1105-boehnerJohn Boehner, Marco Rubio czy Rand Paul to republikanie, którzy mogą zmienić Stany Zjednoczone.

Korespondencja z Waszyngtonu

61-letni Boehner (na zdjęciu) to niezwykle doświadczony polityk. Lecz chociaż pierwsze kroki w Kongresie stawiał już w 1991 roku, a przez ostatnie trzy lata był szefem republikańskiej mniejszości w Izbie Reprezentantów, to świętując wielkie zwycięstwo swoje i swojej partii, nie potrafił powstrzymać łez.

Uzależniony od golfa

– Całe życie goniłem za amerykańskim snem. Ukończyłem szkołę i podejmowałem każdą najbardziej parszywą pracę, którą mogłem zdobyć, i brałem każdą możliwą nocną zmianę, żeby zapłacić za college – mówił przez łzy Boehner, który jako drugie spośród dwanaściorga dzieci dorastał w skromnych warunkach w niewielkim domu w Cincinnati. Już jako ośmiolatek zmywał podłogi w barze swego ojca. Jako pierwszy w rodzinie zdobył jednak dyplom uniwersytecki, po czym zaczął karierę w biznesie.

– Gdy zobaczyłem, jak bardzo władze w Waszyngtonie odstąpiły od wartości tego kraju, zdecydowałem się na walkę o Kongres – mówił, wywołując owacje swoich zwolenników zgromadzonych w hotelu Grand Hyatt. Republikanie wiedzą, że Boehnerowi zawsze przy ważnych przemowach z oczu płyną łzy. Jest to jednak polityk, który bezwzględnie dąży do celu. Podczas pierwszej kadencji w ramach tzw. Gangu Siedmiu walczył o oczyszczenie politycznego establishmentu. Trzy lata później współtworzył z Newtem Gingrichem – słynnym przewodniczącym Izby Reprezentantów – „Kontrakt dla Ameryki”, który pomógł republikanom odbić Kongres z rąk demokratów. Ci ostatni przez ostatnie miesiące przedstawiali go jako uzależnioną od golfa marionetkę lobbystów, nałogowego palacza o podejrzanej, pomarańczowej opaleniźnie.

Mimo to Boehner wygrał wybory i zapowiada, że jako nowy przywódca Izby Reprezentantów będzie walczył z reformą zdrowia i innymi projektami Baracka Obamy. Ma też szanse porozumieć się z nieufnie podchodzącymi do politycznego establishmentu przywódcami Tea Party, którzy zdobyli mandaty, obiecując wyborcom „porządki w Waszyngtonie”.

Republikański Obama

Jeden z największych bohaterów Herbacianego Ruchu to 39-letni Marco Rubio z Miami. Młody, dynamiczny polityk, który w wyścigu do Senatu z łatwością pokonał na Florydzie dwóch groźnych rywali. W oczach wielu obserwatorów amerykańskiej sceny politycznej jest on wielką nadzieją prawicy.

Syn kubańskich imigrantów wierzy, że Ameryka to kraj wielkich możliwości. Stojąc u boku pięknej żony i opowiadając, jak jego zmarły dwa miesiące temu ojciec jeszcze w wieku 78 lat musiał pracować jako barman, aby zapewnić lepszą przyszłość swoim dzieciom, zdobywa serca Latynosów. – To nasz kubański Barack Obama – mówią jego zwolennicy. – Nieważne, gdzie się znajdę i jaki tytuł zdobędę, zawsze będę synem uchodźców – podkreślał Rubio.

Według „New York Timesa” polityk zdobył w tych wyborach poparcie m.in. byłego wiceprezydenta Dicka Cheneya, a także tak znanych konserwatystów jak Mitt Romney, Rudolph Giuliani czy Sarah Palin. Senator elekt w przeciwieństwie do typowych kandydatów Tea Party zamiast walczyć z Obamą, chce znaleźć sposób na przekonanie prezydenta do współpracy. Podkreśla jednak, że zrozumiał przekaz wyborców, który można podsumować tak: biada ci, jeśli będziesz taki jak inni politycy!

Okulista u władzy

Zupełnie inne podejście do polityki niż Rubio ma 47-letni Rand Paul. Świeżo wybrany senator z Kentucky do tej pory parał się okulistyką, a z polityką miał do czynienia tylko za sprawą swego ojca Rona Paula. Od niedawna to jednak wierny żołnierz Sary Palin. Jeden z głównych punktów jego programu brzmi: żadnych kompromisów. – Jeśli oni chcą powiększyć rząd o 100 proc., a powiększą tylko o 50, to nie jest kompromis, to zdrada! – grzmiał na wiecach ku uciesze wiwatujących tłumów.

Kategorycznie sprzeciwia się aborcji, również w przypadku gwałtu i kazirodztwa. Protestuje przeciw wynikającym z „Patriot Act” nowym uprawnieniom służb, które mogą prowadzić do łamania prawa do prywatności.

Jacek Przybylski

Rzeczpospolita