Była najwybitniejszą malarką międzywojnia. Pojawiła się jak meteor, by zadziwić Europę swym talentem. Ogromny sukces odniosła na Międzynarodowej Wystawie Sztuki Dekoracyjnej w Paryżu w roku 1925. Otrzymała cztery najważniejsze nagrody (Grand Prix), za malarstwo, plakat, tkaninę i sztukę użytkową. Uhonorowano ją Krzyżem Kawalerskim Legii Honorowej. Na tejże wystawie Polska odniosła ogromny sukces, nasi artyści zdobyli aż 36 Grand Prix i 169 wyróżnień. Pierwsze miejsce Polski wśród 22 państw uczestniczących, to ogromne wyróżnienie i wielki zaszczyt. Cała Europa zobaczyła nasz kraj odrodzony z niewoli, który po 123 latach uciemiężenia zachował swoją tożsamość narodową, a polska sztuka jawiła się niczym wielobarwny motyl. Recenzje z tej wystawy były rewelacyjne. Iwaszkiewicz napisał: poczucie dekoracyjnej linii i barwa u Stryjeńskiej nie mają sobie równych w malarstwie polskim, a kto wie – może i obcym.
Stryjeńska urodziła się w Krakowie w 1891 roku, zmarła w Genewie w 1974. Pochodziła z patriotycznej rodziny. Od najmłodszych lat wykazywała niezwykłe zdolności artystyczne. Chłonęła sztukę Młodej Polski, zachwycała się etnografią i kolorytem strojów krakowskich. Bywała z ojcem na uroczystościach religijnych, weselnych, na jarmarkach i targowiskach. Tam zobaczyła ludowy strój krakowski. Była oczarowana jego finezją i niezwykłością. Całe życie pamiętała furmanki chłopskie jadące na rynek krakowski, kolorowe chustki kobiet, szerokie spódnice, czerwone korale i niewzwykłą serdeczność wiejskiego ludu. Jej młody umysł, był pod wpływem sztuki Młodej Polski. Zafascynowana była Wyspiańskim i Słowiańszczyzną.
Była wybitną artystką. Zajmowała się malarstwem, litografią, projektowaniem gobelinów, kostiumów teatralnych, witraży, wydawnictw albumowych, plakatów i scenografią. Jej malarstwo było bardzo oryginalne, pełne werwy i dynamiki, o niebywałym kolorycie i olbrzymiej stylizacji. Podniosła sztukę ludową do należnej jej wielkości, sportretowała zwyczaje i obrzędy ludowe. Pokazała radosną wieś polską w niebywałej ekspresji i urzekającym kolorycie. Malowała też narodowe legendarne postacie.
Stryjeńska de domo Lubańska po ukończeniu szkoły wydziałowej uczęszczała do szkoły robót ręcznych, następnie do seminarium nauczycielskiego skąd przeszła do prywatnej szkoły artystycznej Leonarda Stroynowskiego, potem do Szkoły Sztuk Pięknych dla Kobiet Marii Niedzielskiej. Studiowała też (1911/12) w Akademii Sztuk Pięknych w Monachium. Pojechała tam przebrana za chłopca, posługując się dokumentami swego brata, dziewczęta bowiem nie mogły studiować sztuki. Egzamin zdała celująco i została przyjęta jako Tadeusz Grzymała aus Krakau. Niestety, w obawie przed zdemaskowaniem przez kolegów musiała opuścić uczelnię.
Od najmłodszych lat była nader pracowita i uzdolniona. Wystawiała w Krakowskim Towarzystwie Sztuk Pięknych uzyskując pochlebne recenzje. Podczas I wojny światowej poznaje Karola Stryjeńskiego, biorą ślub. W podróż poślubną pojechali do Zakopanego. Zachwycała się góralszczyzną i obyczajami Podhala. W Krakowie namalowała Paschę słowiańską, przygotowała projekt polichromii sali w “Baszcie Senatorskiej” na Wawelu. Stworzyła cykl obrazów “Bogowie słowiańscy”, “Tańce polskie”, także cykl kolęd franciszkańskich i ludowych.
Współpracowała z Warsztatami Krakowskimi (1919). Projektowała zabawki toczone w drewnie, malowane laleczki i zwierzęta, a także klocki z polskim obrzędami (Dożynki, Śmigus, Wianki, Z gwiazdą i turoniem). Warsztaty Krakowskie wydały pierwszy album artystki Pastorałkę złożoną z 7 kolęd, także tekę Bożków słowiańskich zawierającą 15 barwnych autolitografii.
W 1919 roku malarka bierze udział w konkursie na plakat fabryki papierosów Patria i otrzymuje I nagrodę. W 1919 roku wystawia swe prace w Towarzystwie Zachęty Sztuk Pięknych w Warszawie, także tegoż roku uczestniczy w XII Międzynarodowej Wystawie Sztuki w Wenecji.
