Od wydawcy: Oto czwarta część z serii raportów specjalnych, które Dr Friedman przedstawi nam w ciągu nadchodzących kilku tygodni z podróży, którą odbył do Turcji, Mołdawii, Rumunii, Ukrainy i Polski. W ramach tej serii, Dr Friedman podzieli się swymi spostrzeżeniami na temat geopolitycznych imperatywów dla każdego z tych krajów i zakończy ją refleksjami z całej podróży oraz wnioskami, które z niej wypływają dla Stanów Zjednoczonych.
Mołdawia to kraj, który należy wyjaśnić, i to podwójnie. Po pierwsze, istnieje kwestia tego co to za kraj. Po drugie zachodzi pytanie komu miałoby na nim zależeć. Co dziwne, pojechałem do Mołdawii myśląc, że znam odpowiedź na drugą z tych kwestii, nie pierwszą. Wyjeżdżałem nie mając pewności co do żadnej. Zacznijmy jednak od kwestii drugiej: Dlaczego Mołdawia ma znaczenie?
Drugi artykuł tej serii, zatytułowany „Pogranicze” traktował o powrocie Rosji do bycia liczącą się w regionie potęgą po tym jak w 1991 roku upadł Związek Radziecki. Bezpieczeństwo narodowe Rosji zależy od dwóch krajów, które odzyskały niepodległość na skutek tego upadku. Białoruś jest leżącym na Równinie Północnoeuropejskiej buforem między Rosją a Europą. Z kolei Ukraina jest buforem między Rosją a Karpatami. Dla Rosji ważniejsze jest to, by nad tymi krajami dominować niż odpuścić tę dominację na korzyść Europy i Stanów Zjednoczonych. Rosjanie osiągnęli już to, a może i jeszcze więcej.
Ukraina jest południowo-zachodnim punktem zaczepienia dla Rosji i jej piętą achillesową. Trudno jest Rosji czuć się bezpieczną gospodarczo i strategicznie bez Ukrainy. Rosję ciężko byłoby obronić gdyby Ukraina dostała się pod kontrolę wrogiego Rosji mocarstwa. Z kolei Mołdawia jest dla Ukrainy tym, czym Ukraina dla Rosji. Jest klinem utrudniającym obronę Ukrainy, a jeśli nie uda się obronić Ukrainy, Rosji również się nie uda. W tę stronę rozumowałem na początku wizyty.
Strategiczne usytuowanie Mołdawii
Wydawało mi się, że miałem na to silne argumenty. Myślałem podobnie jak Stalin. W 1939 roku Sowieci podpisali z nazistowskimi Niemcami pakt o nieagresji. Jedna z jego części sekretnie rozbierała Polskę między Niemcy a Rosję Radziecką. Inna część paktu również sekretnie cedowała Besarabię na rzecz Sowietów, choć była częścią Rumunii. Sowieci zagarnęli Besarabię w 1940 roku przemianowując ją na Socjalistyczną Sowiecką Republikę Mołdawii i zmieniając nieco jej granice. Można zatem uważać Besarabię za poprzedniczkę Mołdawii.
Sowieci mogli zażądać od Niemców wielu rzeczy, lecz to oraz wschodnia Polska to jedyne czego zechcieli. Powód był strategiczny:
1. Wschodnia granica Besarabii, czyli Rumunia, oddalona była o mniej niż 50 mil od sowieckiego portu w Odessie, głównego radzieckiego dojścia do Morza Czarnego i Śródziemnego.
2. Wschodnia granica Rumunii styka się z Dniestrem. Gdyby Sowieci zdecydowali się na atak na zachód, Dniestr stałby się bardzo groźną linią obrony.
3. Przejmując Besarabię, Sowieci wyeliminowali klin potencjalnie zagrażający Kijowowi.
4. Pchnęli również swą granicę w stronę zachodnią, nad rzekę Prut.
5. Umożliwiło im to odebranie Besarabii Dunaju. Jak wiadomo, wystarczy odłączyć Dunaj, a handel europejski – w tym przypadku handel niemiecki – uległby uszkodzeniu.
