geopolitical_traveler_8003

Od wydawcy: Oto trzecia część z serii raportów specjalnych, które Dr Friedman przedstawi nam w ciągu nadchodzących kilku tygodni z podróży, którą odbył do Turcji, Mołdawii, Rumunii, Ukrainy i Polski. W ramach tej serii, Dr Friedman podzieli się swymi spostrzeżeniami na temat geopolitycznych imperatywów dla każdego z tych krajów i zakończy ją refleksjami z całej podróży oraz wnioskami, które z niej wypływają dla Stanów Zjednoczonych.

george-friedman-2010-male2George Friedman
Wielu z nas uczyło się w szkole wiersza zatytułowanego „Invictus” [wiersz angielskiego
poety z czasów wiktoriańskich, Williama Ernesta Henleya, przypis tłumacza]. Kończy
się następującym wersem „Jestem panem swego losu, kapitanem duszy swojej”
[tłumaczenie własne]. Gentleman z czasów wiktoriańskich mógłby przekazać ten wers w spadku współczesnemu amerykańskiemu biznesmenowi. Jednak nie znajdzie on uznania w Rumunii. Nic w historii tego kraju nie daje jego mieszkańcom pewności, że są panami swojego losu i mają władzę nad swoim duchem. Cała historia Rumunii to lekcja tego, jak krajem może rządzić los i do jakiego stopnia czyjaś własna dusza może być zakładnikiem historii. Jako naród, Rumuni mają skromne nadzieje, a ich oczekiwania łagodzone są przeszłością.

Ta podatność duszy nie jest obcym mi uczuciem. Moi rodzice przeszli przez nazistowskie obozy zagłady, wrócili na Węgry próbując odbudować swe życie, by zaraz potem musieć uciekać przed komunistami. Patrząc tak z perspektywy czasu dochodzę do wniosku, że gdy przyjechali do Ameryki mieli bardzo skromne oczekiwania. Chcieli czuć się bezpiecznie, wstać rano, pójść do pracy, dostać pensję – po prostu żyć. Nigdy nie mieli poczucia, że są panami swojego losu.

Problem Rumunii leży w tym, że światowi na niej zależy. A konkretniej, że imperia ścierają się w miejscu, gdzie leży Rumunia. Ostatnie rozdanie miało miejsce podczas Zimnej Wojny. Dziś, w tej chwili, wszystko wydaje się łatwiejsze; przynajmniej ludzie są mniej zdesperowani niż byli wcześniej. Choć jak omawiałem w części o Pograniczu, wielkie siły rozgrywają się na nowo, a zatem Rumunia staje się dla innych coraz ważniejsza. Nie jest jeszcze dla mnie jasnym to, czy Rumuni w pełni doceniają zmianę kierunku geopolitycznych wiatrów. Wydaje im się, że mogą skryć się w Europie i może nawet mogą, ale ja osobiście podejrzewam, że historia znów dopada Rumunię.

Geopolityka i Samookaleczenie

Zacznijmy od geografii. Rumunię definiuja Karpaty, choć w dziwny sposób. Zamiast służyć jej jako granica, chronić ją, Karpaty stanowią łuk dzielący ten kraj na trzy części. Na południe od gór leży Nizina Wołoska, serce współczesnej Rumunii, gdzie zbudowano jej stolicę, Bukareszt, oraz jej stare naftowe centrum czyli Ploeszti. Na wschód od Karpat znajduje się Równina Mołdawska. Na północny zachód od nich leży Transylwania – kraj pofałdowany i górzysty.

I to jest właśnie geopolityczna tragedia Rumunii. Rumunia podzielona jest bowiem swoją własną geografią. Żadnej z jej trzech części nie da się łatwo obronić. Transylwania dostała się pod rządy Węgierskie w jedenastym wieku, a z kolei Węgry przejęte zostały przez Imperium Osmańskie i Austrowęgierskie. Wołoszczyzna rządzona była przez Imperium Osmańskie, a Mołdawia przez Imperium Osmańskie i Rosyjskie. Jedyny chyba raz przed końcem dziewiętnastego wieku mieliśmy zjednoczoną Rumunię wtedy, gdy była podbita w całości. Również jedyny raz była podbita w całości gdy pewne imperium zechciało zagarnąć Karpaty i użyć ich do własnej obrony.

