0510-jp-iiMieszkał i żył wśród ludzi, a rozmawiał jak nikt z nas bezpośrednio z Bogiem. Ile trzeba mieć dobra w sobie, by przemówić do niebios. Jeśli nie oszczędza się nadaremnych słów, ich zasób ciągle maleje. Papież mówił rzeczowo i nie rzucał słów na wiatr, co nam zbyt często się zdarza. Wiedział, kiedy rozmawia z ludźmi, a kiedy z jedną osobą, a co ważne rozumiał wszystkich. Chodzić śladami Chrystusa nie należy do łatwych spraw, o tym doskonale wie każdy z nas.

Czynimy próby, a nawet często chcemy być dobrymi ludźmi, ale to ciągle za mało. Nie mówię, by dorównać Karolowi Wojtyle, ale choć odrobinę być do niego podobnym.

Wielki człowiek, skąd ta wielkość! Skromność jest pierwszym przyczynkiem do mądrości, a od tego już tylko krok do wielkości. Niby takie proste, a prawie niemożliwe. Mądra prostota potrafi zadziwić. Skromność rozumie wszystkie bolączki świata i nie potrafi przejść obojętnie obok krzywdy i biedy. Kto nigdy nie był krzywdzony i biedny trudno mu zrozumieć skrzywdzonego człowieka.

Najtrudniej zrozumieć ofiary wojen, matki tracące synów i ludzi nieuleczalnie chorych, kiedy słowo nadzieja w ich ustach ma zupełnie inny wymiar. Nadzieja umiera ostatnia, lecz zdarza się też odwrotnie. Nadzieja obok miłości to wielkie słowo, a jeśli jeszcze pada z wiarygodnych ust nabiera podwójnego znaczenia, stokrotnej siły. Taką nadzieją dla ogromnej rzeszy ludzi na świecie, był Jan Paweł II, był i takim pozostał. Świat widział w nim dobro i pokój, który często pozostaje tylko w słowie. Trudno kochać własną rodzinę, On kochał cały świat. Jest tylko jedno słowo, które może określić tak wielkiego człowieka – miłość. W dzisiejszej dobie słowo to nabiera wielu barw, ma sporo odcieni, nie jest zupełnie jednoznaczne, choć nierzadko używane. Jaka powinna być prawdziwa miłość doskonale wiedział nasz papież. On nie tylko używał tego słowa, ale nim i w nim żył. Dzielił się miłością z każdym, nawet z tym, co do niego strzelał. Jedno z najtrudniejszych przykazań jest miłość do wroga i wybaczanie, dla mnie zupełnie niepojęte. Kochać wroga, czy to w ogóle jest możliwe? Papież pokazał, że tak.

Niewielu jest ludzi na świecie naśladujących Jana Pawła II w tym temacie. Miłość jest piękna i może dlatego niełatwa. Współczucie pochodzi od niej, to też jest trudne.

Jesteśmy świadkami, powiem więcej, apostołami, którzy żyli w erze Wielkiego Człowieka. To nam przypadła rola pisania Jego skromnego lecz jakże wielkiego żywota. Jesteśmy zobowiązani przenieść do historii rolę tej wielkości, wpisanej w życie Polski i całego świata. Nie codziennie dzieją się wielkie rzeczy w naszym kraju, choć marnych sensacji nigdy nie brakuje. Mieliśmy również okazję patrzeć na hierarchów, którzy nie mieli odwagi stanąć w obronie krzyża, szukając Mu alternatywnego lokum. Jeśli nie potrafimy obronić krzyża, kto obroni naród przed nadchodzącą cywilizacją śmierci. Teraz widzimy brak kościelnego przywódcy w naszej Ojczyźnie. Rozłam w kościele niczemu dobremu nie służy. Boimy się o tym mówić, ale to się dzieje tu i teraz. Milczymy kiedy nasza Ojczyzna schodzi na psy. Pamięć jest krucha jak ludzkie sumienie, wołanie papieża już do nas nie dociera, choć zupełnie inaczej to wygląda medialnie. Były prezydent, który jeszcze wczoraj umniejszał publicznie rolę papieża w porządku światowym, pojechał wraz ze swoim kumplem do Watykanu. Dlaczego staramy się być aż tak obłudni. Zapomnieliśmy jak bliski pracownik byłego prezydenta Marek Siwiec drwił z papieża całując ziemię? Błaznujemy na co dzień, oczyszczamy się od święta. Nie szanujemy wielkich ludzi, dlaczego zatem mamy szanować małych. Strzelamy do wszystkich, którzy są mądrzejsi od nas, którzy mówią prawdę. Gdyby dzisiaj nauczał Chrystus byłby zmuszony wkładać kamizelkę kuloodporną. Boimy się prawdziwych słów dlatego każdy autorytet nam przeszkadza. Utraciły swoją rangę śluby skoro udzielane są osobom tej samej płci.