Marta Morozowicz Szczepkowska pisała o Stryjeńskiej: “A Zosia Styjeńska, ten kobiecy fenomen malarstwa polskiego(…) – co za indywidualność, spontaniczność kompozycji malarskich, rozwichrzonych, naiwnych, wybuchowych (…) Wrogowie – a miała ich wśród plastyków legion – wytykali jej, że nie jest malarką, ale ilustratorką, i to “dziką”, nie muśniętą przez kulturę. Ona jednak drwiła z wrogów i, na szcęście, dalej malowała po swojemu”.
Łowy bogów – trzy duże płótna Stryjeńskiej wystawiane w TPSP w Krakowie, a potem w Warszawie były entuzjastycznie przyjęte. Słonimski napisał:” Tryptyk Zofii Stryjeńskiekj jest dziełem o zakroju genialnym. Z polowania bogów zrobiły się rozszalałe łowy, gdzie przed fanfarą barw, jak przed nagonką uciekające, wszystkie dziwy ziemi chwyciły się w twardy potrzask(…)
W 1920-22 roku Sryjeńska ilustrowała wiele książek dla dzieci. W 1921 r. współpracowała z Teatrem Miejskim im. J. Słowackiego w Krakowie, projektując dekoracje do kilku sztuk.
Rok 1924, Warszawa. Wystawa Stryjeńskiej w Salonie Czesława Garlińskiego. Karol Frycz napisał: “Cudowne widowisko, wieczór bogów, ludzi i rzeczy. Rzadko się zdarza talent na wskroś oryginalny, płodny i plenny, by zyskał szybko ogólne uznanie publiczności i prasy, krytyki i kolegów. W dziedzinie sztuki dekoracyjnej ma pani Stryjeńska więcej do powiedzenia niż ktokolwiek inny w Polsce.
Małżeństwo Stryjeńskiej z Tadeuszem nie było sielanką. Oboje byli arytystami o wybujałym ego. Ona multi artystka, on architekt i grafik, profesor Szkoły Sztuk Pięknych w Warszawie. Ona to żywiołowy charakter, gwałtowny temperament i nieśmiałość, on odmienny i ekstrawertyczny. Hanna Ostrowska-Grabska pisała o Stryjeńskich: “Oboje Stryjeńscy stanowili wielki kontrast. Zofia – trochę kanciasta, pośpieszna, milkliwa, napięta, z wielką ciemną jakby kędzierzawą czupryną, spadającą na oczy i – Karol, promieniujący urokiem, wdziękiem, o czarującym sposobie bycia. Zofia była szczupła, niska i trochę dzika, on wysoki, ze strzechą słomianych włosów. Stryjeński lubił się bawić i flirtować, Zofia była typem samotniczym, unikała ludzi”.
Już po wystawie paryskiej nie było szansy na uratowanie małżeństwa. Zaczęła się walka o trójkę dzieci. Stryjeński posunął się do wielkiej perfidii wobec żony. Za jego namową do mieszkania Zofii w Zakopanem wtargnęła nocą policja z lekarzem. Malarce oświadczono, że na postawie decyzji władz wywożą ją, jako cierpiacą na obłęd, do zamkniętego sanatorium psychiatrycznego w Batowicach koło Krakowa. To średnowieczne polowanie na czarownice wzbudziło w Polsce ogromne oburzenie. Posypały się zewsząd protesty. Artystkę uwolniono niezwłocznie, zdymisjonowano winnego lekarza zakopiańskiego, a sąd ukarał głównego winowajcę. Życie Stryjeńskiej nie było łatwe. Mimo sukcesów artystycznych, nie potrafiła zadbać o sprawy materialne. Całe życie borykała się z niedostkiem. Po rozwodzie z mężem mieszkała od 1920 roku w Warszawie. Jej trójka dzieci wychowywała się u krewnych. Córka Magdalena przebywała w domu dziadka, a bliźniacy Jacek i Jaś u wujka. Bolała nad tym bardzo. W swym pamiętniku “Chleb prawie że powszedni” opisała swe życie w sposób ciekawy i autentyczny.
