Twarze i poezja
„Zaduszkowe rozważania”
Każdego dnia spotykamy na ulicach ludzi o różnych twarzach. Jak ważne są oblicza nietrudno się przekonać. Moim zdaniem twarz jest najważniejszym zewnętrznym odzwierciedleniem duszy człowieka. Każda rysa coś oznacza, o czymś ważnym mówi, czasami są to momenty szczęścia, lub „wieki” smutku. Coraz trudniej w XXI wieku zachować twarz, trudno być dobrym człowiekiem, a jeszcze trudniej odważnym.
Być odważnym, znaczy pisać prawdę, malować dobro i zło, nie bacząc na krytykę, ona bowiem ukierunkowuje twórczość i samego artystę. Malować twarz – to malować całego człowieka: jego wnętrze, zmysły, a nawet cechy.
Codzienność wykrzywia nasze oblicza: bieda wywołuje – trwogę, strach – przerażenie, a bogactwo – grymas. Gdzie zatem jest szczęście? Skoro tak mało widoczne, czyżby uśmiech stawał się trudnością w sztuce? Wyorane na czole czasem i troską bruzdy świadczą o przemijaniu.
Wszystko przemija, ale nie obrazy, one stają się tylko przeszłością, ale jakże ważną!
Tylko one potrafią opowiadać dziwne historie, przypominać naszych przodków, których nawet nie pamiętamy. Każdy artysta zostawia na obrazie siebie: swoje smutki i radości. Obraz jest swoistą kalką odbijająca malarza wnętrze. Na różne sposoby zapisujemy swoje życiorysy i testamenty – może to jedna z form? Malować człowieka, to zauważać jego przemiany, zadawać mu trudne pytania, a czasami nawet na nie odpowiadać.
Zawsze wiedziałem, że Janusz Kopeć ma duszę artysty, jego ciekawość każe mu się ciągle dokształcać, szperać w historii i teraźniejszości. Doskonale wiem, iż wiedza nie bierze się ze snów i lenistwa. Zdobywanie mądrości kosztuje sporo wysiłku, nie jest to jednorazowa dawka, lecz codzienna żmudna praca. Nie wszyscy lubimy zaglądać do książek, nie każdy z nas jest obowiązkowy. Szkoda, że mądrości nie da się nabyć w jarzyniaku przy okazji codziennych zakupów.
Nie jestem koneserem sztuki, ale potrafię wiele zauważyć i wiem, co jest wartościowe i piękne, a co brzydkie. W twarzach jest wiele urody, wesela, ale jakże ogromna ilość smutku, bowiem wiek XXI stał się jego głównym producentem. Smutek i radość wpisana jest w nasze życie i tutaj powstaje pytanie: czego jest więcej. Janusz maluje twarze zatroskane, zamyślone, pełne grozy, ale choć nie są uśmiechnięte widać na nich pewien blask i pogodę. Nie każdy, kto się śmieje należy do wesołych, a zatroskany do smutnych. Między smutkiem a radością jest olbrzymia przestrzeń gdzie występuje wiele wahań, wzniosłości i upadku człowieka. Ciężko wyłapać te różnice, myślę, że Janusz staje się tego bliski. “Rezonans psychiki” człowieka jest dość rozłożony, posiada wiele stanów, a twarz jest jego doskonałym czytnikiem. Smutne oczy nie powinny przesądzać o jakości obrazu. Mówimy różnymi językami: są poeci, malarze, rzeźbiarze, ale sedno przekazu jest podobne, czy nawet bardzo zbliżone. Człowiek lubi się wygadać, a sposobów na to jest tysiące, nawet plotkarstwo do nich należy (do czego nie zachęcam). Byłbym niesprawiedliwy gdybym powiedział, że wszystkie Janusza obrazy mnie zachwycają, ale w kilku mam swoje upodobanie. Widzę w nich bowiem wiele przeżyć, troskę o innych i to jesienne zadumanie. Każdy z nas obraz widzi inaczej, wszyscy szukamy w nim podobnie jak w wierszu – siebie, własnych przeżyć, skojarzeń. To tyle moich całkiem laickich przemyśleń o tej pięknej sztuce.
Listopad to miesiąc zadumy i troski, to najlepszy czas do zastanowienia się nad sobą i resztą świata. Wszystkich Świętych i Zaduszki, to szczególne dni w roku, którym jesteśmy winni poświęcić najwięcej uwagi. Bez pamięci i wspomnień życie człowieka traci zupełny sens, staje się jałowe i beznadziejne. Nie tylko w tych dniach powinniśmy wracać do lat minionych, które nie ma co ukrywać, należą do najpiękniejszych. Szacunek i wdzięczność to naprawdę tak niewiele dla tych, co odeszli. Mówiąc kolokwialnie, to jedynie grzeczność. Nie wszyscy możemy pochylić głowy nad grobami najbliższych, los chciał inaczej rozpraszając nas po świecie. Nie ma Ojczyzny bez grobów i grobów bez Ojczyzny. Mimo wszystko staramy się przybliżyć ten skrawek ziemi na rozmaite sposoby. Jedną z form oddania szacunku zmarłym i pamięci o nich są organizowane wieczory poetyckie w zaduszkowym nastroju. Ten piątkowy był szczególny, bo połączony z malarstwem Janusza Kopcia. Nic tak nie pasuje do ludzi jak twarze, niektórzy mają ich kilka, ale nie o tym chcę pisać.
