0930-ekwador-2W Ekwadorze, jednym z najbiedniejszych krajów Ameryki Południowej, miała dzisiaj miejsce próba zamachu stanu. Około 800 policjantów (w sumie siły policyjne w Ekwadorze liczą 40.000 osób) wszczęło rebelię, a w stolicy tego 14-milionowego kraju Quito siły bezpieczeństwa opanowały parlament, żądając ustąpienia prezydenta Rafaela Correry, który dzierży to stanowisko od 2006 roku. Doszło do zamieszek ulicznych i aby opanować sytuację rząd wprowadził stan wojenny. W obronie prezydenta stanęło wojsko. Podejrzewa się, że rozruchy były inspirowane z zewnątrz.

Stan wyjątkowy został proklamowany bezpośrednio po tym, gdy uczestnicy buntu policji zajęli w czwartek wczesnym popołudniem czasu miejscowego siedzibę ekwadorskiego parlamentu. Uczestnicy buntu przeciwko uchwalonemu w środę przez Zgromadzenie Narodowe przedłużeniu w policji stażu wymaganego do uzyskania awansu oraz zniesieniu niektórych nagród pieniężnych okupowali budynek Kongresu na znak protestu przeciwko nowej ustawie.

Parlament był okupowany przez 130 członków policji należących do jednostki, której zadaniem jest jego ochrona. Dołączyli do nich inni uczestnicy buntu policji. Parlamentarzystów nie wpuszczono do gmachu.

Prezydent Ekwadoru Rafael Correa – według różnych doniesień – przebywa z członkami swej osobistej ochrony w szpitalu wojskowym na terenie koszar policyjnych, otoczonym przez zbuntowaną policję. Znalazł się tam, gdy wycofując się przed agresją policjantów, którzy strzelali do niego granatami z gazem łzawiącym, zwichnął nogę. W szpitalu zoperowano mu kolano.

Jak podaje agencja AFP, uwięziony w szpitalu Correa powiedział w wywiadzie telefonicznym: – W Ekwadorze stoimy wobec próby zamachu stanu inspirowanej przez opozycję i niektóre sektory sił bezpieczeństwa.

Wprawdzie dowództwo naczelne ekwadorskich sił zbrojnych zapewniło prezydenta, że zachowuje lojalność wobec rządu, ale bunt policji zmilitaryzowanej nastąpił w bardzo delikatnym momencie – nazajutrz po tym, gdy Correa oświadczył, że zastanawia się nad rozwiązaniem Kongresu, który zwleka z zatwierdzeniem projektów ustaw redukujących wydatki państwa. Rozwiązanie parlamentu i ogłoszenie przedterminowych wyborów pozwoliłoby prezydentowi na przeprowadzenie cięć budżetowych na podstawie dekretów.

Protest policji zmilitaryzowanej i jego bezpośrednie konsekwencje w Quito, Guayaquil i innych miastach Ekwadoru sprawiają, że sytuacja w kraju stała się “delikatna”, ponieważ powoduje “destabilizację rządu i demokracji” – oświadczył minister koordynator bezpieczeństwa wewnętrznego i zewnętrznego Miguel Carvajal.

Wcześniej protestujący zajęli stołeczne lotnisko. W Quito i w Guayaquil zaczęło się plądrowanie miasta. – Jeśli chcecie zabić prezydenta, jest tutaj do waszej dyspozycji – wołał prezydent do demonstrujących policjantów.

Komunikacja lotnicza ze stolicą Ekwadoru, gdzie zbuntowani policjanci wraz z grupą żołnierzy zablokowali pasy startowe, została zawieszona. W stolicy kraju rozpoczęło się plądrowanie sklepów.

Correia próbował nawiązać dialog ze zbuntowanymi członkami pułku policji zmilitaryzowanej w Quito. Pojawił się wraz z ministrem spraw wewnętrznych Gustavo Jalkhem w oknie koszar tego pułku i wygłosił do policjantów zebranych na dziedzińcu dramatyczne przemówienie. Odwoływał się do ich poczucia obowiązku.

– Jeśli chcecie zająć koszary – zajmujcie, jeśli chcecie zostawić obywateli bez ochrony, jeśli chcecie zdradzić swą misję policjantów, swą przysięgę – zdradzajcie, ale ten prezydent i ten rząd będą nadal wypełniali swój obowiązek – powiedział Correa. Zakończył słowami: – Jeśli chcecie zniszczyć ojczyznę, zniszczcie ją, ale ten prezydent nie uczyni ani kroku wstecz. Niech żyje ojczyzna!

Policjanci odpowiedzieli, rzucając w jego kierunku granatami z gazem łzawiącym. Według źródeł rządowych, prezydentowi trzeba było udzielić pomocy w szpitalu z powodu podrażnienia dróg oddechowych.

W Quito pracodawcy odesłali do domów pracowników wielu zakładów, zamykane są sklepy, a młodzież odsyłana ze szkół do domów.

LP meritum.us, PAP

0930-ekwador-1