mysleNie potrzeba zbyt długo czekać, by potwierdziło się stare jak świat przysłowie, że „przyjaciół poznaje się w biedzie” Wystarczy jedno pytanie, czy wyciągnięcie ręki po najmniejszą przysługę, nie mówiąc już o jakiejś pomocy. Zaciera się wyraźna różnica pomiędzy kolegą a przyjacielem. Nie zawaham się użyć całkiem nowej definicji, iż przyjaciel, to ten, na którym można zrobić niezły interes.

Choć to nowoczesna forma, ale – wydaje mi się – przylegająca i dość dopasowana do teraźniejszości. Nie potrzeba naukowców, by udowodnić rzeczy nadto oczywiste, które spotykamy niemal na każdym kroku. Wielu z nas, jeśli nie głośno, to w duchu zadaje sobie pytanie: co ja będę z tego miał? Ówczesny człowiek we wszystkim zauważa transakcję, interes. Przechodzimy na żydowski system: nic za darmo! Podobno najwięcej można zarobić na swoim i to się tu i ówdzie już od dłuższego czasu zauważa. Niektórzy mówią, że wciąż jest więcej dobra niż zła. Myślę, że to już było, minęły bezpowrotnie czasy wyrozumiałości, wrażliwości i bezinteresowności. Każdemu się wydaje, że wokół niego rosną sami wspaniali ludzie, przyjaciele – mnie też się tak wydawało.

Dopóki nic nie potrzebowałem i służyłem innym bezinteresowną pomocą – tak mi się właśnie wydawało. Napotkani po drodze koledzy chwalili się nadmiarem pracy, przez którą nawet nie mogą pozwolić sobie na wypoczynek.

Kiedy zaś dotarł do mnie (mam nadzieję) chwilowy kryzys bezrobocia, zapytałem czy tym nadmiarem mogliby się podzielić ze mną, ich los jakby się nagle odwrócił. Odpowiadali: mam tak mało, że ledwie wystarcza dla mnie, ja też szukam pracy itp.

Może przytoczę dowcip: Spotykają się na ulicy dwaj przyjaciele. Pożycz stówkę – zagadnął jeden. Nie mam przy sobie. A w domu? Dziękuję! wszyscy zdrowi.

Tak bardzo pomagamy sobie w audycjach radiowych, odpowiadamy na głosy ubogich. „Bo wszyscy Polacy to jedna rodzina” ale tylko medialna. Lubimy się chwalić i podziwiać samych siebie, ale tak naprawdę jesteśmy zupełnie inni, zbyt wyrachowani. Krytykujemy inne nacje, a jacy jesteśmy sami?

Chcemy iść łeb w łeb z tymi, co mają od nas więcej, dorównać lub wyprzedzić, by w nas zauważono kogoś lepszego. Niedocenieni w komunizmie szukamy aplauzu za wodą, lubimy być głaskani. Stajemy wszystkimi sposobami na nogi, by pokazać swoją wyższość, dominację. Piąć się do góry rzeczą ludzką, ale niekoniecznie z krzywdą dla innych. Papież uczył nas jak piąć się do góry podciągając za sobą innych, ale z drugiej strony dlaczego inni mają być akurat tam gdzie my?

Wielkość człowieka nie zna granic. Kiedy patrzę w kościele na rozmodlonych ludzi nasuwa się pytanie: skąd biorą się źli ludzie i gdzie się znajdują? Ale jeśli wsłuchamy się w słowo niektórych hierarchów, np. biskupa Głódzia, wszystko staje się bardziej zrozumiałe.

Nawet krzyża nie potrafiliśmy godnie obronić. Szukaliśmy dla Niego schronienia, azylu, jakby nie należał do nas. Wszystko wypchnijmy za granicę wraz z ludźmi, parobkami Zachodu. Gdzie zatem Bóg, Honor, Ojczyzna, gdzie! Tak wiele pięknych słów bez poparcia czynami, próżnych słów. Zatracamy się wśród medialnych powiedzonek.

Tak trudno niektórym zrozumieć, że słowa: “człowiek wielkiego formatu” zarezerwowane są dla nielicznych, dla jednostek. Każdy z nas chce być wielki, zauważony, ale gdzie do tego motywacja, gdzie zasługi. Jeśli rezerwujemy wszystko dla siebie, jak będą żyć inni obok nas. Mówią, że z zazdrości może zrodzić się nawet ambicja, zapewniam, że nie z takiej.

