1. 0806-kuczynska– Prezydent nie zdecydował się użyć policji. Mam wrażenie, że PiS jest zawiedziony, że oczekiwano dramatu, na przykład złamania ręki starszej kobiecie, żeby rzucić rozeźlonych ludzi na pałac jak na Bastylię – twierdzi publicystka Halina Flis-Kuczyńska na łamach “Rzeczypospolitej”.

Artykuł Piotra Skwiecińskiego „Abdykacja, a nie rokosz” z wtorkowej „Rzeczypospolitej” został napisany zapewne przed odezwą PiS w sprawie krzyża przed Pałacem Prezydenckim. Do tego momentu jeszcze można by, choć z trudem, uwierzyć w uzasadnienie poglądu autora, że postępowanie prezesa Jarosława Kaczyńskiego od chwili przegrania wyborów prezydenckich jest rodzajem abdykacji. Że nie zdobycie władzy jest dziś nadrzędnym celem tego polityka, ale walka o prawdę, o danie tej prawdzie świadectwa, jak dawała świadectwo prawdzie opozycja demokratyczna przed przełomem 1989 roku.

Takie porównanie jest chybione. Opozycja demokratyczna w Polsce, i wszyscy w niej uczestniczący bądź ją wspierający, mieli doświadczenie płynące z obserwacji kolejnych ekip rządzących Polską. Kolejne dekady przynosiły ustępstwa władzy, lata siedemdziesiąte i osiemdziesiąte lżejsze były od lat pięćdziesiątych. Wiadome się stało, że opierając się władzy, można było uzyskać kolejne ustępstwa, jednak myślenie o przejęciu tej władzy nie wydawało się w ogóle realistyczne, dopóki stał za nią potężny Związek Radziecki ze swoimi garnizonami w całej Europie, aż po Berlin.

Opozycja demokratyczna pracowała częściowo dla siebie, żeby żyć w lepszym kraju, ale głównie dla przyszłych pokoleń, które żyć będą, gdy marzenie o wolnej Polsce będzie się mogło urzeczywistnić, a imperium radzieckie, jak każde imperium w historii, kiedyś osłabnie i się rozpadnie. To „kiedyś” było melodią nieokreślonej przyszłości.

Podżeganie do nieposłuszeństwa

Nie można tego porównywać z sytuacją Jarosława Kaczyńskiego i jego partii. Działają w demokratycznym kraju, w którym barier systemowych nie ma. Przepustką do władzy są wybory parlamentarne. Wystarczy je wygrać, czyli przekonać wyborców, że się jest dla nich alternatywą najlepszą. Raz, w 2005 roku, się udało. Dlaczego nie miałoby się udać po raz drugi? Byleby przedstawić siebie w świetle jak najlepszym, a zaostrzyć sposób pokazywania konkurentów politycznych, zarzucając im na każdym kroku błędy, pomyłki, zaniechania i złą wolę. Przedstawiając rządzących dziś Polską jako nie tylko leni i nieudaczników, ale zdrajców posłusznych woli obcych potęg, szczególnie Rosji.

(…)

Halina Flis-Kuczyńska

rp.pl

aby przeczytać całość kliknij tutaj