Seul stał się kolejnym miejscem konfrontacji Waszyngtonu i Pekinu. Obama oskarżył chiński rząd o manipulowanie kursem juana.
Prezydent USA Barack Obama na konferencji prasowej kończącej spotkanie liderów najbardziej uprzemysłowionych państw świata ostro zaatakował chiński rząd. Oskarżył go o manipulowanie kursem juana, co ma pomagać gospodarce Państwa Środka.
– Juan jest niedowartościowany, a Chiny wydają niewiarygodnie dużo pieniędzy na to, by niedowartościowany pozostał – mówił Obama.
Komunikat po spotkaniu liderów G20 w stolicy Korei Płd. sugeruje, że takie stwierdzenia nie powinny paść. Państwa zobowiązały się w nim, że będą unikać osłabiania walut, by zwiększyć konkurencyjność swoich gospodarek. Chiny zadeklarowały zaś po raz kolejny, że pozwolą na stopniowe umocnienie juana.
Czemu kwestia kursu chińskiej waluty ma takie znaczenie? Amerykańscy politycy nasilili w ostatnich miesiącach skierowane wobec Chin oskarżenia o manipulowanie juanem mające na celu nieuczciwe wspomaganie eksporterów. Pekin oskarża zaś Stany Zjednoczone, że same manipulują kursem dolara, bo Fed prowadzi politykę, która oznacza dodruk dolarów.
Te kwestie grożą wybuchem wojny handlowej. Dotykają też szerszego problemu: światowej nierównowagi gospodarczej. Jej przejawem jest choćby to, że jedne państwa (np. Chiny) dużo oszczędzają i mają znaczne nadwyżki handlowe, w czasie gdy wiele innych krajów (np. USA) ma duży deficyt w handlu zagranicznym i skupia się bardziej na konsumpcji niż na oszczędzaniu.
Sytuacja ta może grozić wybuchem kolejnego kryzysu. – Spór pomiędzy USA a Chinami okazał się gorszy, niż się spodziewano. Jeśli więc Chiny poczują się zaszczute, jest ryzyko, że spowolnią umacnianie swojej waluty. Jeżeli Stany uznają, że Pekin je prowokuje, też mogą odpowiedzieć nieprzyjaźnie – podkreśla Peter Attard Montalto, analityk banku Nomura w Londynie.
Tak zwana wojna walutowa, czyli nieskoordynowane z innymi osłabianie walut przeprowadzane przez wiele państw, szybko się więc nie skończy.
– Biorąc pod uwagę ostre spory pomiędzy uczestnikami szczytu, osiągnięciem jest już to, że wydano komunikat końcowy. Państwa rozwijające się zgodziły się z rozwiniętymi przynajmniej w takich kwestiach, jak handel czy reforma Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Nie sądzę jednak, że któryś kraj zmieni po szczycie G20 swoją dotychczasową politykę – podkreśla Julian Jessop, główny międzynarodowy ekonomista firmy badawczej Capital Economics.
Hubert Kozieł
Rzeczpospolita