Ziemia przewraca się do góry nogami, a my razem z nią i nawet nie odczuwamy sił grawitacji. Wystarczy nam jakieś mieszkanie i strawa, a reszta niech sama się dzieje. Dopóki Ziemia ma własne przyciąganie nie musimy się więc kurczowo trzymać zasad na niej obowiązujących. Ludzie choć nie mogą powstrzymać jej biegu, przyczyniają się w coraz widoczniejszy sposób do jej odwrócenia. Mamy niezwykły talent robienia z koła elipsy, wykrzywiamy wszystko, co jeszcze wczoraj wydawało się być proste. Dzień przed beatyfikacją Papieża Polaka urządzane jest widowisko ślubne przyciągające wiele milionów par oczu. Wszystko to dzieje się w czasie, kiedy tysiące dzieci na świecie umiera z głodu. Przepych umieszczony w ramach nędzy. To obraz nowego świata, w którym wielu z nas się odnalazło.

Nazajutrz po uroczystościach w Watykanie w światowy eter wdmuchana jest sensacja o zabiciu największego terrorysty świata. Zabicie jakiegoś emeryta, którego światowe armie szukały ponad 10 lat, ma większy zasięg niż wyniesienie papieża. Tyle kontrowersji powstało wokół tego wydarzenia, że nikt nie potrafi opisać je w całości. Nic nie jest jasne, nie wierzę w ani jedno słowo prezydenta Obamy, który nigdy nie dotrzymał przedwyborczej obietnicy. Na pewno ta wiadomość przyczyniła się do wzrostu jego notowań, które ostatnio spadły nad podziw nisko. Czego nie robi się dla uzyskania nowej popularności.

Tyle wydarzeń wokół święta watykańskiego budzi wiele podejrzeń. Walka z naszą religią trwa nie od dzisiaj. Ale są jeszcze ludzie, którzy potrafią uszanować zmarłego przed sześciu laty Wielkiego Człowieka, który wpisał się w historią świata złotym piórem. Widzieliśmy tłumy na Placu św. Piotra, których nie potrafiły zagłuszyć zaślubiny możnych tego świata. Oglądaliśmy transmisje z różnych miast naszego kraju, są ludzie potrafiący dostrzegać i rozróżniać rzeczy ważne od najważniejszych. Nic i nikt nie zagłuszy sumienia człowieka i jego wewnętrznych doznań. Żaden choćby największy przestępca świata nie może przysłonić obrazu dobra, któremu na imię Karol Wojtyła.

Zrzeszenie Literatów Polskich w Chicago, które nosi imię Jana Pawła II, było w szczególny sposób zobowiązane do uczczenia tej wzniosłej uroczystości. Patron tak wielkiego formatu zobowiązuje, szkoda tylko, że nie wszystkich członków. Pozwolę sobie raz jeszcze przytoczyć cytat z ostatniej książki „Droga do Światła” „Cieszę się ogromnie, (pisze Alina Szymczyk) że nasze Zrzeszenie nosi imię tak Wielkiego Polaka, papieża, choć czasem boję się, że nie zasługujemy na to imię”… Ja również się boję, a nawet jestem przekonany, że nie wszyscy członkowie tej organizacji zasługują na Imię Błogosławionego. Zarząd Zrzeszenia na czele z Aliną Szymczyk poświęcił bowiem ostatnie dwa dni przed watykańską uroczystością na oddanie hołdu i czci naszemu papieżowi. Dzień pierwszy, choć niezwykle sympatyczny i bogaty we wspomnienia ze spotkań z Ojcem Świętym, nie zadziwił wielką frekwencją. Zaledwie kilkanaście osób postanowiło powspominać o tym niesamowitym człowieku, który zrobił dla świata tak dużo rzeczy wielkich jak i tych małych. Nie wszyscy wiedzą, że o. Jerzy nosił brodę też dzięki późniejszemu papieżowi. Rzeczy drobne są niesłychanie ważne wszak z nich powstają te wielkie. Takich sympatycznych ciekawostek było wiele. Ludzie dzielili się przeżyciami jak chlebem. Bez pamięci i wspomnień niewiele człowiek znaczy, by nie powiedzieć nic. Przychodzą taki momenty, kiedy musimy coś powiedzieć, coś, co jest dla nas w tej chwili najważniejsze. Nie zawsze ktoś chce nas do końca wysłuchać. Bóg stwarzając człowieka dał mu dwoje uszu i jedne usta, by więcej słuchał, a mniej mówił. Jest to jednak dla nas zbyt trudne, a niekiedy nawet niemożliwe. Wciąż nam się wydaje, że kiedy mówimy zwracamy na siebie więcej uwagi. W dzisiejszym świecie bardziej podziwiany jest słuchający, choć zalicza się do wymierającego gatunku.

Tego wspaniałego wieczoru wyświetlano też filmy o cudach, które wydarzyły się po odejściu z ziemskich niw Jana Pawła II. W drugim dniu dopisali poeci, choć też nie wszyscy, ale była to zdecydowana większość. Na widowni też nie było pusto. Były wspomnienia, cytowano mądre słowa papieża wypowiedziane z różnych okazji, nawet te do artystów. Było również muzycznie i poetycko. Każdy poeta recytował wiersz, a nawet dwa, oczywiście o treści poświęconej Wielkiemu Polakowi. Byli poeci zrzeszeni jak również goście. Te dwa wzniosłe i bardzo sympatyczne wieczory potwierdziły, że jesteśmy zdolni i gotowi na coś więcej jak się od nas wymaga. Nie jesteśmy marionetkami, które dają się pociągać za sznurki. Choć wielu z nas ulega pokusom medialnym, jesteśmy w stanie rozróżnić dobro od zła. Potrafimy się kłócić, ale też potrafimy się modlić.

Władysław Panasiuk