0318-obamaBarack Obama totalnie zaskoczył wszystkich amerykańskich konserwatystów, cały świat, a przede wszystkim na pewno państwo Izrael. W swoim przemówieniu w Departamencie Stanu, odnosząc się do zapalnego tematu Bliskiego Wschodu jednoznacznie zaapelował o przywrócenie granic sprzed wojny sześciodniowej w 1967 r., czyli w praktyce zaproponował reaktywowanie państwa palestyńskiego. Opinia międzynarodowa zaniemówiła, a Żydzi niewątpliwie są w szoku. De facto ta deklaracja jest kontrą wobec praktykowanej przez Izrael wieloletniej polityki kolonizacyjnej. Ponadto Obama zapowiedział zerwanie przez Stany Zjednoczone współpracy z jeszcze funkcjonującymi autokratycznymi rządami w wielu państwach Bliskiego Wschodu.

Prezydent USA Barack Obama poparł ruch rewolucyjny w krajach arabskich i wezwał do rozwiązania konfliktu izraelsko-palestyńskiego przez utworzenie państwa palestyńskiego w granicach sprzed wojny sześciodniowej w 1967 r.

W obszernym przemówieniu wygłoszonym w Departamencie Stanu w Waszyngtonie, po raz pierwszy od rozpoczęcia “arabskiej wiosny” prezydent przedstawił swoją wizję polityki USA wobec Bliskiego Wschodu i krajów muzułmańskich.

Oznacza ona oficjalne cofnięcie dotychczasowego poparcia dla autokratycznych reżimów arabskich na rzecz poparcia dla sił demokratycznych.

W pierwszych komentarzach za główną sensację uznano propozycję państwa palestyńskiego w granicach z 1967 r. – zaprezentowaną w przeddzień wizyty w Waszyngtonie izraelskiego premiera Benjamina Netanjahu. Spotka się on z Obamą w piątek.

Eksperci ds. Bliskiego Wschodu podkreślają, że po raz pierwszy prezydent USA w publicznym wystąpieniu przedstawił tak daleko idącą wizję państwa palestyńskiego, która może rozgniewać Izrael.

Prezydent podkreślił też, że fala rewolucji w Tunezji, Egipcie i innych krajach arabskich wyraża demokratyczne aspiracje ich narodów, zgodnie z wartościami bliskimi Ameryce.

– Stoimy przed historyczną okazją. Mamy szansę pokazać, że Ameryka ceni sobie godność ulicznego sprzedawcy w Tunezji bardziej niż brutalną władzę dyktatorów – powiedział. Samospalenie biednego sprzedawcy melonów w Tunezji w styczniu było iskrą, która zainicjowała proces rewolucji w krajach Maghrebu. – Jeżeli nie zmienimy naszego dotychczasowego podejścia na Bliskim Wschodzie, grozi to nakręcaniem się spirali podziałów między USA a społeczeństwami muzułmańskimi – dodał.

Obama wezwał prezydenta Syrii Baszara el Asada do zaprzestania brutalnych represji i do liberalizacji systemu albo odejścia ze stanowiska. Podobny apel powtórzył pod adresem dyktatora Libii Muammara Kaddafiego.

Aby wzmocnić swe przesłanie, przedstawił plan pomocy amerykańskiej dla Egiptu i Tunezji. Przewiduje on inwestycje w tych krajach i umorzenie ich długów na łączną kwotę 1 miliarda dolarów. Drugi miliard dolarów mają one otrzymać w gwarancjach kredytowych.

Zdecydowane poparcie “arabskiej wiosny” – zdaniem obserwatorów – oznacza nowy rozdział w polityce administracji Obamy wobec tych wydarzeń. Poprzednio prezydent wahał się, czy poprzeć rewolucję w Egipcie i powstanie w Libii, a jego rząd dawał sprzeczne sygnały w tych sprawach.

Obamę szeroko krytykowano za bierność i kunktatorstwo. Biały Dom dawał do zrozumienia, że w grę wchodzą sprzeczne interesy USA na Bliskim Wschodzie – rozdarcie między poparciem dla demokracji wynikającym z tradycyjnych wartości amerykańskich a obawą, że kontrolę nad procesami w regionie przejmą siły islamskiego ekstremizmu i wrogości wobec Izraela.

W drugiej części przemówienia Obama przedstawił propozycję utworzenia państwa palestyńskiego w granicach z 1967 roku. Podkreślił, że USA nadal uważają Izrael za swego głównego sojusznika i przyjaciela na Bliskim Wschodzie i gwarantują jego bezpieczeństwo. Wezwał go jednak do poczynienia istotnych ustępstw wobec Palestyńczyków, zgodnych z ich aspiracjami i prawami.

lp meritum.us, PAP