Stalin chciał zwiększyć bezpieczeństwo Ukrainy i Rumunii oraz osłabić dorzecze Dunaju. Choć reszcie świata wydawało się to dziwne, Besarabia stała się głównym pionkiem na szachownicy po obu stronach, której zasiedli Hitler i Stalin, tak jak wcześniej i później Imperia Rosyjskie i Osmańskie. Dla wielkich potęg, miejsca, którymi reszta świata zdaje się nie za bardzo interesować mogą mieć wielkie znaczenie.
Jak się okazało, układ ten nie opłacił się Stalinowi, ponieważ Hitler zaatakował Rosję Radziecką i szybko zagarnął scedowane na nią regiony. Jednak to co Stalin stracił w 1941 roku odzyskał w 1944. Nie miał wcale zamiaru zwrócić Rumunii Besarabii. Przeniósł część terytorium Mołdawii do Ukrainy, a część Ukrainy na wschód od Dniestru do Mołdawii. Ponieważ wszystkie te rejony znajdowały się pod radziecką kontrolą, były to czysto administracyjne posunięcia, ówcześnie bez strategicznego znaczenia.
Po upadku Związku Radzieckiego terytorium to stało się Republiką Mołdawii. Jej część położona na wschód od Dniestru natychmiast zbuntowała się, przy wsparciu Rosji, co doprowadziło do tego, że Mołdawia straciła rzeczywistą kontrolę nad Naddniestrzem. Utrzymała jednak kontrolę nad terytorium leżącym pomiędzy Dniestrem i Prutem, które przez 18 lat było dość mało znaczącym miejscem. Rzeczywiście, z globalnego punktu widzenia do 2010 roku Mołdawia była po prostu miejscem na mapie. Wybory na Ukrainie w 2010 roku dały władzę prorosyjskiemu jakby się mogło wydawać rządowi, tym samym wyrzekając się Pomarańczowej Rewolucji. Jak dowodziłem w części zatytułowanej „Pogranicze”, był to kluczowy krok prowadzący do odzyskania przez Rosję strategicznej władzy w regionie. W konsekwencji tego Mołdawia rozpoczęła proces przeistaczania się z kawałka ziemi leżącego pomiędzy dwiema rzekami do strategicznego atutu zarówno Rosji jak i któregokolwiek z mocarstw Zachodu, które zechciałoby powstrzymać lub zagrozić Ukrainie, a co za tym idzie – Rosji.
Pozwólcie mi Państwo, że podkreślę to, że kraj ten „rozpoczął przeistaczanie się”, nie to, że już jest strategicznym atutem. To wciąż trwający proces. Jego waga zależy od trzech rzeczy:
* Siły Rosji
* Władzy Rosji nad Ukrainą
* Odpowiedzi ze strony któregoś z mocarstw Zachodu
Wszystko to ruchome części; jeszcze nic nie jest na swoim miejscu. Mołdawia jest zatem miejscem o, jak to się mówi, rosnącym znaczeniu. Lecz bez względu na to jak powolny byłby to proces, ten w sumie nieznany kraj przestał już być krajem o niewielkim znaczeniu. Tak się zresztą dzieje zawsze wtedy, gdy potęgi ścierają się w tej części świata.
To właśnie dlatego chciałem odwiedzić Mołdawię: Zdawało mi się, że staje się pomału rejonem strategicznym i chciałem to pojąć.
Mołdawska Tożsamość
Oczywiście Mołdawia nie jest jedynie strategicznym skrawkiem ziemi. To miejsce, gdzie żyją ludzie, którzy rozdarci są pomiędzy rumuńskim dziedzictwem a radziecką przeszłością. Błędem jest uważanie Mołdawii po prostu za część Rumunii, która została przejęta przez Rosję Radziecką, i która zaraz po uwolnieniu się spod radzieckiej dominacji wróci do Rumunii. Siedemdziesiąt lat po rozbiorze Mołdawia stała się czymś więcej niż prowincją Rumunii, a już na pewno nie prowincją dla Rosji, i czymś mniej niż narodem. Oto gdzie geopolityka i rzeczywistość społeczna zaczynają się ze sobą ścierać.
