0810-ojciez-zieba1“Upartyjnienie” symbolu śmierci Chrystusa jest i nieuczciwością, i wielkim zgorszeniem dla bardzo wielu wierzących – pisze filozof i duchowny Maciej Zięba na łamach “Rzeczpospolitej”.

Zdążyliśmy już zapomnieć, że przez pierwszych osiem lat III Rzeczypospolitej trwała w Polsce – powtarzając celne określenie Jarosława Gowina – zimna wojna religijna.

Najgłośniejsi działacze ZChN zachęcali do walki o krzyże, wielu księży podawało numery list wyborczych, na które winni głosować katolicy, na ambonach czy w gazetach przywoływano ideał Polaka-katolika.

Renesans skrajnych postaw

Instrumentalne traktowanie wiary przez niektórych polityków sprowokowało Jarosława Kaczyńskiego do diagnozy, że “najkrótsza droga do dechrystianizacji Polski wiedzie przez ZChN”. Jednocześnie niewybrednie atakowano wówczas Kościół, najważniejsi politycy lewicy mówili o księżach jako o “trzeciej płci” lub że “papież nie rozumie już Polski”, w najpoczytniejszych gazetach zaś pisano, że pontyfikat Jana Pawła II wylądował na mieliźnie, a “starszy pan z Watykanu stracił wyczucie moralne”.

Postawy skrajne miały się świetnie i umiejętnie polaryzowały całą sferą życia publicznego aż do konstytucyjnego sporu wiosną 1997 roku. Dopiero pielgrzymka Jana Pawła II w czerwcu 1997 r., rozbijająca ideologiczne czarno-białe opisy świata, zahamowała ten proces. Reakcją na tę pielgrzymkę była zgoda lewicowych polityków na – celowo odwlekaną przez lata – ratyfikację konkordatu. Ta umowa, podpisana przez prezydenta Polski i papieża, poprzez unormowanie podstawowych relacji pomiędzy państwem polskim i Kościołem uśmierzyła obawy jednych, że Polska stanie się państwem wyznaniowym, a innych – że państwo stanie się narzędziem laicyzowania społeczeństwa.

Postawy skrajne powróciły tam, gdzie ich miejsce – na margines. Centrum zostało poszerzone i stało się miejscem – mniej czy bardziej racjonalnej, mniej czy bardziej kulturalnej, ale jednak – rozmowy. Każdy rozsądny człowiek powinien to traktować jako duże osiągnięcie polskiej demokracji, każdy polski patriota powinien to osiągnięcie uznawać za narodowe dobro, którego nie powinniśmy utracić.

Wydaje mi się jednak, że w Polsce znowu do głosu dochodzą postawy skrajne i nader skutecznie próbują zawłaszczyć sferę publiczną. Nie jest to jednak dobre ani dla Kościoła, ani dla Polski. Z jednej strony mamy niewielką grupkę skrajnie zacietrzewionych ludzi broniących krzyża przed prezydenckim pałacem (można zrozumieć ich emocje, nieufność oraz obawy, ale nie wolno się pogodzić z artykułowaną w tej grupie agresją oraz pogardą dla innych). Niestety, ludziom tym dodaje animuszu i znaczenia polityczne poparcie głównej partii opozycyjnej.

Cena za demokrację

To “upartyjnienie” symbolu śmierci Chrystusa jest i nieuczciwością, i wielkim zgorszeniem dla bardzo wielu wierzących. Z drugiej strony wykorzystuje się ten nieszczęsny incydent jako argument, że żyjemy w państwie wyznaniowym i że trzeba rozpocząć walkę o jego świeckość. Oba te obozy, aby uniknąć enumeracji, nazwijmy je umownie “skrajną prawicą” i “skrajną lewicą”, mają swój interes, żeby ten spór się zaostrzał, a nawet by przerodził się w poważny konflikt społeczny – nową wojnę religijną.

(…)

Maciej Zięba

Autor – dominikanin, filozof i teolog – jest dyrektorem Europejskiego Centrum Solidarności w Gdańsku. W latach 80., przed wstąpieniem do zakonu, był doradcą “Solidarności” oraz dziennikarzem “Tygodnika Solidarność”

“Rzeczpospolita”

aby przeczytać całość kliknij tutaj