Wciąż rozmyślasz. Uparcie i skrycie.
Patrzysz w okno i smutek masz w oku…
Przecież mnie kochasz nad życie?
Sam mówiłeś przeszłego roku…
Maria Pawlikowska – Jasnorzewska
Zalotnica niebieska
Kto chce, bym go kochała, nie może być nigdy ponury
i musi potrafić mnie unieść na ręku wysoko do góry (…)
Nie umiała żyć bez miłości. Urodziła się (1891) w okresie secesji, wyrastała w atmosferze “Zielonego balonika” i “Pani Dulskiej”. Była elegancka i urodziwa, miała duże niebieskie oczy i niezwykły czar. Zawsze egocentryczna, nadmiernie wrażliwa i wyalienowana, odmienna od wszystkich. Była córką Wojciecha Kossaka i siostrą Magdaleny Samozwaniec. Jakiś dziwny magnetyzm przyciągał do niej mężczyzn, a ona adorowana przez nich pisała najpiękniejsze strofy poetyckie. Miała trzech mężów i barwne życie. Pojawiła się jak meteor, by zadziwić wszystkich swym talentem, zgasła podczas II wojny światowej w Anglii. Gdy skończyła 18 lat, postanowiła wyjść za mąż, bardzo obawiała się staropanieństwa. Właśnie kończyła się I wojna światowa, a los przysłał na Kossakówkę przystojnego i młodego porucznika Bzowskiego. Był poważnie kontuzjowany, po wybuchu szrapnela i wymagał nieco atencji. Wtedy to krakowskie panny pielęgnowały rannych żołnierzy. Lilka – tak zwano w domu Pawlikowską – Jasnorzewską, też postanowiła coś zrobić “dla wojny”. Bzunio – jak pisze jej siostra Magdalena – leżał na leżaku, a Maria karmiła go truskawkami i poziomkami. Kossak uważał go za symulanta bojącego się frontu. Ale Lilka zakochała się we Władziu. Był bowiem przystojny i męski, wysoki, miał niebieskie oczy i kwadratowe jak wieszak ramiona. Był miły, miał szeroki uśmiech i jasne włosy. Czegóż więcej trzeba dla młodej dziewczyny? Rodzina jednak niechętnie patrzyła na ślub żołnierza z poetką. Mówiono złosliwie, że pójdzie do ołtarza zwykły kogut i orlica. Ale młoda para na ślubnym kobiercu wyglądała bosko. On w niebieskim mundurze austriackim, ona w szafirowo – błękitnej sukni i dużym taftowym kapeluszu. Gdy wychodzili z kościoła Norbertanek na Salwatorze, biła od nich młodość i ta zadziwiająca niebieskość. Wyglądali jak para aniołów, którzy zeszli na ziemię, by zaznać rozkoszy matrymonialnych. Szeptano tu i ówdzie. Co za piękna i dobrana para. Pytano dlaczego panna młoda odziana była w błękitną suknię? Czyżby nie była dziewicą? Ale Lilka metodycznie ubrała szafirową suknię, gdyż podobno nie traktowała serio tego małżeństwa. Ciągle uważała, że to tylko substytut. W podróż poślubną pojechali do Wiednia. Żyli tam jak para studentów. Nie byli zgodni w wielu kwestniach, bo i nie mogli być. Ona pochodząca z artystycznej rodziny gdzie panowała jakaś stylizacja życia i słownictwa, on wyraźnie odbiegał od krakowskich manier. Mimo wszystko Lilka wydawała się być zakochana w mężu. Pisała do matki: ” Władeczek taki dobry, taki miły, ciąle myśli o mnie, co ja lubię, czego nie lubię, o sobie nigdy…”. Bzowski stawał ciągle przed komisją wojskową, udając wciąż chorego. Czas płynął, małżeńtwo trwało, ale nie było w nim szczęścia. W paszporcie Lilki napisano wtedy: “przy mężu”. Nie lubiła tego określenia. Poetka nie maluje już akwarel, a zaczęła malować kwiaty i stare kobiety, to ją fascynowało. Po dwóch latach małżeństwa pisze do matki: “Władek wrócił antypatyczny z Wiednia…znów morały bez sensu słyszę, na