Rosja Radziecka ogłupiła Mołdawian. Rozmawiałem z mołdawskim dziennikarzem, który opisał mi to jak wraz z rodziną deportowany był w 1948 roku na Syberię, do Tomska. Podał to prawie jakby od niechcenia; dla Mołdawian to po prostu część ich dziedzictwa. Stalin obawiał się, że Mołdawianie zechcą przyłączyć się na powrót do Rumunii i choć Rumunia była satelickim krajem Rosji Radzieckiej, Stalin nie chciał ryzykować. Typowym dla niego rozwiązaniem, wielokrotnie powtarzanym w innych miejscach Związku Radzieckiego, była deportacja ludności Rumunii, sprowadzenie Rosjan, drobna klęska głodowa i terror, którego celem było złamanie mołdawskiego ducha.
Właśnie w Mołdawii dotarło do mnie to jaka jest różnica między Europą Wschodnią i byłymi republikami Związku Radzieckiego. Kraje Europy Wschodniej uważają erę sowiecką za zły sen, głęboko nie wierzą Rosjanom i po dziś dzień się ich obawiają. W Mołdawii, podobnie zresztą jak w innych częściach byłego Związku Radzieckiego, wyczuwa się autentyczną nostalgię za okresem sowieckim. Istotnie, rządy komunistyczne skończyły się w Mołdawii dopiero w 1992 roku. Partia Komunistów Republiki Mołdawii (PKRM), spadkobierczyni Partii Komunistycznej, która została zdelegalizowana, rządziła Mołdawią do 2009 roku. Ideologia PKRM nie była komunistyczna; nie miała zresztą żadnej prawdziwej ideologii. Oferowała jednak ciągłe związki z Rosją i poczucie trwałości krajowi, który woli to, co zna.
Besarabia była kiedyś prowincją Rumunii, a jej mieszkańcy w przeważającej większości posługiwali się językiem rumuńskim. W dzisiejszej Mołdawii, rumuński nie jest jedynym językiem. Jak w większości byłych republik radzieckich dziś język rosyjski używany jest przez wiele osób, nie tylko żyjących tu Rosjan. Spora część ludności Mołdawii woli mówić po rosyjsku. Inni Mołdawianie nauczyli się tego języka w szkołach i posługują się nim na co dzień. Lecz młodsi Mołdawianie też mówią po rosyjsku, choć używają i rumuńskich i rosyjskich znaków. Ponadto uświadomiono mi (w ogóle nie mówię po rumuńsku), że język rumuński używany w Mołdawii nie jest dokładnie taki sam jak ten, którym posługują się współcześni Rumuni: nie rozwinął się w ten sam sposób i ma trochę archaicznych naleciałości. Łatwo jest odróżnić mówiących po rumuńsku Rumuna i Mołdawianina.
Istnieje na tym punkcie autentyczne spięcie. Jedna z naszych pracowniczek, która mieszka w Rumunii wybrała się z nami do Mołdawii. Opowiedziała nam o swojej wizycie w sklepie z czekoladą (słynącym ponoć ze swoich wyrobów). Gdy się odezwała, jej rumuński wyraźnie odróżniał się od swej mołdawskiej odmiany, no i oczywiście od rosyjskiej. Nie obsłużono jej, ignorowano, a potem przestawiano z kolejki do kolejki. Jak nam później wyjaśniła, Mołdawianom zdaje się, że Rumuni patrzą na nich niejako z góry, więc są na nich obrażeni. Oczywiście to pojedyncza anegdota, ale i inni potwierdzają istnienie takiego swoistego trójstronnego spięcia pomiędzy Rumunami, Mołdawianami mówiącymi po rumuńsku oraz tymi, którzy posługują się językiem rosyjskim.