Niektórzy z nas upartują w geopolityce szansę. Większość ludzi uważa ją jednak za katastrofę. Rumunia jest narodem od dawna, lecz rzadko w swej historii była zjednoczonym państwem narodowym. Po tym jak pod koniec dziewiętnastego wieku stała się państwem, jej byt był niepewny, gdyż jako kraj wciśnięta była pomiędzy Imperium Osmańskie, Austrowęgierskie, a Rosję i kontorlowana przez odległe terytorialnie choć dające się we znaki Niemcy. Okres międzywojenny Rumunia spędziła próbując znaleźć równowagę pomiędzy monarchią, systemem autorytarnym i faszyzmem nie widząc się w żadnym z nich. Szukała bezpieczeństwa w sojuszu z Hitlerem, a znalazła się na pierwszej linii frontu podczas niemieckiej inwazji na Rosję. By zrozumieć Rumunię jako sojusznika należy pamiętać o następującej sprawie: gdy pod Stalingradem Sowieci rozpoczęli swą wielką kontrofensywę zrobili to kosztem wojsk rumuńskich (i węgierskich). Rumuni wmanewrowali się w sytuację, w której walczyli i umierali za Niemców, a potem, w odwecie za Niemców wyrzynali ich Sowieci.

Wszystko to doprowadziło w rezultacie do okupacji Rumunii przez Rosję Radziecką, na którą Rumuni znaleźli unikalną strategię. Węgrzy przeciwstawili się Sowietom i zostali zgnieceni, Czechosłowacy podjęli próbę stworzenia liberalnego reżimu komunistycznego, który mimo to byłby lojalny wobec Rosji Radzieckiej i również zostali zgnieceni. Rumuni jednak byli w stanie osiągnąć swoistą niezależność od Sowietów w sprawach międzynarodowych. Udało im się to, ponieważ zaprowadzili u siebie twardszy i bardziej opresyjny system niż ten, który panował wtedy nawet w samym Związku Radzieckim. Sowieci wiedzieli, że NATO nie przeprowadzi inwazji, a już na pewno nie przez Rumunię. Dopóty dopóki reżim rumuński trzymał swój naród w ryzach Rosjanie mogli tolerować posunięcia tego kraju. Rumunia zachowała swą narodową tożsamość i niezależną politykę zagraniczną, lecz zadziwiająco wysokim kosztem wolności osobistych i gospodarczego dobrobytu.

Współczesnej Rumunii nie da się pojąć bez zrozumienia Nicolae Ceausescu. Sam ogłosił się „Geniuszem Karpat”. Jednak nawet jeśli nim był to sama karpacka definicja geniusza jest, powiedzmy sobie, specyficzna. Komunistyczny rząd Rumunii zbudowany został przez komunistów, którzy pozostali w Rumunii podczas Drugiej Wojny Światowej, w więzieniach lub w ukryciu. Była to sytuacja unikalna jak na wschodnioeuropejskie kraje satelickie Rosji Radzieckiej. Stalin nie ufał komunistom, którzy zostali w swoich krajach i zajęli się działalnością w ruchu oporu. Wolał tych, którzy uciekli do Moskwy w latach 30., i którzy udowodnili swą lojalność wobec Stalina zdradzając innych. Wysyłał on potem moskiewskich komunistów, by ci rządzili pozostałymi nowookupowanymi krajami, które buforowały Rosję od Zachodu. Ten scenariusz nie zaistniał w Rumunii, gdzie rządzili miejscowi komuniści. Po śmierci założyciela komunistycznej partii Rumunii, Gheorghe Gheorghiu-Deja, pełnię władzy przejął kolejny rumuński komunista, który nie przeszedł przez Moskwę. Był nim Ceausescu. To osobliwość rumuńskiej odmiany komunizmu spowodowała, że kraj ten bardziej podobny był do Jugosławii Josipa Broz Tito w polityce zagranicznej i bardziej jak zły sen w polityce wewnętrznej.

Ceausescu zdecydował się spłacić dług narodowy. Powód zdawał się wypływać z polityki zagranicznej: nie chciał, żeby Rumunia uzależniona była od jakiegokolwiek kraju z powodu długów. I spłacił, sprzedając innym krajom prawie wszystko co wyprodukowano w Rumunii, pozostawiając kraj w zdumiewającej biedzie; elektryczność i ogrzewanie były rzadkością, nawet żywność była towarem deficytowym w kraju gdzie był jej dostatek. Securitate, wewnętrzna tajna policja słynąca z efektywności i brutalności, dławiła każde objawy niepokoju. Nic w Rumunii nie działało tak dobrze jak Securitate.

