Czyżby faktycznie następowało w ekspresowym tempie ocieplenie klimatu, w wyniku czego Chicago upodabnia się do miejsc charakterystycznych dla strefy podzwrotnikowej? Na plaży w okolicy samego centrum “Wietrznego Miasta” pojawiły się palmy, dzisiaj z kolei w Chicago River złapano małego aligatora. Niestety, zwolennicy globalnego ocieplenia póki co muszą powstrzymać się z ogłaszaniem potwierdzenia faktami ich teorii, jako że w obu przypadkach sami ludzie mają udział w tychże niecodziennych zjawiskach.
W czwartkowe popołudnie policja otrzymała zgłoszenie, że w wodach Chicago River w północno-zachodniej części naszej aglomeracji dostrzeżono krokodyla. Operacja pojmania egzotycznego gada (na poziomie 3400 N. Rockwell St.) zakończyła się sukcesem w piątek we wczesnych godzinach rannych i okazało się, że był to mały aligator.
Widywany raczej na Florydzie niż w Chicago blisko 80-centymetrowy drapieżnik wyłowiony z rzeki w Illinois byłby sensacją przyrodniczą, gdyby nie fakt – jak autorytatywnie stwierdziły odpowiednie służby naszego stanu – że po prostu ktoś nieodpowiedzialny wypuścił do wód Chicago River aligatora. No i stąd całe zamieszanie, z sensacyjnym posmakiem.
Tak więc palmy przy Lake Shore Drive to li tylko letnia atrakcja plażowa wykoncypowana przez włodarzy miasta, a obecność egzotycznego gada w rzece Chicago jest dziełem żartownisia bądź znudzonego posiadaniem w swojej posesji aligatora mieszkańca chicagowskiej aglomeracji. I tylko tyle, wszak oba zjawiska namacalnym dowodem na ocieplenie klimatu póki co być nie mogą.
Tekst i zdjęcia
Leszek Pieśniakiewicz
meritum.us