Podział ten biegnie równolegle z liniami podziałów politycznych i choć istnieje grupa osób, które chcą przyłączenia do Rumunii, to zdecydowanie nie jest ona dominującą. Prawdziwa walka rozgrywa się między tymi, którzy wspierają komunistów, a tymi, którzy są za niepodległą Mołdawią nastawioną na Unię Europejską i NATO. Mówiąc szerzej, komuniści cieszą się szerokim poparciem ludności wiejskiej, uboższej oraz osób starszych. Partie prozachodnie są ograniczone podziałami na wiele ugrupowań, które różnią się między sobą bardziej osobowościami liderów niż ideologiami przyświecającymi ich programom. Oznacza to, że rząd stworzony po tym, jak demonstracje doprowadziły do upadku komunistów w 2009 roku, zbudowany jest w oparciu o silnie podzieloną koalicję, osłabioną jeszcze bardziej przez skomplikowane interesy, osobowości i ambicje każdego z koalicjantów. Komuniści może nie osiągną większości parlamentarnej, lecz nie potrzebują aż tak wielu koalicjantów jak partie prozachodnie.
28 listopada odbędą się wybory[1]. Cały kraj oplakatowany jest wizerunkami kandydatów, którzy podróżują w najdalsze jego zakątki organizując spotkania i wiece. Zachodnie organizacje pozarządowe (NGO) już tam są. Niektóre z nich finansowane są przez, jak nam powiedziano, amerykański Narodowy dar dla Demokracji (American National Endowment for Democracy), inne przez NATO, i tak dalej. Rosjanie również poznali zagrywki zachodnich organizacji pozarządowych obserwując kilka rewolucji oznaczonych różnymi kolorami. Są tu również organizacje pozarządowe wspierane przez Rosję, które, jak się dowiedziałem od jednego z dziennikarzy, serwują młodym ludziom wino i ser. Wygląda na to, że zabiegi te działają.
Prawdziwe pytanie, jakie kryje się za tą skomplikowaną polityką brzmi: Czym jest Mołdawia? Na razie istnieje zgoda co do tego, czym Mołdawia nie jest: Na pewno nie prowincją Rumunii. Lecz przecież Mołdawia była prowincją Rumunii i jedną z Republik Radzieckich. Czym zatem jest teraz? Co to znaczy być Mołdawianinem? W tej kwestii zgody nie widzę. Istnieją narody, które nie mają państwowości, na przykład Kurdowie. Mołdawia to państwo, któremu brakuje narodu. Budowanie mołdawskiej państwowości nie polega tak bardzo na tworzeniu instytucji co na doprowadzaniu do narodowego konsensusu w sprawach samego narodu.
Podobnie jak w Rumunii, frakcje prozachodnie mają jasno sprecyzowane rozwiązanie tego dylematu: członkostwo w NATO i Unii Europejskiej. Ich zdaniem doprowadzając do tego osiągną bezpieczną definicję swego narodu – kraju europejskiego – oraz ochronę przed Rosją i innymi krajami, które mogłyby im zagrozić. Dla Rumunii, członkostwo w tych organizacjach to sposób na pokonanie swej przeszłości. W przypadku Mołdawii to sposób na zdefiniowanie swego kraju. Bycie Europejczykami jest dla Rumunów celem nadrzędnym, a dla Mołdawii to wciąż gorąca kwestia sporna, choć czego oprócz władzy tak naprawdę chcą komuniści pozostaje niejasne.
I to jest podstawowy problem Mołdawii. Ideą frakcji prozachodnich jest wstąpienie do Unii Europejskiej i NATO, a pieczęci pod tymi traktatami mają zdefiniować ten kraj. Nie biorą one jednak pod uwagę potężnej Partii Komunistycznej i jej związków z Rosją, ani też znacznej części kraju, która identyfikuje się z Rosją bardziej niż z Zachodem. Niektóre partie prozachodnie, które zdają sobie sprawę z tej kwestii otwarły się na Rosjan albo odwiedzając Moskwę, albo mniej bezpośrednio. Oddani sprawie Zachodu próbują łagodzić prorosyjskie sentymenty. Niełatwo jest jednak zrobić kwadrat z koła, więc podstawowe podziały pozostają. Pod tym względem kraj jest w impasie. Ktokolwiek wygra te i kolejne wybory rządzić będzie głęboko podzielonym krajem o sprzecznych ideach co do tego jaki powinien być i kto powinien nim rządzić.