Herta Muller jest piszącą po niemiecku rumuńską pisarką (pochodzi z rdzennej niemieckiej społeczności zamieszkującej Rumunię), która zdobyła Literacką Nagrodę Nobla w 2009. roku. Akcja jednej z jej książek, zatytułowanej The Appointment [Wizyta, tłumaczenie własne], rozgrywa się w komunistycznej Rumunii. Znakomicie oddaje to miejsce, rządzone przez Securitate. Traktuje o kobiecie, która wiedzie zwykłe życie, pracuje i radzi sobie z mężem – alkoholikiem, żyjąc w ciągłej gotowości i strachu przed wizytami na tajnej policji. Jak u Kafki, nie do końca wiadomo o co chodzi policji i co ukrywa bohaterka książki. Jednak niebezpieczeństwo nie słabnie i przenika całą jej świadomość. Czytając tę powieść (podobnie jak ja przygotowując się do tej podróży) można zrozumieć jak Securitate rozrywała dusze swych obywateli i należy pamiętać, że nie jest to rzecz o zamierzchłych latach trzydziestych lecz o działaniach, które utrzymywały przy życiu reżim rumuński jeszcze w 1989. roku.

To tak jakby ceną jaką miałaby płacić Rumunia za swą autonomię było ciągłe bicie samej siebie po twarzy. Nawet sam komunizm upadł po rumuńsku. Nie było tu aksamitnej rewolucji, lecz krawa. W jej trakcie Securitate opierała się powstaniu anytkomunistycznemu w warunkach, które wciąż są szczegółowo i żywo dyskutowane oraz niejasne. Koniec końców, państwo Ceausescu (żona Nicolae, Elena, stanowiła część zagadki, rozwiązanie której wymaga nie lada geniusza psychologii) zostali straceni, a Securitate wmieszała się w społeczeństwo obywatelskie stanowiąc część zorganizowanej siatki przestępczej mylonej przez ówczesnych zachodnich akademików i reporterów z liberalizacją byłego imperium radzieckiego.

Po trwającej siedemdziesiąt lat katastrofie Rumunia obudziła się marząc o prostych sprawach i pozbawiona złudzeń, że było łatwo, i że Rumuni mają nad czymkolwiek kontrolę. Podobnie jak w większości Europy Wschodniej, lecz prawdopodobine z większą intensywnością Rumuni wierzyli, że ich zbawienie zależy od multilateralnych organizacji Zachodu. Gdyby im pozwolono przyłączyć się do NATO, a zwłaszcza do Unii Europejskiej, potrzeby związane z jej narodowym bezpieczeństwem i gospodarką zostałyby spełnione. Rumuni tęsknili do Europy, ponieważ uważali, bycie Rumunem za zbyt niebezpieczne.

Odkupienie przez europejskość

W przypadku Rumunii, na myśl przychodzi pojęcie “zinstytucjonalizowanego więźnia”. W Stanach Zjednoczonych mówi się, że jeśli ktoś spędza w więzieniu odpowiednio długi czas, staje się więźniem “zinstytucjonalizowanym”, kimś, kto nie wyobraża już sobie funkcjonowania poza więzieniem i gdzie zawsze ktoś inny mówi mu co robić.

Rumuni zawsze doświadczali narodowej suwerenności jako procesu dostosowywania się do silniejszych narodów i imperiów. Zatem po 1991. roku Rumunia zaczęła poszukiwać „kogoś innego”, komu mogłaby się podporządkować. Bardziej do rzeczy, Rumunia przypisywała tym krajom siły zbawcze. Wszystko będzie w porządku jak już wstąpi do świątyń o nazwie NATO i Unia Europejska.

