Ostatnie wiosny tak mało mają w sobie radości i jeszcze mniej ciepła. Trudno czuć się dobrze rok po narodowej tragedii, a jeszcze trudniej uświadomić sobie, że coraz mniej o niej wiemy.
Pomieszanie z poplątaniem potrafi człowieka doprowadzić do pełnej niewiedzy i porozganiać w głowie układające się sensownie myśli. Najłatwiej oskarżyć umarłych, świat pogubił się w międzynarodowych kłamstwach i pomówieniach. Nawet biskupi twierdzą, że dość już tej żałoby, czyżby i oni pogubili się w swoich osądach? Żałoba trwa tyle ile znaczył człowiek, ile zasługiwał na współczucie. Łatwo spoglądać na tragedię z boku, tak mało wczuwamy się w rolę poszkodowanych. Wojny, o których ciągle piszę całkowicie przestały nas obchodzić, czyż nie są tragediami dla tysięcy ludzi? To nie mój obłęd, to obłęd globalny. Zapatrzeni w „dobrobyt” nie znajdujemy czasu, by bronić słabszych. Będąc kiedyś na wieczorze wspomnień słuchałem poezji Baczyńskiego, młodziana, który oddał życie w obronie Ojczyzny. Ilu takich „Baczyńskich” ginie codziennie za tę samą słuszną sprawę. Nikt o nich nawet nie wspomina, nikt nie kiwnie palcem w obronie prawdy: w Palestynie, Afganistanie, Iraku, ostatnio w Egipcie czy Libii. Dopiero teraz zwrócono uwagę na długoletnie rządy sprawowane przez tych samych ludzi. Katarem (i nie tylko) rządzi ta sama rodzina od stuleci. W światowych senatach, sejmach i rządach ludzie dożywają starości, na pewno nie dlatego, że są niezastąpieni. Kumoterstwo jest wszędzie i żadna demokracja tego nie jest w stanie zmienić. Z koryt występują tylko rzeki i to dość rzadko. Zamieniono urzędy na domy starców (z pełnym szacunkiem dla seniorów).
Nadeszła wiosna, wszystko zaczyna nowe życie, ale człowiekowi przychodzi to znacznie trudniej. Niby się odradza, przed Wielkanocą obiecuje poprawę, ale tak już jest każdego roku. Niewątpliwie więcej w tym tradycji niż jakiejkolwiek wiary.
Tylko bieda wyzwala w ludziach poprawne instynkty, pozwala na logiczne myślenie i pamięć o innych. Tylko mądrość potrafi człowiekowi dodać rozsądku i zamknąć buzię przed niechcianymi, obrzydliwymi wypowiedziami. Tuż po wojnie byliśmy inni, bardziej zjednoczeni, skromniejsi, mniej zarozumiali. Kiedy oglądałem fragmenty filmu Jana Pospieszalskiego i Ewy Stankiewicz nakręconego zaraz po tragedii w Warszawie byłem zbudowany wypowiedziami. Trwało to zbyt krótko, po obejrzeniu filmu„ w obronie krzyża” wstydziłem się za Polaków. Takie zachowanie pasuje jedynie do faszyzmu. Zastanawiałem się, kto zrodził takich rodaków: chyba sam demon. Dlaczego tak mało potępienia ze strony hierarchów, którzy z byle innego powodu wylewają wagony słów. Jeśli nie bronimy krzyża, pozwalamy szatanowi (ktokolwiek nim jest) na wszystko. Wyrządzamy krzywdę zniewolonemu narodowi.
Kiedy zatarł się obraz krzywd pozwalamy byle pachołkowi poniżać nasz dumny naród, pisać o nas światowe paszkwile. Tylu mamy wykształconych historyków i nawet oni nie protestują przeciwko nowej perfidnej historii. Jeśli człowiek piastujący (przez ostatnie lata) najwyższe urzędy w Polsce nie potrafi poprawnie napisać kilku prostych słów… Powstaje pytanie, co potrafią jego podwładni! Historii w tym wieku nie należy się uczyć, ją po prostu trzeba znać. Niemcy pokazują w telewizji brudnego i pijanego Polaka śpiącego z kozami i co na to Pan Bartoszewski odpowiedzialny na stosunki z sąsiadami. Milczy, bo gdzieś słyszał, że milczenie jest złotem, jak na „profesora” słyszał niewiele. Wszyscy milczą, bo Polaka można obrażać, gdyby ktoś podobny film pokazał o Żydzie! Zatrzęsła by się ziemia, a tsunami zmiotłoby cały rząd. A Warszawa wciąż mówi, że się z nami liczy świat – chyba trzeci.
Przyszła wiosna, a nam się tak ciężko przebudzić: widzimy i nic, słyszymy i nic. Już niedługo nasi chłopcy zaciągną się do Bundeswery, chyba wtedy będziemy dopiero dumni. Może kiedyś przyśni im się stara Ojczyzna i przyjdą na jej ziemie w niemieckich mundurach.
