uniwersytetów, ludzie młodzi, prężni, żądni życiowych przygód. Pochodzą z różnych klas i grup społecznych. Połączyło ich wykształcenie i wysokie zarobki. Powstał barwny melanż wykształconej elity. Wszyscy ukończyli prestiżowe uniwersytety…Harvard, Princeton, Yale, Berkeley, Dartmouth, Cornell… lub jak ktoś woli ” Ivy league university”, uzyskując magisterium z wynikiem magna cum laude.

To młode i wykształcone pokolenie zmienia obecnie  mentalność, sposób bycia i życia Ameryki. Bobos swoim stylem zadziwia Amerykanów. Są odmienni, delikatni, z dobrymi nanierami, naturalni, nie afiszują swego bogactwa. Wydają się być wiecznymi studentami, kochającymi wiedzę, naukę, sztuki piękne i przygodę.

Bobos – to wizytówka Ameryki, ścisła elita tego kraju

Zarabiają średnio 100 tys. dolarów rocznie. Są to jednak pieniądze zarobione, a nie odziedziczone po rodzicach. Taki dochód ma zupełnie inną wartość w dzisiejszej Ameryce. Czesne na uniwesytetach, które kończyli bobos to 30-40 tys. dolarów rocznie. Gdyby nie pomoc bogatych rodziców, tylko niektórzy mogliby zdobyć takie wykształcenie. Większość bobos to dzieci pokolenia baby-boomers, gniewnego pokolenia lat 50., które zmieniło  znacząco życie Ameryki.

Stany ciągle się zmieniają. Na początku XX wieku w dobrym stylu było demonstrowanie rasistowskich i antysemickich poglądów. Dziś nawet taka etykieta przekreśla zupełnie człowieka. Kiedyś nowobogaccy budowali ogromne zamczyska, snobowali się na europejską arystokrację. Dziś taki styl to napuszone dziwactwo. Obecnie nie wypada eksponować bogactwa. Warto szczycić się wiedzą, podziwem dla sztuki. Pamietamy czasy prezydenta Reagana, rewolucję konserwatywną, ożywienie rynku, erę yuppies (young upward professionals… młodzi pnący się w górę profesjonaliści). Hippisi pragnęli zburzyć burżuazyjne społeczeństwo, yuppies byli ich odwrotnością. Potem wszystko się zdewaluowało, nikt nie wiedział co jest modne, aż… nagle pojawili się bobos

Wszystkiemu winna rewolucja informatyczna… kariera Krzemowej Doliny, komputery, internet, nowe rynki pracy, nowe zawody. Mamy erę postindustrialaną, nigdzie przecież nie dymią kominy fabryczne. Teraz, by odnieść sukces w Ameryce trzeba być super wyształconym intelektualistą. To coś nowego , przedtem Ameryka zachwycała się protestanckim etosem, etyką pracy. W erze informatyki zmienił się rynek pracy. Teraz milionerami stają się kreatywni ludzie spoza finansowego establishmentu. Nastał czas artystów kapitalizmu. Dziś powieścipisarz zarabiający mniej niż milion dolarów rocznie cieszy się wiekszą estymą niż bankier, który zarabia 50 milionów.

Dziś w Ameryce 11 milionów gospodarstw domowych posiada dochód 100 tysiecy dolarów rocznie. Tylko 20% Amerykanów ukończyło college, ale obsolwenci tych uczelni zarabiają  o 75% więcej od swych współobywateli, którzy ukończyli tylko szkołę średnią. Ostatnie 30 lat w Ameryce to triumf ludzi wykształconych. Zmienili oni dawną protestancką kulturę. Zmieniają oni wizerunek bogatego amerykańskiego prostaka.

Bobos to nowa elita tworząca tak zwany oświecony kapitalizm

Nastąpiła pewna fuzja wartości i postaw. Teraz interesy różnych klas i warstw społecznych zaczynają się przenikać, stają się wspólne. Finalnie łączą się w konglomerat nowego społeczeństwa. Do tej grupy dołączyła też  upper middle class.

Ale bobos są odmienni. Nie zachwycają się statusem finansowym, jak to robili yuppies. Ten pokaz bogactwa nie jest dla nich “cool”. To przecież tandetna etykieta, która przystoi nuworyszom i prowincjuszom. Dziś nie wypada demonstrować bogactwa. Bogatym się jest, to jakoś samo emanuje. Oczywiście trzeba mieć dom ekologiczny najlepiej za parę milionów, urządzony stylowo a la bobos. Należy się ubierać zgodnie z etykietą bobos, ale niczego na pokaz, broń Boże. To deklasuje. Bobos nie demonstrują zamożności, noszą się jak Bill Gates w stylu młodzieżowo-uniwersyteckim, na luzie. Paradują w lnach i bawełnach, w kolorach szaro-beżowo-seledynowo-ziemistych. Dla nich Bill Gates jest cool, Donald Trump persona non grata.