Gospodarka cieni
Sprawa utrudnia się jeszcze bardziej gdyby przyjrzeć się sytuacji gospodarczej Mołdawii. Mówi się o niej jako o jednym z najbiedniejszych krajów Europy, a może i najbiedniejszym. Około dwunastu procent dochodu narodowego brutto pochodzi z przekazów pieniężnych od emigrantów pracujących, niekiedy nielegalnie, w innych krajach Europy. To spadek z 19 procent, lecz nie dzięki rozwojowi gospodarczemu Mołdawii, tylko zmniejszonym kwotom spowodowanym globalną recesją. Rumunia wdrożyła program wydawania Mołdawianom paszportów rumuńskich. Umożliwia to Mołdawianom podróżowanie i pracę gdziekolwiek na terenie Unii Europejskiej. Robili to jednak już wcześniej, tylko nielegalnie. Obecnie proces emigracji i przekazów pieniężnych już się sformalizował. Niektórzy Mołdawianie tworzą zarzuty, że to Rumuni próbują umniejszać znaczenie Mołdawii zachęcając jej mieszkańców do emigracji. Biorąc jednak pod uwagę sprawę przekazów pieniężnych, jest to raczej ostatnia deska ratunku.
Zarówno Mołdawianie jak i Rumuni mówili mi, że największym towarem eksportowym Mołdawii są kobiety, łudzone lub świadomie (w zależności od tego kogo spytamy) wstępujące do mołdawskiej diaspory w charakterze prostytutek. Niektórzy mówią (a ja sam nie mogę tego potwierdzić), że najwięcej prostytutek pracujących legalnie w europejskich domach publicznych to Mołdawianki. Istnieje w tej kwestii niewiele wiarygodnych danych statystycznych i wiele opinii. Jednak rozmawiając z ludźmi fakt ten nie wydaje się być kontrowersyjny. Oto dowód na to, jak zdesperowany jest ten kraj.
Oto anegdota o sobotnim wieczornym spacerze po ulicach Kiszyniowa, stolicy Mołdawii: Chodniki zapełnione są młodymi ludźmi od siedemnasto-, osiemnasto- i dziewiętnastolatków po dwudziestopięciolatków. Mówiono mi, że nie ma tu klubów, w których mogliby się bawić młodzi ludzie, więc zbierają się na ulicach. Nic w tym dziwnego: obraz ten przypomina mi nowojorski Queens Boulevard z czasów, kiedy byłem licealistą. Co było dziwne to fakt, że zbierali się w grupkach od pięciu do piętnastu osób. W centrum każdej z tych grup było kilka dziewczyn, od jednej do trzech, wszystkie świetnie ubrane w porównaniu do prawie niechlujnie odzianych chłopców. Dziwne było to, że chłopców było znacznie więcej niż dziewczyn. Nigdy nie udało mi się dowiedzieć, czy inne dziewczyny musiały zostać w domu z rodzicami, czy po prostu brakowało młodych kobiet. Mimo to, moja żona zapewniła mnie, że dziewczyny nie były ubrane biednie; z jej szacunków wynika, że same buty kosztowały setki dolarów.
Nie bardzo wiem, jak to rozumieć, lecz należy tu dodać fakt, że wzdłuż głównej ulicy stały co rusz oddziały banków. Gdy odwiedziliśmy małą miejscowość na północ od stolicy zobaczyłem tam cały szereg oddziałów banków. Oddziały banków są drogie w budowie i utrzymaniu. By funkcjonować potrzebują depozytów, a gdy w małym miasteczku jest siedem współzawodniczących ze sobą banków znaczy to, że są tam pieniądze. W rzeczy samej, miasteczko to nie wyglądało na biedne.
Mamy zatem paradoks. Dane mówią, że Mołdawia jest bardzo biedna, a tyle tu banków oraz dobrze i bogato ubranych młodych kobiet. Wszyscy młodzi mężczyźni zdają się podzielać moje gusta co do ubioru, co może wynikać z biedy albo obojętności, więc oni wymykają się analizie. Jestem jednak całkiem pewny, że oficjalne mołdawskie dane statystyczne i rzeczywistość gospodarcza nie są spójne.
