1005-helikopter

Z życia prezesa (fragment pamiętnika)

PONIEDZIAŁEK:

Muszę zmienić sekretarkę. Skończyła 19 lat. Za stara.

WTOREK:

Dzisiaj zaczyna się szkolenie w Kapsztadzie.
Samolot do RPA nie chciał czekać na mnie godziny.
Poleciałem do RPA z dachu mego biurowca śmigłowcem. Wszystko pójdzie w koszty.

ŚRODA:

Podróż trochę się przeciąga. Międzylądowanie w Paryżu.
Faktycznie, to nie kasztany są najlepsze na placu Pigalle.

CZWARTEK:

Tankowanie w Kairze. Śmigłowiec wypił 1000 litrów. Ja tylko 7.
Naród nieużyty.
Kazałem by przynieśli do mnie piramidy. Nie chcieli.
Przecież nie chciałem za darmo.
Podobno są bardzo duże.
A na zdjęciach mają tylko kilka centymetrów.

PIĄTEK:

Spotkałem kumpli w Kapsztadzie. Szkolenie jest O.K.
Tankują już od poniedziałku.

SOBOTA:

Kumpel z RPA ma urodziny. Jest prezesem kopalni diamentów.
Dałem mu w prezencie helikopter. Nie będę ciągnął złomu z powrotem ze sobą.

NIEDZIELA:

Niestety szkolenie się kończy.
A zapowiadało się fantastycznie.

PONIEDZIAŁEK:

Prezes od diamentów obiecał mi w rewanżu sekretarkę
Podobno jest ciemna.
Co tam, wszystkie sekretarki są ciemne.
Dorzucił kilo diamentów. Fajny kumpel.

WTOREK:

Powrót do kraju. Tym razem rejsowym samolotem niestety.
Żadnego międzylądowania.

ŚRODA:

Rozpakowałem sekretarkę. Okazało się, że jest ciemna dosłownie.
Zmieniłem wyposażenie biura.
Wszystkie meble czarne.

CZWARTEK:

Okazało się, że kolorystycznie jest wszystko w porządku, ale sekretarka zna tylko angielski i bantu. Zatrudniłem tłumacza.
Wszystko pójdzie w koszty.

PIĄTEK:

Dzisiaj moje urodziny. Dostałem od Zarządu nowy helikopter.
Ten poprzedni miał już rok.
Sekretarka się stara, ale mówi, że paznokcie jej przeszkadzają w pisaniu.
Dobrze, że nie przeszkadzają w czym innym.

SOBOTA:

Próbny lot nad Warszawą. Kazałem obniżyć Pałac Kultury.
Za bardzo przeszkadza w lataniu.

NIEDZIELA:

Jak to dobrze, że dziś niedziela. Trochę wytchnienia po tygodniu kieratu.
A może wziąć urlop???

PONIEDZIAŁEK:

Posiedzenie Zarządu. Skandal. Chcą mi obniżyć pensję o 10% – wychodzi mi, że o10 tysięcy!
Jak ja zwiążę koniec z końcem?
Nawet na paliwo do BMW nie starczy!

WTOREK:

Zmieniłem Zarząd. Ten poprzedni był już stary.
Miał już rok.

ŚRODA:

Delegacja załogi. Ach jak ja tego nie lubię.
Marudzili, że od pół roku nie dostają pensji.
Jakby nie wiedzieli, że ledwo wiążę koniec z końcem.

CZWARTEK:

Delegacja z Chin. Gadają trochę niezrozumiale. Ale najważniejsze, że dali mi w prezencie nową sekretarkę. Ta czarna już się trochę zużyła.
Skąd ja wezmę żółte meble?

PIĄTEK:

Trochę kłopotów z Chinką. Okazało się, że zna tylko chiński.
No i trochę japońskiego. Skąd ja wezmę tłumacza?
Chinka egzamin w łóżku zdała celująco.
Nadal brak koncepcji w sprawie mebli. Chyba po prostu zmienię marmury w budynku na jaśniejsze.
Pójdzie w koszty.

SOBOTA:

Praca prezesa nigdy się nie kończy. Zrobiłem uroczysty bankiet z nowym Zarządem. Zamówiłem TIR trunków.
Starczyło. Pójdzie w koszty.
A złośliwi śpiewają: “Niech żyją nam prezesi przez szereg długich lat.
Gdy prezesi piją w gorzelni wódki brak”. Owszem z pierwszą częścią się całkowicie zgadzam.
Ale z drugą? – Oczerniają na każdym kroku.

NIEDZIELA:

Dziś tylko trzy słowa. Kac, kac, kac.

PONIEDZIAŁEK:

Graliśmy z kumplami w pokera. Wygrałem nową sekretarkę, podobno Rosjanka. No, kondycję to ona ma … Tylko że pobiły się z tą Chinką. Nie wiem o co, przecież zaspokajam je obydwie. Ta nowa ma niestety podbite oko. Trzeba będzie załatwić L4, i pchnąć ją na plastykę twarzy… Na szczęście nie będzie z tym problemu, w końcu jestem szefem

… Narodowego Funduszu Zdrowia!