Bobos cenią  przywiązanie do prostych rodzinnych wartości i obyczajów. Dzisiaj do dobrego tonu należy gotować na oczach gości, być naturalnym. Istnieją dwie grupy bobos. Piersza, to tak zwani “żywiciele”. Rekrutują się oni z zawodów społecznie użytecznych, nobilitujących. Druga to  “drapieżcy”. Należą tu prawnicy, lekarze, finansiści, prawnicy, maklerzy. Ta grupa zarabia wielkie pieniądze w sposób bardziej bezwzględny, mniej nobilitujący.

Bobos oczywiście ma snobów. Bardzo modne jest  klasyczne wykształcenie, znajomość greki , łaciny. Kto cytuje Hegla, Arystotelesa, Schillera, Goethego, kto zna Freuda, egzystencjalizm, uchodzi za super special. Kiedyś bogacze chronili bardzo tradycje, moralność. Pracowali dla korporacji, mieszkali na suburbs. Bohema artystyczna natomiast zawsze miała umysł wolny, rebelianckie pomysły. Teraz, w erze informatyki, te wszystkie odmienności połączyły się.

Bobos żenią się późno. On ma 32 lata, ona 29. Erotyzm jest ważny w ich życiu. Jednakże tonują demonstrowanie publiczne uczuć, to nie przystoi ludziom z wyższych sfer. Według nich rewolucja seksualna w Ameryce nadal trwa.

Bobos interesują się środowiskiem, sozologią, jedzą żywność organiczną, kochają ekologiczne produkty. Obowiązuje ich społeczna wrażliwość, a biznes podąża podobno tylko za ich upodobaniami. Godzą niejako konsumpcyjny styl życia z okrzykami wojennych ekologów.

Niby lekceważą konsumeryzm ale kupują lodówki za 3 tysiące dolarów. Kuchnie w ich domach to oazy nowoczesności, fukcjonalności i odmienności. Kuchnia jest centrum domu. Stąd podobno emanuje ciepło na całą rodzinę.

Bobos wyznają romantyzm połączony z oświeceniem

Przenoszą sią na suburbs. Kochają wieś i małe miasteczka, naturę. Twierdzą, że ludzie wypaleni przez rytm wielkiego miasta i drapieżne korporacje winni szukać natchnienia hen hen daleko, gdzieś na pustkowiu. Oni to  kupują małe farmy, gdzieś tam daleko na Dzikim Zachodzie, w Montanie. Urządzają domostwa odmiennie, stylowo, ale  z wielką prostotą. Chcą być inni, chcą żyć dawnym życiem zwykłych ludzi. Po nabożenstwie w kościele omawiają sprawy ważne dla wspólnoty, a te wspólnoty stają się bardzo elitarnymi osiedlami. Rodzą się nowe polis. Powstał specyficzny mariaż protestanckiej etyki, szacunku do środowiska i poszanowania mieszczańskiej tradycji.

Bobos popierają publiczne szkoły, ale posyłają swe pociechy do szkół prywatnych. Być może sami próbowali narkotyków, ale nie chcą słyszeć by ich dzieci paliły trawkę. Musimy być odmienni. Pieniądz nie może nas zdeprawować, mówią bobos. Życie nasze musi być ciągłą przygodą. Istnieje ogromny konflikt między ich sukcesem, prawdziwą cnotą, prawością i obywatelskością. Ale bobos nie przejmują się tym. Twierdzą, że w dzisiejszym świecie musisz być hybrydą, tyle bowiem  różnych uwarunkowań i odmiennych wartości.

W dzisiejszej Ameryce nie ma przecież rycerskości, poczucia publicznego obowiązku, niewinności, dobrych obyczajów. Nie ma ladies, nie ma gentlemen. Nie ma honoru, nie ma dzielności i męstwa. Te wszystkie stare, postindustrialne wartości bardzo spłowiały u progu XXI wieku. To hippisi zranili amerykańską kulturę.

Bobos nie mogą zatem żyć jak anioły w Edenie pełnym niebezpieczeństw. Muszą być sobą.
Ale żyją odmiennie. Ich ekologiczne domy to fotrece pełne inności… antyczne klamki, ściany pokryte mchem, dekorowane batikiem z Tybetu, prowincjonalne gabinety, ostro ciosane belki pachnące żywicą, mazaiki z kamienia etc, etc.

Bobos noszą flanelowe koszule, kochają len, odzież w ludowe wzory, podziwiają chłopską kulturę. Są niczym Amisze współczesnej Ameryki. Preferują proste życie, w stylu chłopskim. Życie – według nich – winno mieć patynę i prostotę. Ostentacyjność jest dla nich wstydem. Bycie bardzo nowoczesnym jest niemodne.