Do niedawna wszystko rzeczywiście było w porządku, choć z punktu widzenia niewielkich potrzeb ofiary historii. Problem leży w tym, że świątynie te są pod wieloma względami iluzjami. Rumunia upatruje w NATO obrońcy choć jest to już jednostka wydrążona. Istnieje już nowa i ambitna stratregia NATO na przyszłość, wyznaczająca globalne plany tej organizacji. Dyskusje wokół niej są ćwiczeniem bezsensowności. Kraje takie jak Niemcy nie mają armii, z którą mogłyby tę strategię zrealizować, zakładając, że osiągnięta zostanie zgoda na działania. NATO jest organizacją kompromisową i jeden jej członek może zablokować każdą misję. Rozbieżne interesy rozszerzonego NATO gwarantują, że ktoś w pewnym momencie na pewno wszystko zablokuje. NATO jest iluzją dającą Rumunom poczucie komfortu, lecz tylko w przypadku gdy nie przyglądają się jej zbyt wnikliwie. Rumuni zdają się bowiem preferować kojącą iluzję.

Jeśli chodzi o Unię Europejską, istnieją w jej systemie głębokie napięcia strukturalne. Niemcy są główną potęgą gospodarczą Europy. Są również drugim największym eksporterem na świecie. Cała ich gospodarka oparta jest na eksporcie. Rozwój gospodarczy takiego kraju jak Rumunia uzależniony jest od wykorzystania jej przewagi zarobkowej. Niższe zarobki umożliwiają rozwijającym się krajom rozwój gospodarki poprzez eksport. Lecz Europa zdominowana jest przez jedno supermocarstwo eksportowe. W przeciwieństwie do świata powojennego, w którym Stany Zjednoczone absorbowały import Niemiec i Japonii bez potrzeby współzawodniczenia z nimi, Niemcy pozostają teraz krajem eksportującym (w tym do Rumunii), zostawiając niewiele miejsca Rumunii na rozwój swej gospodarki.

Na obecnym etapie swego rozwoju Rumunia powinna notować nadwyżki w eksporcie, zwłaszcza do Niemiec, lecz ich nie notuje. W 2007 roku eksport jej produktów wynosił około 40 miliardów dolarów, a import – około 70 miliardów. W 2009 znów wyeksportowała około 40 milionów, lecz jej import zmalał do jedynie 54 miliardów dolarów (wciąż pozostając na minusie). Czterdzieści procent jej handlu odbywa się z Niemcami, Francją i Włochami – jej głównymi partnerami w Unii Europejskiej. Lecz główny problem leży w Niemczech i potęgowany jest poprzez fakt, że spory procent rumuńskiego eksportu do Niemiec pochodzi od niemieckich firm działających na terenie Rumunii.

W okresie relatywnej prosperity w Europie okresu od 1991. do 2008. roku, strukturalna rzeczywistość Unii Europejskiej skrywała się pod nadchodzącym przypływem. W 2008. roku nastąpił odpływ, odsłaniając strukturalną rzeczywistość . Nie ma pewności czy przypływ prosperity znów nadejdzie szeroką falą. Tymczasem gospodarka niemiecka znów się rozwija, a rumuńska nie. Ponieważ istnieje w systemie, którego główną siłą napędową jest eksport, dominujący proces ustalania zasad, trudno jest dopatrzyć się tego, jak Rumunia może wykorzystać swój największy potencjał – wykwalifikowaną siłę roboczą gotową do pracy za niższe stawki.

Dodajmy do tego kwestię przepisów. Rumunia jest krajem rozwijającym się. Przepisy europejskie tworzone są w oparciu o kraje wysoko rozwinięte. Prawo dotyczące gwarancji zatrudnienia oznacza, że Europejczycy nie zatrudniają pracowników tylko ich adoptują. To z kolei znaczy, że przedsiębiorczość staje się trudna. Bycie przedsiębiorcą, sam o tym doskonale wiem, oznacza popełnianie błędów i szybką naprawę sytuacji. Biorąc pod uwagę gwarancje, jakie ma każdy pracownik w Europie przedsiębiorca nie ma możliwości szybkiego naprawiania swoich błędów. W Rumunii sprawność wymagana przy podejmowaniu ryzyka nie jest łatwo osiągalna przy konieczności zastosowania się do reguł unijnych stworzonych pod kątem rozwiniętych gospodarek.