Madzię bez racji żadnej jakieś “pudła” miota, na mnie tak samo, jakieś nauki daje nam wszystkim”. Nawet siostry Bzowskiego litowały się nad biednym Władeczkiem, że się tak niefortunnie ożenił? Był rok 1917. W Krakowie dużo widać było rannych żołnierzy, po kończącej się wojnie. Ale Lilka nie miała powodów do dumy ze swojego Bzunia, ktory sprytnie wymigał się ze służby na froncie. Małżeństwo się rozpada, ciągłe kłótnie i dokuczania. Lilka jest też zaczepna. Aż doszło do wybuchu. Doprowadzony do pasji Bzowski uderza swą żonę w twarz. Wybucha skandal. Uderzyć taką Lilkę w twarz, to niebywałe, haniebne i prostackie. Tak tylko żołdak potrafi. Lilka opuszcza Bzowskiego na zawsze. Mąż przepraszał, bezskutecznie jednak. Cała rodzina, oprócz matki Lilki, traktowała Bzowskiego z ogromną pogardą. Kossak prędzej zamordowałby jakiegoś mężczyznę, niż udzerzyłby kobietę? Bzowski zdał sobie sprawę, że przez pomyłkę dostał się do rodziny artystów. Lilka ciągle go ignorowała, nie potrafiła mu wybaczyć tego prostactwa.
więc skończone wszystko między nami
nie zobaczę cię więcej na ziemi
tłukę więć o drzewo koszyk z malinami
pocałunkami naszemi
Rodzina Kossaków jeździła do Zakopanego tak jak wiele bogatych mieszczan i artystów, którzy odnieśli sukces materialny. Tam Lilka poznała drugą miłość swego życia, Jana Gwalberta Pawlikowskiego. Był to piękny młodzieniec, pisała w książce “Zalotnica niebieska” Magdalena Samozwaniec. Istne góralskie bóstwo, oczy przeźroczyste, niebieskie i chłodne jak lodowiec. Miał urzekającą twarz, kasztanowate włosy, ciepłe niebieskie oczy. Mieszkał z rodzicami na Kozińcu w ogromnym góralskim domu, notabene projektowanym przez Witkiewicza. Rodzina Pawlikowskich była artystyczna. Ojciec to mistyk kochający Julisza Słowackiego, jego syn był poetą, eseistą i tłumaczem, córka śpiewaczką. Poznali się w kawiarni zakopiańskiej i od razu jakiś manetyzm połączył ich serca. Lilka była zwchwycona Jankiem. Pisała w liście…chcę patrzeć w twoje oczy długo, i chcę rozumieć wszystko…
To on potrafił ją uczynić przez pewien czas najszczęśliwszą kobietą na świecie. Lilka pragnęła nowej stabilizacji życiowej, wszczęła starania o rozwód z Bzowskim. Nie była to sprawa łatwa, wymagała dużo pieniedzy i zachodu. Pomagał jak zwykle jej ojciec. Aby unieważnić małżeństwo kościelne wymagane były dwa powody: matrimonium non consumatum i małżeństwo pod przymusem. Zakochany Pawlikowski pisał do Lilki gwarą góralską…moje serce płace, mało nie zamiro, że się moja krasa darmo poniewiro…
Janek był dumny, że zbudził w tej niezwykłej kobiecie tak wielkie uczucie, zapalił tak wielki ogień miłości.
Rozwód już jest, pisała Lilka, tylko go przyślą tu za dni parę, ale jestem już wolna jak ptak…
Ślub Marii z Kossaków, primo voto Bzowskiej z Janem Gwarlbertem Pawlikowskim odbył się na Wawelu. Tak chciała ona. Tam przyrzekali sobie wierność, bo tam się często spotykali, gdy wojska austriackie pospiesznie opuszczały tę królewską rezydencję. Para młoda wyglądała nader dostojnie. Lilka wystrojona była w fiołkowe gazy, wyglądała jak księżniczka z ilustracji do bajek Andersena. Jan klęczał pokornie przed ołtarzem wyglądając niczym renesansowy młodzieniec pasowany na rycerza. Gości było niewielu, bo i czasy były trudne. Pojawili się koledzy Lilki z Akademii Sztuk Pięknych.