Bobos kochają zatem wszystko co proste, ludowe i rustykalne. Ich domy pełne są staroci. Wiszą w nich stare lampy naftowe, dawne narzędzia gospodarskie, stoją mechaniczne młynki do kawy.

Bobos kochają  proste materiały i tkaniny, zwykłe dywany z trawy, drewniane zabawki dla dzieci, ceramikę, maski afrykańskie, statuetki Indian, figurki egipskie, wiejskie sosnowe ławki, proste meble, staroświecką sztukę, ogromne koszyki…

Dekoarcja ich domów to melanż różnorodności. Otaczają się sztuką ubogich, prześladowanych. Bogacze kupują rzeczy, których nigdy nie kupi proletariat. My kupujemy te same rzeczy co ludzie biedni, mówią bobos. To nie hipokryzja, musimy się wyzwolić z kultu pieniądza. Wszystko to jest nostalgią za minionym czasem, naród z obsesją produkcji i ogromnej konsumpcji musi szukać swoich korzeni.

Dzisiaj trzeba myśleć o wszystkim…

o ochronie “rainforest”, ociepleniu klimatu, życiu Indian w Ameryce, pokoju na świecie, nierówności społecznej, ale trzeba pracować i ciągle się kształcić. To my, mówią bobos, wtargnęliśmy do biznesów, zmieniliśmy tam wszystko. Żyjemy nowymi ideałami, nowymi wartościami. Mówimy nawet inaczej, bardziej skrótowo i syntetycznie. Reczowniki stały się czasownikami. Amerykanin nie zachwyca się już silnym i bezwzględnym managerem. To przeszłość. Dziś trzeba być młodym, śmiałym, awangardowym, mieć otwarty umysł. Ameryka staje się coraz bardziej “casual”. Dzisiaj poważne persony, właściciele biznesów ubierają się bardzo na luzie. Paradują w czapeczkach niczym gwiazdy rock’n’rolla, noszą drogą lnianą odzież, wielokolorowe swetry, zwykłe skarpety, drogie sandały, często dżinsy. Na naszych oczach umiera biznesowy strój, te białe koszulki, te garnitury, ta napuszona urzędniczość.

Dzisiaj by zachwycić kolegów w pracy  trzeba grać na flecie, malować, wynaleźć coś, jeździć harleyem, popierać zielonych. W dobrym stylu jest czytać powieści Emila Zoli, znać tragedie Szekspira. Wkraczamy bowiem bezpowrotnie w erę rozumnego społeczeństwa. Dawny biznesmen to antyintelektualista, konformista, filistyn, typ bezwzględny. Obecny biznesmen, poza fachowością,  musi posiadać artystyczne i humanistyczne wartości. Dawny szef chciał twojej pracy, dzisiejszy pragnie twojej duszy… Obecnie ważny jest styl zarządzania, sposób organizowania pracy, analiza naukowa, praktyczna wiedza i umiejetności. Ludzie biznesu mówią dziś jak artyści.

To oni nadają Ameryce socjalny kod, kreują obyczajowość

Tak więc nie bójmy się, że mamy samych mizantropów, bezimiennych robotów mieszkających w niedostępnych bunkrach, ale mamy też intelektualistów patrzących na świat nieco inaczej, bardziej serdecznie.

Bobos traktują pracę jako coś co kochają, praca to przygoda intelektualna, czasem nawet misja, czy kontynuacja hobby. Tak więc bobos mówią jak hippisi, chodzą jak yuppies, niby potępiają materializm ale otaczają się bogactwem. Ta nowa elita hołduje wiedzy, traktuje życie jako wielką przygodę. Prowadzą firmy według hasła: “nie możesz oddzielić swoich socjalnych i towarzyskich dążeń od biznesu”.

Bobos nie piją alkoholu, nie palą papierosów. Kochają aktywność fizyczną. To kaplice i katedry naszego pokolenia, coś dla ciała i coś dla ducha. Podróżują tam, gdzie opowiada się ludowe historie, robi tkaniny artystyczne, słucha muzyki ludowej. Zachwycają sie tradycjami, rytuałami i obrzędami. Kochają farmerów, rybaków, rzemieślników i opalonych emerytów. Lubią każdego, kto nie posiadał programu “frequent flyer”. Jeżdzą do Prowansji, Toskanii, do Grecji, odwiedzają Andy i Nepal. Tam ludzie nie mają kart kredytowych, nikt nie słyszał o Michaelu Jordanie i T-shirts. Oni są spokojni, bezchmurni. To  nas zachwyca. Wszystko przecież musi służyć naszej życiowej misji, bycia spokojnym i szczęśliwym.

Bobos to awangarda czy ariergarda Ameryki ? Przekonamy się o tym za parę lat.

Janusz Kopeć

Chicago, 2010