Nad Wisłą nie ma rzeczy niemożliwych. Bez wojny oddaliśmy cały majątek narodowy. Nie tak dawno napadaliśmy w imię starej koalicji na Czechosłowację, dzisiaj (z nową) napadamy na niewinnych. Jak długo jeszcze będziemy pachołkami! Dlaczego nie ma w stolicy człowieka, który potrafiłby odpowiedzieć na najprostsze pytania Polaków. Dlaczego honor tak nisko upadł. Czy kiedyś doczekamy się czasów rozliczenia i ukarania tych, co sprzedali nasz kraj, rozwiązania niechlubnych partii? Czy doczekamy się prawdy ukrywanej ciągle w biurkach partyjnych sekretarzy? Znienawidziliśmy komunizm tylko po to, by pokochać demokrację, która w rzeczywistości jest tylko nowym, ale nic nie znaczącym słowem. Te dwa slogany mają podobne znaczenie i są powodem odwiecznej walki rzekomego dobra ze złem. Napadaliśmy na innych, by albo zwalczyć komunizm, albo stawać w jego obronie. Czy nie to samo czynimy w imię demokracji?
Podzielono nasz naród, zresztą zawsze byliśmy podzieleni. Trudno by wszyscy byli jednomyślni. Najgorsze jest jednak to, że nie potrafimy się różnić godnie. Wciąż brakuje nam argumentów i często niewiedza zamienia się w ostre, zbyt ostre słowa.
Wielkie organizacje polonijne odcinają się od rodaków i często mówią głosem nam obcym. Przywódcy dbają jedynie o nagłośnienie ich nazwisk i kochają flesze. Gorzej jest z wypowiedziami, bo nasz język jest zbyt trudny „dla elit”. Ale jeśli już ktoś urodził się prezesem, trudno, by nim nie był.
Pierwsza rocznica wielkiej tragedii (nie tylko w dziejach Polski) odbiła się szerokim echem w Chicago. Pamięć to wspaniały dar i jak można było zauważyć rozdany wielu ludziom. Szkoda tylko, że nie słyszeliśmy głosów rozgadanych na co dzień wspomnianych prezesów. Zabrakło słów współczucia goszczącym w naszym mieście wdowom ofiar tej tragedii. Jak zdążyłem zauważyć jest tu również konsulat (nawet po remoncie), ale widocznie ta odnowa dotyczyła tylko murów. Dlaczego ta pamięć jest tak nierówna, co powoduje milczenie u rozgadanych. Dlaczego ludzie na stanowiskach nie słyszą głosu narodu, czyżby powtórzyły się czasy, kiedy władza uderzała do głów? Nie jestem fanatykiem jednej partii, ale w tamtej tragedii zginęli zwyczajni ludzie. Śmierć nie rozróżnia stanowisk i poglądów, i nie ten cierpi co odszedł. Zostały dzieci, wdowy, rodzeństwo, przyjaciele i to właśnie im darowano cierpienie. Pomniki nie potrzebne zmarłym, ale są niezbędne nam, byśmy nie utracili tej cennej pamięci. Człowiek nigdy nie umiera jeśli trwa o nim pamięć. Jeżeli utracimy pamięć, utracimy Polskę, która jest nam droga. Patriotyzm zaczyna się budzić w narodzie, kiedy doznaje krzywdy, upokorzenia. Tyle razy nas to dotknęło i dotyka, a my? Nie powinno być podziałów gdy chodzi o dobro Ojczyzny, władze odchodzą, a Ojczyzna zostaje, choć często zbytnio ograbiona. Ograbiona z dóbr, na które pracowały pokolenia, nikomu nie wolno lekceważyć pokoleń.
Sprzedano majątek, ale również sprzedaje się godność i honor narodu, a to już zbyt wiele. Myślę, że czas na zmianę treści śpiewanej pieśni w naszych kościołach na starą: „Ojczyznę wolną racz nam zwrócić Panie” Chyba nie potrzeba więcej argumentów, byśmy zrozumieli, że wciąż jesteśmy pod zaborem. Dzisiaj suwerenność to tak delikatne słowo, że nawet rzadko używane. Nie bądźmy naiwni i nie liczmy na międzynarodową prawdę, ta dawno zatarła się we współczesnym świecie, taka już nie istnieje. Zresztą nie ma nas kto bronić, Żydzi już dawno wypowiedzieli nam propagandową wojnę rzekomo za 65 miliardów roszczeń majątkowych. Gros dolał oliwy do ognia, zmanipulował kilkakrotnie historię, a my domagamy się prawdy. „Co to jest Prawda” to pytanie wyjątkowo na czasie.
„Ojczyznę wolną racz nam zwrócić Panie” – to jedyna sensowna prośba, na której odpowiedź możemy jeszcze liczyć.
Ale jeśli będziemy wypowiadać się o Bogu tak, jak przed Pałacem Prezydenckim (w obronie krzyża) w Warszawie, to nawet Bóg o nas zapomni!
9 kwiecień 2011
Władysław Panasiuk