Kawiarnia Cafe Prague wypełniona była po brzegi (bez przesady), zacni goście, (których nie sposób wymienić) miłośnicy poezji, w zadumie wsłuchiwali się w strofy przemijania. Pełna powagi muzyka chopinowska w wykonaniu Marcina Januszkiewicza wprowadzała w świąteczny nastrój. Tylko dźwięki unosiły się niczym białe anioły, a ich skrzydeł słodki szelest zamykał powieki, za którymi kryły się wspomnienia.
Błądziliśmy w ciszy…
Pełna wdzięku Alicja Szymankiewicz z wielką subtelnością prowadziła ten znakomity wieczór. Lekkość wymowy pozwalała wsłuchać się w Jej każde słowo, które brzmiało jak pieśń.
Janusz w kilku słowach mówił o swoim – jak podkreślał – „dziwnym malarstwie”. Wszyscy jesteśmy nieco dziwni, ale nie każdy chce to zauważyć, do dziwactwa się przyznać. Wiersz „Twarze” autorstwa Janusza Kopcia recytowała Alicja Szymankiewicz.
Pan Stefan Niedorezo fachowym słownictwem określił i ocenił prace kolegi. Mówił czego jeszcze artyście brakuje, co powinien doszlifować, ale równocześnie chwalił Janusza Kopcia za to, co osiągnął i za odwagę. Największą bowiem sztuką nie jest malowanie, lecz pokazanie swoich obrazów światu. O malarstwie mówi również prof. Mirosław Rogala (prywatnie kolega z roku krakowskiej ASP) Stefana Niedorezo.
Alicja Szymankiewicz rozpoczęła wieczór poezji wierszem ś.p. ks. Czesława Polaka pt.” Przemijanie”. Władysław Panasiuk w kilku słowach przybliżył historię świąt i przeczytał swój wiersz o listopadzie.
Przy akompaniamencie p. Januszkiewicza – świetnego, a zarazem skromnego (co się rzadko zdarza) muzyka – pani Alicja Szymankiewicz śpiewała piękną pieśń. Nie tylko słowa w niej zasługują na uwagę, ale również czysty, dobrze brzmiący głos. Specjalnie nie znam się na muzyce, z trudem odróżniam mowę od śpiewu, ale zaręczam, że wykonane utwory były piękne. Znam się jedynie na wierszach, które niekiedy krytykuję i może na tym na razie poprzestanę, wszak o poezji słychać coraz rzadziej.
Swoje wiersze, nawiązujące do pamięci i wdzięczności, recytowała Elżbieta Chojnowska. Zofia Bukowska – góralka w swojej twórczości wspominała polskie krajobrazy i groby. Wojciech Borkowski, którego „Zaduszki w Polsce” nie tylko mnie przypadły do gustu – opowiadał o dawnej Łodzi. Janusz Kopeć wspominał idące na cmentarz „Czarne wdowy” i grób Chopina, którego muzyka pieściła nasze uszy. Wiersze Janusza czytał również pan Niedorezo.
Widziałem wśród widowni znane i cenione osoby, ludzi kultury i sztuki, dziennikarzy, i aktorów. Przyszli przyjaciele i koledzy. Każdy z nich wyniósł inne wrażenie z namalowanych przez Kopcia twarzy i usłyszanej poezji, im pozostawiam ocenę naszej twórczości. Bez krytyki twórczość nie istnieje.
„Prawdziwa cnota krytyk się nie boi”
W naszym mieście mamy dość okazji, by wsłuchiwać się w słowo pisane, ale czy zawsze na odpowiednim poziomie? Musimy przerwać monopol na szybkie pisanie i wydawanie. Uważam, że nadszedł czas na stworzenie alternatywy, by każdy mógł swobodnie decydować, gdzie i czego chce słuchać. Szumne nazwy to jeszcze nie poezja, to jedynie wielki szyld przysłaniający wielkie braki. Myślę, że Polaków stać na piękne słowo, wszak jesteśmy narodem Słowackiego, Mickiewicza i Norwida. Nie powinniśmy się śpieszyć, bo kto idzie powoli, zajdzie daleko.
Więc śpieszmy się powoli i dużo czytajmy, by mniej czasu pozostało na pisanie. To z pożytkiem zarówno dla pisarzy jak i czytelników.
Organizujmy takie wieczory, by wciąż podnosiły rangę piszących, nie cofajmy się – gdy świat pędzi jak szalony.
31 październik 2010
Władysław Panasiuk