Rumunia powinna być krajem małych przedsiębiorców i nim jest, lecz na szeroką skalę mamy tu do czynienia z omijaniem przepisów brukselskich i bukaresztańskich. To szary rynek tworzący ryzyka prawne, czyli innymi słowy korupcję w sektorze, który jest Rumunii najbardziej potrzebny. Wyobraźmy sobie, że w 1955. roku Niemcy miały przepisy, które same dziś tworzą. Czy byłyby w stanie rozwinąć się do takiej potęgi jaką są w roku 2010? Być może nadejdzie kiedyś czas gdy prawa te znajdą swe zastosowanie (choć to kwestia dyskusyjna) w Rumunii, lecz to jeszcze nie teraz.

Poznałem rumuńskiego przedsiębiorcę, który zajmował się marketingiem produktów przemysłowych. Podczas rozmowy podniosłem kwestię różnych uregulowań prawnych rządzących jego przemysłem i sposobów jak sobie z nimi radzi. Nie uzyskałem jasnej odpowiedzi lub, bardziej precyzyjnie, odpowiedź jaką mi udzielił nie dotarła do mnie jeszcze przez jakiś czas. Z jednej strony istnieją przepisy, a z drugiej relacje z ludźmi. Te ostatnie łagodzą te pierwsze. W Niemczech można by to nazwać korupcją. W Rumunii to przetrwanie. Przedsiębiorca rumuński ściśle trzymający się unijnych przepisów szybko wypadłby z obiegu. Możliwe, że Rumunia jest skorumpowana, lecz struktura przepisów unijnych nałożonych na rozwijającą się gospodarkę powoduje, że omijanie przepisów jest jedyną racjonalną strategią. A mimo to przedsiębiorca, z którym rozmawiałem był w Unii Europejskiej czempionem. On również czeka na czasy kiedy będzie mógł być zwyczajnym Europejczykiem. Jak powiedział Rousseau: „Widziałem te sprzeczności i mnie nie odparły” [tłumaczenie własne]

Trudno jest osobie postronnej znaleźć jakieś konkretne korzyści dla Rumunii z członkowstwa w NATO i Unii Europejskiej. Lecz dla Rumunów członkostwo wykracza poza konkrety.

Wybór Rumunii

Sierpień i wrzesień to dla Europy złe miesiące. Wtedy właśnie nastają wojny i kryzysy. Sierpień i wrzesień 2008. roku były właśnie złymi miesiącami. W tym roku w sierpniu Rosja napadła na Gruzję. We wrześniu krach finansowy osiągnął apogeum. W pierwszym przypadku Rosja przekazała wiadomość regionowi: oto co warte są amerykańskie gwarancje. Sposób w jaki Europa radzi sobie z kryzysem ujawnia granice niemieckiej odpowiedzialności. Z gwarantów rumuńskich interesów, NATO i Unia Europejska zmieniły się w wielkie znaki zapytania.

Rozmawiając z Rumunami, na każdym poziomie i miemal uniwersalnie, znalazłem te samą odpowiedź. Po pierwsze nie ma złudzeń co do tego, że NATO i Unia Europejska nie działają w tej chwili w interesie Rumunii. Po drugie, nie ma mowy, żeby Rumunia zmieniła stopień swego zaangażowania w każdą z tych instytucji. Są Rumuni, zwłaszcza ci ze skrajnej prawicy, którzy nieszczególnie lubią Unię Europejską, lecz nie ma dla Rumunii strategicznej alternatywy.

Jeżeli zaś chodzi o przeważającą większość tego społeczeństwa to nie potrafi sobie ono wyobrazić Rumunii poza strukturami NATO i Unii Europejskiej. Sam fakt, że żadna z tych struktur niezbyt pasuje do Rumunii nie oznacza, że nie dają one temu krajowi czegoś ważnego: NATO i Unia Europejska trzymają bowiem w ryzach antydemokratyczne demony rumuńskiej duszy. Bycie częścią Europy nie jest jedynie kwestią korzyści strategicznych i gospodarczych. Stanowi punkt zwrotny w historii Rumunii. Członkostwo w Unii Europejskiej i NATO potwierdziło nowoczesność Rumunii i demokratyczność jej instytucji. Te dwa bliźniacze amulety zbawiły duszę Rumunii. Biorąc powyższe pod uwagę śmiem przypuszczać, że niekorzystny bilans handlowy oraz brak autentycznych gwarancji bezpieczeństwa to niewielka cena. Nie jestem Rumunem więc nie czuję ich bezkrytycznego zaufania do Brukseli.

