Wiosna pąkami strzeliła jak z bata, zielone drzewa listkami migocą,
a głupie serce rwie się do Krakowa – gdzie moja wiosna majem zapłonęła.
Gdzie srebrny księżyc płynie ponad miastem i gwiazdy nocą
na blaszanych dachach szukają ciszy, która tam usnęła.
Jedna z gwiazd wielu na Zygmunta dzwonie ognik swój kołysze
– jak matka dzieciątko.
Na plantach się błąka cień wiosennej nocy, na ławce usiądzie
po długim spacerze i rusza nad Wisłę, by w wodnej topieli
– ujrzeć Wawelu wspaniałe odbicie – jak zamek błyszczy w księżycowej bieli.
A gwiazdy wokół zamczyska tak krążą – jak auta w południe na mogilskim rondzie.
Tam wszystkie marzenia nocami się budzą i płaczą na rynku
– jak małe dzieciątka.
A kiedy słońce ponad strome dachy wspina się niby taternik na skały,
– miasto się budzi, ruszają tramwaje. Wiosennym ogrodem
tam rynek rozkwita, i już po godzinie Kraków prawie cały
oddycha powietrzem niezupełnie zdrowym. Choć chłodem powiewa,
tam serce gorące i szczęście przychodzi
– jak wróżka do dziecka.
…a głupie serce rwie się do Krakowa; do ostrych jak miecze wież,
do polskich krzyży, wąskich uliczek i kolorowych witraży.
Każdy na obczyźnie o swym miejscu marzy, które wrosło w duszę
i w sercu tkwi też. Bo tam na wiosnę rozkwitają kwiaty, takie jak dawniej
– kiedy dzieckiem byłem.
Władysław Panasiuk