W przededniu Walentynek warto nakreślić “miłosny portret Polaka”. Czy przedstawiciel naszej nacji wyróżnia się wśród narodów świata oryginalnym podejściem do miłości? Słowiańska dusza powoduje, że jesteśmy uczuciowi i w miarę często oraz mocno poddajemy się miłosnym uniesieniom. Tyle tylko, że mamy większe niż inni kłopoty z ich okazywaniem. Szczególnie mężczyźni – jak zauważają socjologowie – publiczne okazywanie kobiecie miłości traktują jako oznakę słabości. Wzorce środowiskowe robią swoje, do tego dochodzi często niemal powszechny brak pewności siebie, pewne zakompleksienie, które wywołują bojaźń przed ośmieszeniem. No i powstaje mieszanka stanowiąca swoiste zaprzeczenia. Z jednej strony kochamy mocno, z drugiej boimy się do tego przyznać grając rolę nieczułych twardzieli. Na szczęście tego typu wizerunek powoli ulega przeobrażeniu. Wzorując się na tendencjach z zewnątrz Polacy coraz częściej nie skrywają swoich uczuć, a Polki z większym szacunkiem podchodzą do nie akceptowanych przez nie miłości, bez kpin i szyderstw. Podobnie rzecz się ma w przypadku wygasania uczuć. Coraz mniej jest zakłamania i na siłę utrzymywania męczących związków, a rozwody nie wywołują już powszechnego zgorszenia.
Generalnie, polski model romantycznej, ale mocno skrywanej miłości ulega transformacji w stronę większej wylewności i otwartości uczuć.
Polacy są kochliwi, ale wciąż pozostają narodem tradycyjnym i swoje związki najczęściej kończą ślubem. Gdy miłość wybucha to “drżyjcie narody”.
Polacy potrzebują mocnych i silnych uczuć, ale w ich okazywaniu daleko im do południowców.
– Polacy na co dzień nie są przesadnie uczuciowi. Jednak uczuciowość polska, gdy się skumuluje, to wybucha tak, że “drżyjcie narody!” – twierdzi socjolog dr Krzysztof Łęcki z Uniwersytetu Śląskiego.
Dr hab. Katarzyna Popiołek – dziekan Wydziału Zamiejscowego Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Katowicach podkreśla zaś, że często postępujemy “po słowiańsku”. – Jako Słowianie mamy potrzebę mocnych, silnych uczuć, a zakochanie wiąże się z niezwykłym stanem upojenia. Ten model miłości romantycznej trochę nad nami ciąży – ocenia.
Zdaniem dr Katarzyny Ślebarskiej z Wydziału Pedagogiki i Psychologii UŚ, charakterystyczna dla Polaków słowiańska dusza i uczuciowość przejawiają się przede wszystkim ogromną życzliwością i otwartością w stosunku do innych osób.
– Jednak naszych uczuć nie okazujemy w taki sposób, jak południowcy – przyznaje. – Wciąż rządzą nami konwenanse i to, w jakim społeczeństwie się wychowujemy. Wylewne okazywanie uczuć, zwłaszcza w towarzystwie czy przestrzeni publicznej, bardzo często nie wchodzi w rachubę.
W opinii dr. Łęckiego zachowania, które uznajemy za przejaw romantyzmu niekoniecznie muszą o nim świadczyć. – Czasami, gdy Polak wręcza bukiet kwiatów, to nie ma to wiele wspólnego z romantyzmem. Być może jest to forma najtańszego prezentu, którym można uwieść kobietę – żartuje rozmówca.
Ale – jak zauważa Katarzyna Popiołek – i Polki, i Polacy bardzo chętnie się zakochują. – Polki są kochliwe. Z mężczyznami jest podobnie, tylko że bardziej racjonalnie myślą o związkach – precyzuje.
Specjaliści podkreślają, że niezmiennie to kobiety są bardziej wylewne, a mężczyźni częściej zachowują emocje w sobie. – Mężczyzna postrzegany jest jako ten, który zapewnia swej partnerce byt i poczucie bezpieczeństwa. Dlatego nie za bardzo może sobie pozwolić na objawy słabości. A mówienie o swoich uczuciach jest często odbierane jako oznaka małej słabości – zaznacza Ślebarska.
Dr Popiołek zwraca jednak uwagę, że coraz lepiej radzimy sobie z mówieniem o uczuciach. – Współczesna kultura bardziej docenia miękkie cechy człowieka. Mężczyźni coraz częściej potrafią być czuli i serdeczni. Znają wartość wzajemnego wspierania się. Jednak cały czas jest im trudno, bo w dzieciństwie nie mieli w tym treningu – dodaje.
Według niej, otwartość w związku zależy też w dużej mierze od jego fazy. – W stanie zakochania każda z osób się kamufluje, ukrywa pewne wady. Dopiero później zaczynamy mówić o sobie, otwieramy książkę, którą jesteśmy i pozwalamy ją partnerowi czytać. On robi to samo. Ale po jakimś czasie tę książkę częściowo zamykamy i partner musi włożyć pewien wysiłek, żeby więcej się o nas dowiedzieć. Ten wysiłek się jednak opłaca – stwierdza dr Popiołek.
Zdaniem dr Ślebarskiej, Polacy coraz częściej ulegają zachodnim trendom i przejmują zachowania z różnych stron świata. Ten wpływ widać m.in. w zachowaniu osób starszych, które w bardzo wyzwolony sposób zaczynają traktować siebie nawzajem. – Notujemy coraz więcej rozwodów w starszym wieku. Coraz więcej związków partnerskich nie kończy się ślubem. Widzimy, że nasze postawy się zmieniają, choć na razie nie są to zmiany radykalne. Wciąż jesteśmy narodem monogamicznym – podkreśla specjalistka.
Dr Popiołek zauważa, że choć coraz częściej mówi się o dobrym życiu w pojedynkę, to Polacy chętnie zawierają związki małżeńskie. – Młodzi ludzie lubią przypieczętować swoje relacje. Chociaż dużo jest konkubinatów, to cały czas istnieje chęć, żeby szukać drugiej połówki – ocenia.
LP meritum.us, PAP