Kiszyniowskie mieszkania w stylu radzieckim (Zdjęcie: STRATFOR)
Istnieją trzy możliwe wytłumaczenia tego zjawiska. Pierwszy to ten, że przekazy pieniężne płyną szerokim strumieniem od kobiet i innych ekspatriantów, i że banki są tam po to, by je obsłużyć. Drugi to możliwość istnienia ogromnej gospodarki cieniów, która miga się przed fiskusem i analizom statystycznym. Trzecie wytłumaczenie to to, że stolica i jeszcze kilka miast są dość zamożne, a obszary wiejskie są nadzwyczajnie biedne (widziałem kilka mieszkań w radzieckim stylu, które zdają się to potwierdzać). Podejrzewam, że wszystkie trzy wytłumaczenia są poprawne, co tłumaczy rozłam w polityce i samym kraju.
Republika Mołdawii przechodzi właśnie ogromny kryzys osobowości, ma system polityczny, który jest głęboko podzielony i gospodarkę, która, jak mówią, nie posiada pełnej transparentności. Trudno zatem myśleć o niej geopolitycznie.
Mołdawia i strategia
Z punktu widzenia Mołdawii, przynajmniej jej prozachodnich frakcji, strategiczne problemy Mołdawii zaczynają się i kończą na Naddniestrzu. Mołdawianie chcą odzyskania wschodniego brzegu rzeki. Posiadanie tego regionu miałoby dla Mołdawii prawdziwe znaczenie, ponieważ stałby się on przemysłowym centrum tego kraju, przynajmniej względnie. Jednakowoż, podobnie jak w przypadku niektórych innych terenów spornych w byłym Związku Radzieckim chodzi bardziej o dysputę niż strategiczną wartość samego terytorium. To taki punkt zborny, albo przynajmniej próba znalezienia go. To również argument dla grup prozachodnich do atakowania grup prorosyjskich, bo przecież to Rosjanie chronią ten oderwany rejon.
Niemcy, którzy coraz bardziej zbliżają się z Rosjanami zdają się próbować angażować w negocjacje dotyczące Naddniestrza. Rosjanie z kolei z pewnością zechcą dostosować się do zaleceń Niemców, którzy wątpię by odmówili Rosjanom kontroli nad wschodnim brzegiem Dniestru. Z rosyjskiego punktu widzenia, gdyby wrogie siły dotarły na wschód od Dniestru mogłyby zagrozić Odessie, a bez względu na to jak dobrze sytuacja przedstawia się obecnie, nie ma sensu tak po prostu oddawać Dniestru. Z rosyjskiego punktu widzenia, co zresztą potwierdza historia, dobrze wyglądające sytuacje zmieniają się w swą odwrotność w zadziwiającym tempie.
Jest w tym oczywiście coś dziwnego. Mówię oczywiście o obecności wojsk rosyjskich w rejonie Dniestru, mimo że Mołdawię okala Ukraina, nie Rosja. Rosjanie wspierają jednak tę naddniestrzańską republikę, a Ukraińcy nie. Od 1992 roku Ukraińcy nie wysnuli efektywnego żądania by Rosjanie nie mieszali się w sprawy zasadniczo ukraińsko-mołdawskie. Możliwe, że Ukraińcy nie są zainteresowani wyciąganiem jako argumentu przetargowego kwestii ziem zabranych Mołdawii i przekazanych Ukrainie. Ja jednak podejrzewam, że powód jest prostszy: mimo rozpadu Związku Radzieckiego Rosjanie interesują się takimi kwestiami jak chociażby defensywne usytuowanie rzeki, natomiast Ukraińcy patrzą na te kwestie z większą dozą obiektywizmu.
