Od dawien dawna wiadomo, że granica między jakąkolwiek legalną a tą wykraczającą poza przepisy prawa działalnością organizacyjną jest bardzo cienka. Po prawdzie nie sposób jej wytyczyć bez infiltracji, stąd poczynania w celu zagwarantowania całkowitego bezpieczeństwa zwykłym obywatelom przez takie służby jak FBI wydają się być w pełni uzasadnione. Nie wszystkim jednak podoba się nadmierna kontrola i powołując się na zapisy w Konstytucji Stanów Zjednoczonych podnoszą larum. Jak choćby bardzo kontrowersyjna, niby ekologiczna, ale mająca też już złą sławę Greenpeace, która zarzuca FBI nielegalne “prześwietlanie”. Ciekawe, bo przecież jeśli ktoś jest czyściutki jak łza, a jego działalność wręcz statutowo ma być transparentna nie powinien się obawiać żadnych kontroli. Legalnych czy też nielegalnych…
Ministerstwo Sprawiedliwości USA przyznało, że FBI niesłusznie śledziło poczynania niektórych lewicujących organizacji po ataku terrorystycznym 11 września 2001, choć ich działalność nie miała nic wspólnego z islamskim terroryzmem. Ale odrzuciło zarzut o polityczne motywy dochodzeń.
Organizacje obrony praw obywatelskich oskarżały FBI o politycznie motywowane dochodzenia naruszające ich zagwarantowaną w konstytucji swobodę wypowiedzi. Sugerowały, że za rządów prezydenta George’a Busha federalna policja śledziła te ugrupowania z powodu ich opozycji wobec wojny w Iraku.
W raporcie Inspektora Generalnego ministerstwa odrzucono ten zarzut, podkreślając, że FBI nigdy nie naruszała zasady wolności słowa i po 11 września badała jedynie, czy rozmaite organizacje nie mają powiązań z terroryzmem.
Przyznano tylko, że “bezpodstawnie” śledzono działalność takich ugrupowań jak organizacja ochrony środowiska Greenpeace i organizacja obrony zwierząt PETA. Podkreślono jednak, że motywem dochodzeń było zbadanie, czy nie popełniają one przestępstw, a nie ich działalność polityczna.
LP meritum.us, PAP