Zbliżająca się pierwsza rocznica katastrofy prezydenckiego TU154M na lotnisku Siewirnyj wywołała falę wspomnień, analiz i rysowania perspektyw Polski posmoleńskiej. Dwanaście minionych miesięcy pokazało wszak nazbyt dobitnie, że powrotu do sytuacji sprzed 10 kwietnia 2010 r. na pewno już w nadwiślańskim kraju nie będzie. Od Bałtyku do Tatr i od Bugu do Odry wszyscy rozpamiętują, dyskutują, kreśląc mniej lub bardziej ciekawe wizje polskiej sceny politycznej. Jakże interesująca, w wielu punktach niestety dosadnie trafna, zdaje się być ocena dokonana na łamach tygodnika “Wprost” przez jedną z najwybitniejszych postaci krajowych mediów, mającego kiedyś aspiracje nawet do prezydenckiego fotela, Tomasza Lisa.
Smoleńska katastrofa była wielką klęską polskiego państwa. Posmoleński rok okazał się wielką klęską narodowej wspólnoty Polaków.
Właściwie nie było to żadną niespodzianką. Polskie piekło jeszcze raz okazało się wszechmocne. Nieskończenie mocniejsze od parodniowego anielskiego uniesienia przeżywanego w przesyconym patosem okresie postofiarnej, cierpiętniczej ekstazy. „Co się podzieliło, to się już nie sklei”, jak napisał proroczo tuż po katastrofie w skądinąd grafomańskim i niegodnym wybitnego pisarza wierszu Jarosław Marek Rymkiewicz. Smoleńsk nie był żadnym przełomem w polsko-polskim sporze. Był wyłącznie otwarciem nowego etapu w totalnej wojnie na górze, trwającej, nawiasem mówiąc, już niemal tak długo jak II wojna światowa, dokładnie od chwili, gdy runęła niedoważona zresztą z założenia idea POPiS. Wojna polsko-polska nie tylko się więc nie skończyła, ale wręcz uzyskała nowy wymiar i nową głębię.
(…)
Tomasz Lis
wprost.pl
aby przeczytać całość kliknij tutaj