Młoda mężatka pisała do męża: “Dziękuję Ci za każdy pocałunek, każdą godzinę od czasu gdy jestem Twoją”. Byli szczęśliwi, ale żyli w niedostatku. Małżonek zabronił Lilce “kupczyć sztukę”, nie mogła już więcej malować akwareli. Lilka wydawała się być szczęśliwą, była nadal kobietą wielkiej urody. Mieszkają na Podhalu, spacerują po górach, a poetka pisze wiersze. Jednakże mąż – poeta nie bardzo rozumiał mistycyzmu poezji Lilki, mimo to kochała go niemal bałwochwalczo. Jej listy miłosne są nader sentymentalne. Nie potrafiła wyzwolić się ani na chwilę z tej uskrzydlającej ją miłości. Nie wstydziła się swych wyznań miłosnych. Pawlikowski był jej Adonisem, najprzystojniejszym mężczyzną jej życia.
Poetka w tym okresie wydała dwa tomiki wierszy: Niebieskie migdały (1929) i Różowa magia (1924). Pełno w nich miłości do Jasia. Cała Polska dowiaduje się o wielkim talencie poetyckim Pawlikowskiej. Jej poezje pozytywnie ocenili: Żeromski, Lechoń, Słonimski i Iwaszkiewicz. Rodzina Pawlikowskch mimo bogactwa żyła przeciętnie. Wszyscy byli pięknoduchami, a przyziemne merkantylne rzeczy ich nie interesowały. Jan wydał swą pierwszą książkę, malował też wzorując się na Witkacym. Lilka nie była panią na Kozińcu, ale bliską krewną, którą przygarnęli Pawlikowscy. Żyli zwyczajnie, bywali u nich Stryjeńscy, August Zamoyski, Andrzej Pronaszko, Leon Chwistek i Witkiewicz. Lilkę wszyscy podziwali, ale miała też wiele osób niechętnych sobie, nie lubiących jej charakteru. Obie siostry Bzowskiego nie lubiły jej, nie lubiła jej też teściowa Pawlikowska, po prostu nie rozumiała jej. Gdy Pawlikowski rozwiódł się z Lilką, teściowa była zdowolona. Ale podziwiali ją bezgranicznie wielcy owych czasów: Boy-Żeleński, Stefan Żeromski, Jan Lechoń, Kazimierz Wierzyński, Julian Tuwim i Antoni Słonimski. Po wojnie jej mąż pracował w komisji plebiscytowej na Śląsku. Po powrocie do domu okazał się innym mężczyzną. Stał się obieżyświatem, pragnął podróżować. Zakopane było za ciasne dla niego. Zmienił się, bywał opryskliwy i gniewny. Podróżował często do Warszawy, do teścia. Wojciech Kossak bardzo lubił zięcia. Potem wyjechał do Wiednia. Tam zakochał się w tancereczce i dusza jego była rozdarta między żoną a zmysłową kochanką. W naddunajskiej stolicy Pawlikowski występował w variete u Ronachera. Komunikacja listowna między małżonkami była coraz rzadsza. Coraz mniej kochał żonę, była to już inna miłość, niczym dym po pożarze. Chciałoby się rzec, pozostała tylko fotografia. Pawlikowski koncertował w Wiedniu, marzył mu się nawet Berlin. Ale wstydził się swej roli tancerza w masce. Pisał do żony aby o tym nikomu nie mówiła. A jednak tańczył, coś go ciągnęło do sceny. Pochodził przecież z artystycznej rodziny. Jego ojciec był pisarzem i znakomitym znawcą Słowackiego, jego stryj był dyrektorem Teatru im J. Słowackiego w Krakowie, brat tłumaczem i poetą, a on został tancerzem w masce, w wiedeńskim kabarecie. To wstyd dla rodziny, ale coż? Jan postawił Lilce ultimatum, albo zaadoptują jego dziecko, które miało się urodzić z gorącego romansu z panną Wally, albo się rozwiodą, wybrała to drugie. Przestał być dla niej mężem – kochankiem. W podobne ślady poszedł zresztą jego starszy brat, też rozwiódł się z żona. Porzucił Lilkę dla swego nieślubnego dziecka. Na pewno było ono dla niego wielkim marzeniem, a Lilka nie mogła mu dać potomka. Pawlikowski wział ślub z panną Wally, a potem urodziła się córka, o którą nie dbał specjalnie. Dziecko wychowywało się u dziadków na Kozińcu. Skończyła się wielka miłość Lilki i Jasia. Prostackie maniery męża ostudziły miłość “kobiety – motyla” do tego góralskiego orła, który sam nie wiedział gdzie szybuje. Wszystko ma swój koniec.