Ktoś mądry kiedyś powiedział: ”człowiek jest tak zajęty zarabianiem na życie, że sam zapomina żyć”. Nam często się to zdarza, a nawet więcej – nie zauważamy obok idących ludzi, często spychając ich z wspólnej drogi. Nawet tak wielka tragedia, o której karze zapomnieć narodowi wspomniany wyżej biskup potrafi podzielić ludzi.

Dzielenie stało się najtrudniejszą funkcją matematyczną, a potęgowanie i mnożenie przekroczyło wszelkie granice i normy.

„Dałbym tysiąc dolarów, żeby zostać milionerem” – czyż nie wspaniała definicja?
Tak trudno się dzielić jeśli ma się więcej, najchętniej dzielą się ci co nic nie mają i ten właśnie wdowi grosz stanowi o potędze człowieka. Potęga, to nie olbrzymie bary i długi język, potęga to skromność i mądrość, której ciągle uczymy się od życia. Tak trudno dzisiaj osiągnąć to minimum przyzwoitości, co jeszcze wczoraj było codziennością. Prawdziwy orzeł much nie łapie, a człowiek często zachwyca się drobiazgami, oszukuje dla paru groszy.

Żydowskie powiedzenie mówi: „jeśli człowiek potrafi przeżyć krzywdę z uśmiechem, to wart jest tego, by zostać przywódcą”. Zobaczmy ilu ludzi nie znających tych prostych słów dostosowało się do ich znakomitej treści. Trudno dziś znaleźć przywódcę nie pasującego do tego formatu. Co to jest sumienie? O to trzeba zapytać naszych ojców i dziadów, nam to pojęcie jest już mało znane. A może więcej optymizmu, owszem, ale wciąż brakuje na to argumentów.

Nawet diabeł jest optymistą, o ile sądzi, że można ludzi uczynić gorszymi.

Przyjaciół poznajemy w biedzie i właśnie przyszedł odpowiedni czas, by sprawdzić:  kto jest kto? Coraz rzadziej spotykamy dobrych i uczciwych ludzi, kogoś, kto bez myśli o korzyści poda spracowaną, pomocną dłoń. Tak mało mówi się o krzywdzonych i poniewieranych ludziach na całym świecie. Jak to się ma do miłosierdzia, do sprawiedliwości, do współczucia, w ogóle do naszej wiary!

Ktoś powie, co mnie obchodzą inni skoro mnie jest dobrze! Jeśli obiad w obecności prezydenta przekracza wartość dobrego samochodu, trudno narzekać. Ale gdyby tak sięgnąć do źródeł fortuny, zrzedłyby najwspanialsze filmowe miny. Ciężko w tym przypadku uwierzyć w sprawiedliwość i wspaniałomyślność losu. Wierzyć nie myśląc jest prawie równie źle, jak myśleć nie wierząc. Każdy wierzy w to, co chce, a nawet w samego siebie. Bóg nie każdemu potrzebny, a zwłaszcza wtedy, kiedy pozwolił komuś wejść na ziemskie wyżyny. Rozmaite fortuny; mniejsze i te duże – przesłoniły ludziom prawdziwy obraz świata. Zabrały duszom szczerość i wyrozumiałość, podniosły nadmiernie wysoko głowy. W ich mniemaniu każdy, co ma mniej jest nieudolny, leniwy, słowem nic nie potrafi. W takim przekonaniu tkwią, gardząc innymi, nie wiedząc, że mądrość właśnie kryje się pod podartym płaszczem. Większego bogactwa nad mądrość, nie znamy. Powinniśmy o tym mówić, nie możemy trwać w wygodnym kłamstwie, kłamstwie często opłacanym.

”Kłamstwo jest jak alkoholizm. Kłamcy kłamią nawet w obliczu śmierci” (Czechow)

Tak wielu z nas nie potrafi podawać drugiemu ręki i tak już pozostanie, ale na litość nie powtarzajmy wszystkim jacy to jesteśmy sprawiedliwi, jacy bezinteresowni. Nie dmuchajmy w tuby, w których dość nieczystego powietrza. Bo wszyscy Polacy, to jedna rodzina, pomagająca sobie nieustannie. Niech inni nas chwalą i po czynach poznają, że jesteśmy chrześcijanami.

28 kwiecień 2011

Władysław Panasiuk