Ocena rzeczywistości bez znajomości historii jest niepełna, a nawet nieco wypaczona – konstatacja niby trywialna, jednak wygląda na to, iż powinna być ustawicznie wpajana polskiemu społeczeństwu. Przede wszystkim dlatego, że większość Polaków w ojczyźnie objawia chorą tęsknotę za PRLem. A już demonstrowane dziś zdecydowane poparcie wprowadzenia stanu wojennego może szokować, jakby umysłowa amnezja stała się zjawiskiem powszechnym. Właśnie mija 40. rocznica masakry na Wybrzeżu i z tej okazji w Gdyni miała premiera filmowej produkcji fabularnej, której tematem jest właśnie bestialski mord władzy na społeczeństwie, dokonany w 1970 roku w Gdańsku i Gdyni. Powstał obraz przedstawiający prawdziwą twarz komunistycznej Polski, obowiązkowo do oglądnięcia dla wspominających tylko i wyłącznie pozorne przywileje realnego socjalizmu oraz w ramach najnowszej historii pokazywany najmłodszemu pokoleniu, które nie doświadczyło “uroków” tamtych czasów. Także w sobotnich szkołach polskich dla dzieci emigrantów w Chicago i całej Ameryce oraz w ogóle na obczyźnie, aby miały wyobrażenie, w jakich warunkach przyszło dorastać ich rodzicom czy dziadkom. Film fabularny jest wszak najlepszą lekcją historii, w tym konkretnym przypadku pełną i obiektywną, a że często mocno kłócącą się z selektywnie przedstawianymi przez starsze pokolenie wspomnieniami to już inna sprawa. Od której zdecydowanie ważniejsza wydaje się być prawda historyczna.
Leszek Pieśniakiewicz
meritum.us
– To film fabularny. Ale nie ma w nim ani jednej minuty fikcji. Wszystko zostało oparte na dokumentach i rozmowach ze świadkami – mówi Michał Pruski, jeden ze scenarzystów „Czarnego czwartku” Antoniego Krauzego, którego specjalny pokaz odbędzie się 16 grudnia w Gdyni.
Autorami scenariusza filmu, wiernie odtwarzającego wydarzenia na Wybrzeżu w oparciu o losy 33–letniego gdyńskiego stoczniowca Brunona Drywy, który 17 grudnia 1970 r. zginął od strzału w plecy są dziennikarze, którzy jako kilkunastoletni chłopcy byli świadkami tragicznych wydarzeń w Gdańsku i w Gdyni.
W czwartek 17 grudnia 1970 roku wojsko otworzyło ogień do stoczniowców, którzy po apelu wicepremiera Stanisława Kociołka, postanowili wrócić do pracy. – To był na pewno najczarniejszy dzień w czasach PRL-u. Całe zło i okrucieństwo ówczesnej władzy, jej perfidia i nieliczenie się z obywatelami własnego kraju zogniskowały się w tym jednym dniu, kiedy niczego niespodziewających się ludzi zwabiono w pułapkę, by strzelać do nich jak do tarcz strzelniczych – mówi jeden ze scenarzystów Michał Pruski.
– Mniejsza o definicje, ale grudniowy dramat w Gdyni był zbrodnią ludobójstwa w całym złowrogim znaczeniu tego słowa. O ile w Gdańsku i Szczecinie wystąpienia robotników przybierały gwałtowny obrót, płonęły partyjne komitety, o tyle Gdynia była spokojna i wyważona. Władze miasta podpisały porozumienie z komitetem strajkowym, nie wypadła choćby jedna szyba z okna – dodaje Mirosław Piepka, drugi ze scenarzystów.
Jeszcze przed realizacją filmu reżyser Antoni Krauze wielokrotnie podkreślał, że ekipie zależało na bardzo starannym odtworzeniu tamtych wydarzeń, wierności faktom. Prof. Eisler uważa, że ten zamiar się powiódł. – Wszystkie postaci nazywają się tak, jak naprawdę nazywały się ich pierwowzory. Wszystkie zdania, które słychać z ekranu, pochodzą z dokumentów lub wspomnień – ocenia historyk i dodaje, że to dzieło doskonałe ale i straszne, mogące wywołać lęk za sprawą realistycznego ukazania dramatycznych scen.
Chwaląc „chłodny naturalizm” w filmie, zauważył zarazem, że obfitująca w brutalne wydarzenia historia może wstrząsnąć widzem. – W monografii Grudnia’70 napisałem, że bestialstwo, którego ofiarą padli wówczas ludzie było porównywalne z działaniami gestapo i NKWD. Miały miejsce zachowania sadystyczne, okrutne. To wszystko w filmie pokazano. On ma ogromną „siłę nośną”, pokazuje historię taką, jaką była. Jako film jest wspaniały – opowiada.
Antoni Krauze zawarł w „Czarnym czwartku” przekaz uniwersalny, opowiadający o ludziach, którzy sprzeciwili się totalitarnej władzy – nie dopuszczającej, by jej decyzje były przez kogokolwiek kwestionowane.
– Bez ofiary Grudnia’70 nie byłoby zwycięstwa w Sierpniu’80 – zaznacza Krauze. I dlatego, to właśnie gdyńską tragedię wybrali jako temat filmu, gdyż to właśnie tutaj – władza ludowa dopuściła się zbrodni ludobójstwa na stoczniowcach, którzy szli po prostu rano do pracy, po słynnym apelu radiowym Stanisława Kociołka.
W filmie występują m.in.: Cezary Rybiński, Grzegorz Gzyl, Tomasz Więcek, Bogdan Smagacki, Dorota Lulka i Grzegorz Wolf. Dzieło do kin trafi dopiero 25 lutego.
PAP