Nie widziałam cię już od miesiąca.
I nic. Jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca,
lecz widać można żyć bez powietrza!
Był rok 1927. Pawlikowscy rozwiedli się. Z tego okresu pochodzą jej najpiękniejsze liryki wydane w zbiorze “Pocałunki”. Znów cierpiała z powodu braku miłości. Ale poznaje Stefana Jerzego Jasnorzewskiego. Leżał wtedy w szpitalu po kraksie lotniczej. Był też urodziwym mężczyzną. Lotek zainteresował się Lilką, choć była starsza od niego o osiem lat. Poznał się na wielkości Lilki, wiedział że zdobywa istny skarb. Ale rodzina Kossaków przyjęła go chłodno. Ojciec odradzał tego romansu, mówił nawet co to za nazwisko… Jasnorzewski? Lilka tłumaczyła, że jej przystojny lotnik pochodzi ze szlacheckiej rodziny z Wołynia. A dlaczego nie mówi po francusku, pytała matka Lilki?
Pobrali się w Poznaniu, tam wzięli ślub cywilny. Na ślubie nie było nawet rodziny, ani ukochanej siostry Magdaleny. Państwo młodzi zamieszkali w Rakowicach. Prowadzili bujne życie towarzyskie, miewali przeróżnych gości. Odwiedzali ich lotnicy, przyjaciele męża, słowem jak za dawnych czasów pierwszego małżeństwa z Bzowskim. Jej życie stawało się jednak dramatyczne i komediowe, zmuszał ją to tego wszystkiego ogromnie zazdrosny mąż. Zamieszkali w Dęblinie. Lotek, niestety, miewał wiele adoratorek. Posiadał duszę gracza, Lilkę wygrał na wielkiej loterii życia. Ambitna żona pisała wtedy sztuki teatralne. Mąż bywał często na próbach jej sztuk w teatrach. Lilka – ta bogini mądrości – jak o niej pisze jej siostra – dziwnie patrzyła na Lotka, wiedziała że ją bardzo kocha, ale wiedziała też, że się ugania za innymi kobietami.
Podaj mi płaszcz – – – deszcz pada…
koniec z pogodą, niestety…
To nie deszcz? nie, to łzy spadły
z jakiejś dalekiej planety…
Tacy byli mężowie Marii Pawlikowskiej – Jasnorzewskiej. Rok 1939. Poetka musiała emigrować, nie tylko ze względu na męża, ale również przez swoją twórczość. Napisała bowiem sztukę Baba-Dziwo, która był satyrą na hitlerowski totalitaryzm, napisała też antyfaszystowską komedię Mrówki. Premiera sztuki Baba-Dziwo odbyła się 1 września 1939 r. w Warszawie. Wojna. Jasnorzewscy uciekają z Krakowa do Rumunii, potem do Anglii. Umiera jej ojciec, potem matka. Poetka też zachorowała. Sparaliżowana kazała się wozić samochodem po antykwariatach, by znaleźć jakieś lekarskie dzieło o leczeniu paraliżu. Umarła we śnie. Jasnorzewski był przy niej do końca, nie opuścił jej aż do śmierci. Została tylko jej poezja, wielka poezja jaką tylko można pisać w języku polskim, jakby stworzonym do pezji.
Janusz Kopeć
Chicago w marcu 2011