Och, do stu tysięcy kwiatów liliowych! Jak mi lekko! Wyładowałam się trochę uczuciowo. A teraz kończę Paschę. Nie może Bóg potępić mnie teraz, gdy stworzyłam tę pieśń, ten poetyczny romans boski. Zaniosłam wieczór do garderoby Jaraczowi scenariusz z rozmieszczeniem sytuacji scenicznej. Mam 28 kartonów kostiumów i szkice dekoracji (…)
Karol Szymanowski z Schillerem ciągle nie mogą dojść do ładu ze scenariuszem Harnasiów, wobec czego Haranasie będą odłożone do przyszłego sezonu (…)
Byłam wieczorem u Boyów- Żeleńskich. Jedyny dom, gdzie jeszcze niekiedy bywam (…)
Spotkałam Szarfa. Namówił mnie, żeby przyjechać do Krakowa, to mi wyda na pocztówkach szkice kostiumowe Harnasiów, zobaczę od razu Mamę najdroższą i uściskam dzieci (…)
Jaracz rozmówił się ze mną, że na drugi rok jest gotów wystawić Paschę, ale teraz jest stanowczo za późno, bo żeby taką pantomimę zharmonizować z muzyką, zmontować chóry i dekoracje, kostiumy etc, musi mieć ze dwa pełne miesiące prób (…)
Rysuję kostiumy do trzeciej odsłony Korowaja. Och, żeby już było jutro! Zwykły dzień roboczy! Zapada wieczór. Telefon milczy. Wieczorem znowu idę do przygodnej kawiarni na inny koniec miasta i siedzę tam sama do znużenia (…)
Zacinam zęby, stulam uszy na głosy świata i ćwierkanie wróbli za oknami, zamykam oczy na piękną, cudowną pogodę i wiosnę, maluję cztery witraże przedstawiające Henryka Pobożnego, Stanisława Żółkiewskiego, Warneńczyka i księcia Józefa (…)
Skończyłam. Skończyłam dziś o drugiej. Balet polski Korowaj ucieleśnił się. Mam już dwa widowiska w tekach: Paschę i Korowaj, jeszcze czuję w żołądku trzeci: – wszechświatowe humorystyczne Jasełka i raz na zawsze by był koniec z etnografią (…)
Łódź. Dziwne wrażenie robi Łódź. Coś jakby złota, pełna perweniuszowskiego przepychu, przeładowana arka Noego, płynąca po odmętach szarej rzeszy robotniczej.
Środek miasta – to mizerny prowincjonalny Broadway z Żydami i handlarzami (…)
Mama dziś rano przyjechała. Boże mój, co za radość. Wyżaliłam się Matce, że okropne mam niepowodzenie do portfeli ludzkich i od miesiąca prawie już żyję z pożyczek od służby i kelnerów z IPS-u, którzy mi użyczają kredytu (…)
Boże, Boże, czy ja wytrzymam. Okropnie już trzeszczy moja dobra wola. Gryzą mi serce Erynie, a posępne nastroje wykańczają mnie z dnia na dzień (…)
Było przyjęcie u Kossaków. Pan Wojciech obchodził 84. urodziny. Nadzwyczajny facet, trzyma się świetnie, gonił po zaśnieżonym ogrodzie bez marynarki i czapki prowadząc gości do pracowni, gdzie ciągle ma nowe prace na sztalugach, a pięknym paniom wmawiał z wdziękiem, że 84 to przestawiona mylnie cyfra, bo naprawdę ma 48 lat (…)
W latach międzywojennych cała Polska interesowała się Stryjeńską. Podziwianio jej sztukę, interesowano się jej niekonwencjonalnym sposobem życia i bycia, małymi skandalami i popełniamyni gafami. Po rozwodzie z mężem mieszkała w Warszawie. Do pracy twórczej potrzebowała samotności. Wtedy tworzyła najpiękniejsze dzieła. To w Zakopanem, w oddaleniu od ludzi i świata, powstały plansze Kujawiaków, z których Taniec babski jest często wymieniany wśród jej najlepszych prac.
W 1929 roku Stryjeńska wychodzi ponownie za mąż. Jej wybrankiem został aktor Artur Socha. Ale i to małżeństwo nie przyniosło jej szczęścia. Rozstali się. Artystka ciągle borykała się z kłopotami finansowymi, niekiedy czuła się jakby w gorsecie, który sama na siebie nałożyła. Tuż przed II wojną światową znów jej prace zaczęto odkrywać na nowo. Jej sztuka miała bowiem narodowy charakter. Otrzymała zamówienia rządowe. Znacznie poprawiły się jej finanse, zabrała do siebie synów. Przez rok trwała idylla rodzinna, aż wybuchła wojna. Po wojnie Stryjeńska wyjechała do Paryża, a stamtąd do Szwajcarii. Mieszkała tam z synem, Jackiem. Wydawała się być zapomniana w Polsce. Po pewnym czasię zaczęto jednak reprodukować jej dzieła inspirowane sztuką narodową i folklorem. Na obczyźnie żyła wspomnieniami ojczyzny, a jej optymizm pozwolił jej przetrwać trudne chwile.
Matka unikała w Genewie spotkań rodzinnych, wspominał jej syn, Jan. Kiedy malowała była dla nas nieuchwytna. Poza rodziną mama nikogo u siebie nie przyjmowała, lecz umawiała się w kawiarni. W Genewie była to kawiarnia na placu Eaux-Vives, tam chodziła na kawę. Ciągle wyjeżdżała do Paryża i Brukseli (tam mieszkała jej siostra). Woziła z sobą płótna bogów słowiańskich, z którymi się nie rozstawała nawet w podróży. Choć mieszkała w Genewie, właściwie nigdzie nie miała domu. Jej dom – stracony – to była Polska. W 1992 roku byłem w Zakopanem, na cmentarzu, gdzie jest pochowany mój ojciec. Nadeszła wycieczka szkolna. Dzieci pytały nauczycielkę, a kto ten Karol Stryjeński? Odpowiedziała: a to taki architekt, co miał żonę zwariowaną malarkę.
Janusz Kopeć
Chicago, w styczniu 2011