Rumuni rzeczywiście dostrzegają, i znów prawie uniwersalnie, powrót Rosji na drogę historii, i to ich martwi. Mołdawia, region na wschód, historycznie należący do Rumunii, jest szczególną kwestią. Przejęła ją najpierw częściowo Rosja Radziecka na mocy traktatu z Hitlerem, a potem finalnie po Drugiej Wojnie Światowej. Mołdawia stała się niepodległym krajem w 1991. roku (kraj ten odwiedzę w następnej kolejności). Przez większość okresu pozimnowojennego rządzona była przez komunistów, których rządy upadły kilka lat temu. Wybory odbędą się tam 28. listopada i możliwe, że komuniści powrócą. Istnieje przeczucie, że jeśli tak się stanie, wrócą też Rosjanie co oznacza, że w ciągu kilku najbliższych lat wojska rosyjskie znajdą się przy rumuńskich granicach.

Na szczeblu oficjalnym Rumuni prowadzą żywe dyskusje z urzędnikami NATO odnośnie Rosjan, ale Niemcy życzą sobie bardziej aktywnego zaangażowania Rosji w NATO niż rosnących między nimi napięć. Zachodni Europejczycy nie dadzą się jednak wciągnąć we wschodnioeuropejską paranoję podsycaną przez nostalgicznie nastawionych strategów amerykańskich chcących powrotu do swoiście przez nich samych pojmowanej Zimnej Wojny.

Przedstawiłem obecnym rumuńskim funkcjonariuszom i mediom dwie strategiczne alternatywy dla tego kraju. Jedną z nich było Intermarium – sojusz, może wewnątrz NATO, może poza nim – Polski, Słowacji, Węgier, Rumunii i Bułgarii. (Do czytelników, którzy pytają dlaczego nie odwiedzam podczas tej wyprawy Bułgarii: chodzi wyłącznie o czas. Pojadę tam jak tylko będzie to możliwe). Co ciekawe, pewien funkcjonariusz udowodnił mi, że istnieje zaawansowana współpraca planistów militarnych Rumunii i Węgier, a rozmowy rumuńsko-polskie podobno również się toczą. Na ile to poważne i czy wyjdzie to poza kontekst NATO nie jest dla mnie jasne. Może dowiem się więcej w Warszawie.

Planowanie militarne to jedno, a środki na realizację tych planów to zupełnie inna kwestia. Rumuni wplątani są obecnie w kryzys związany z zakupem myśliwców. Do wyboru są trzy: szwedzki Gripen, myśliwiec z Europy i używane amerykańskie F-16.

Problem polega na tym, że Rumuni nie mają pieniędzy na kupienie żadnego z tych samolotów. Nie wygląda mi też na to, że myśliwce to elementy obronne rzeczywiście Rumunii potrzebne. Amerykanie mogą zapewnić ochronę powietrzną na wiele sposobów i o ile 24 myśliwce typu F-16 stanowią pewną wartość o tyle nie są w stanie rozwiązać najbardziej skomplikowanego militarnego problemu Rumunii. Z mojego punktu odniesienia Rumunia potrzebuje efektywnej i mobilnej siły celem zabezpieczenia swej wschodniej granicy. Słyszałem, że zakup okrętów których zadaniem byłoby zablokowanie realnie powiększającej się rosyjskiej floty czarnomorskiej mogłoby być pewną alternatywą. Lecz jeśli Rumunia ma problemy z zakupem 24. myśliwców, okręty nie wchodzą w rachubę.

Rumuni patrzą na strategię planowania obronnego (planowania, nie implementacji) z perspektywy NATO; prowadzi to do rozwoju skomplikowanych systemów, pozostawiając sprawy podstawowe bez pokrycia. Możliwe, że uznacie Państwo szczegółowość tego raportu za zbyt głęboką, lecz Rumuni prowadzą ostatnio poważne dyskusje, a takie kwestie jak te powyższe zasadzają się na krytycznych wręcz strategiach wywodzących się z czystej geopolityki. Istnieje różnica między planami szkicowanymi przez zespoły doradców, a umiejętnością obrony narodu.