Ocena na czysto
Patrząc na mapę, Mołdawia wygląda na wartościową nieruchomość. Gdyby region ten znalazł się w rękach NATO lub jakiejkolwiek innej potęgi Zachodu, mógłby stać się dźwignią przeciwko sile Rosji, a nawet zwiększyć chęci Ukrainy do oparcia się Rosji. Wprowadzenie wojsk NATO w pobliże Odessy, ukraińskiego portu, od którego uzależniona jest Rosja, zwiększyłoby czujność Rosjan. Problem polega na tym, że Rosjanie doskonale to rozumieją i robią co mogą by zaprowadzić prorosyjskie rządy w Mołdawii, a przynajmniej zrobić z niej kraj, który jest na tyle niestabilny, że nikomu nie przyjdzie do głowy wykorzystać go by zagrozić Rosjanom.
Mołdawia rozdarta jest pomiędzy swymi rumuńskimi korzeniami a radziecką przeszłością. Nie rozwinęła swej tożsamości narodowej, niezależnej od tych dwóch ekstremów. Mołdawia jest pograniczem na pograniczu. To miejsce, gdzie z każdej ze stron ścierają się zagraniczne wpływy. Lecz jest to również miejsce, któremu brakuje jasnego centrum. Z jednej bowiem strony mamy nostalgię za starymi dobrymi czasami Związku Radzieckiego – co dowodzi jak źle mają się obecnie sprawy dla wielu Mołdawian. Z drugiej zaś istnieje nadzieja, że Unia Europejska i NATO stworzą i obronią naród, który nie istnieje.
Gdyby geopolityka była teoretyczną grą, logicznym krokiem byłoby natychmiastowe zintegrowanie Mołdawii z NATO i przyjęcie jej do Unii Europejskiej. Każde z tych tworów ma za swych członków równie dziwne narody. Lecz geopolityka uczy, że strategia narodowa bazuje na istnieniu narodu. Może to być oczywiste, ale musi zostać powiedziane. Przyjechałem do Mołdawii szukając na tym pograniczu narodu, który mógłby kontrować odradzającą się Rosję. Myślałem, że znajdę na mapie naród. Okazało się, że mimo iż mieszkają tam ludzie – nie stanowią narodu. Co zdawało mi się obiecujące na mapie jest zgoła odmienne w rzeczywistości.
Nie mówię tu, że Mołdawia nie jest w stanie rozwinąć poczucia narodowości i tożsamości. Lecz tworzenie to długotrwały i rzadko pokojowy proces. W międzyczasie potężne siły po każdej ze stron mogą utrudnić, o ile nie uniemożliwić tworzenia się narodu mołdawskiego. Może stać się przypadkiem kraju, który mógłby stać się narodem poprzez swe członkostwo w Unii Europejskiej i NATO, ale Unia Europejska zajmuje się obecnie Irlandią, a NATO nie ma apetytu na konfrontację z Rosją. Wszystko w rękach Mołdawian. Nie jest dla mnie jasne, ile historia da im czasu na osiągnięcie w tej kwestii konsensusu.
Nie moją oczywiście sprawą jest doradzanie Mołdawianom skoro nie podzielam ich losu. Lecz biorąc pod uwagę fakt, że i tak nie zostanę wysłuchany chciałbym zaproponować następujące spostrzeżenie. Mołdawia była kiedyś częścią Rumunii. Była też kiedyś częścią Związku Radzieckiego. Mołdawia ma wiele sensu jako część czegoś. Związek Radziecki rozpadł się. Europa już teraz ma więcej problemów niż jest w stanie udźwignąć i nie szuka ich więcej. Rumunia wciąż tu jest. To nie idealne rozwiązanie i też nie takie, które wielu Mołdawian przyjmie z otwartymi rękami, ale jest rozwiązaniem, nawet jeśli dalekim od perfekcji.
Wyjeżdżam teraz do kraju, który jest bez wątpienia narodem, ale zaangażowanym w debatę o tym jakim narodem być powinien. Innymi słowy, kolej na Turcję.
[1] Wybory te wygrała koalicja czterech prozachodnich partii o nazwie „Sojusz na Rzecz Integracji Europejskiej”, uzyskując 54,15% poparcia, przypis tłumacza na podstawie danych z www.wikipedia.org.
George Friedman
STRATFOR
221 W. 6th Street, Suite 400
Austin, TX 78701 US
www.stratfor.com
Opracował:
Wojciech Włoch
“This report is republished with the express permission of STRATFOR.