Morze Czarne jest niezbędną częścią rumuńskiej rzeczywistości, a rosnąca w siłę Turcja powoduje, że związki między krajami tego regionu stają się interesujące. Turcja jest czwartym najważniejszym partnerem eksportowym Rumunii i jednym z niewielu partnerów handlowych, którzy importują więcej z Rumunii niż do niej eksportują. Mówiłem Rumunom, że dla Turków to dobrze, że ich kraj nie został przyjęty do Unii Europejskiej. Gospodarka Turcji średniorocznie wzrosła o 12 procent w pierwszym kwartale 2010. roku; dzieje się tak zresztą od lat.

Turcja staje się regionalnym gospodarczym motorem napędowym; w przeciwieństwie do Niemiec, Francji i Włoch, oferuje Rumunii kompatybilność i synergię. Ponadto, Turcja jest poważną siłą militarną, która nie szuka konfrontacji z Rosją i nie jest jej podległa. Turcja przyjęła strategię „360. stopni” we współpracy z resztą świata. A w związku z tym, że Turcja jest członkiem NATO, podobnie jak Węgry, Słowacja i Polska, istnieje możliwość uzupełnienia się dualnej strategii Intermarium i Morza Czarnego, przynajmniej na razie. Jest pewna ironia w tym, że Rumunia wyciąga rękę do spadkobiercy Imperium Osmańskiego, lecz o nic więcej tu nie chodzi; takie jest po prostu rumuńskie sąsiedztwo i takie są jej opcje.

Rumunii nie wystarczy samo członkostwo w NATO i Unii Europejskiej. Może jest ono częścią pewnej racjonalnej wielości, lecz nie może być dla Rumunii wszystkim. Ważne jest by kraj ten mógł wyjść poza psychologiczny komfort Europy i zawiązać porozumienie strategiczne i gospodarcze, które zaakceptuje fakt, że zimnowojenny porządek na świecie już nie istnieje. Co ważniejsze, będzie to krok w kierunku akceptacji faktu, że Rumunia jest krajem wolnym, odpowiedzialnym za swą własną przyszłość i posiadającym możliwości jej kształtowania.

To ostatnia i najtrudniejsza sprawa, z którą Rumunia i wiele innych byłych satelitów Rosji Radzieckiej, również wciągniętych w Pierwszą Wojnę Światową i koszmar Hitlera, muszą sobie poradzić. Istnieje związek między zbyt drogimi niemieckimi autami i posiadaniem większej ich ilości niż trzeba, a powieściami Herty Muller. Wizytę można już na zawsze odwołać choć strach przed przesłuchaniami wciąż Wam towarzyszy. W regionie tym dominuje obezwładniający strach przed przeszłością, a militarne plany w stylu amerykańskim i restrukturyzacja gospodarcza są tu obce i przerażają.

Rumuni przeżyli horror, częściowo stworzony przez samych siebie. Boją się zatem siebie samych może nawet bardziej niż innych. Dołączenie do grona Europejczyków jest dla nich zarówno swoistą terapią jak i czymś co powstrzyma ich własne wewnętrzne i zewnętrzne demony. Żyjąc ze złymi wspomnieniami, żyje się w cieniu rzeczywistości. Dla Rumunów iluzoryczne rozwiązania dla dręczących wspomnień mają wiele sensu.

I będzie tak aż do nadejścia kolejnej wojny, a w tej części świata wojna była jedyną pewną rzeczą od czasów poprzedzających Rzymskie Imperium. Jedyną kwestią jest to kiedy nadejdzie. Rumuni uważają z religijnym wręcz zapałem, że gdy staną się częścią Europy probem ten odejdzie w dal. Osobiście jestem w tej sprawie sceptyczny. Uważam, że problemem Rumunii jest właśnie to, że jest częścią Europy, słabym krajem otoczonym przez silniejsze. Rumunia zdaje się wierzyć, że bycie częścią Europy stanowi rozwiązanie ich problemów.

Wyjeżdżam z Rumunii zdezorientowany. Rumuni słyszą rzeczy, na które ja jestem głuchy. Częstotliwość jest ustawiona tak, że nawet moje węgierskie geny ich nie słyszą. Wyjeżdżam na razie do Mołdawii, która jest jeszcze bardziej podatna na dziwne i brutalniejsze wichry historii niż Rumunia.

George Friedman

STRATFOR
221 W. 6th Street, Suite 400
Austin, TX 78701 US
www.stratfor.com

Opracował:

Wojciech Włoch

“This report is republished with the express permission of STRATFOR.

stratfor-logo-hi-res2