Casus demokratycznego kongresmena Anthony’ego Weinera, który za sprawą internetu szukał intymnych przygód obnażając się publicznie ruszył istną lawinę. Dymisjonowany już polityk o narcystycznych inklinacjach, bo po prawdzie nie miał “czym” się chwalić, za sprawą swoistego hobby zdemaskował nową modę w Ameryce, której nazwa brzmi: sexting. Okazuje się, iż możliwości internetu i telefonii komórkowej uzewnętrzniają skrywane przez wielu seksualne tęsknoty. Wysyłanie do konkretnych adresatów sms-ów ze sprośnymi tekstami czy też e-maili z fotkami samoobnażającymi nie jest zjawiskiem aż tak rzadkim, jakby się mogło wydawać. Doprawdy aż trudno w to uwierzyć, niemniej według badań statystycznych aż 60 procent kobiet i połowa populacji mężczyzn w Stanach Zjednoczonych uprawia sexting bądź cyberseks! Co jeszcze bardziej zaskakuje: w większości nie są to wcale osoby samotne. Szukanie nowych, mocnych doznań natury erotycznej za pomocą zdobyczy techniki należy uznać za chorobę czy też nowe zjawisko społeczne? Tak czy owak, jeżeli tego typu praktyki mają miejsce na powszechną skalę to i każdy może się spotkać z sextingowym czy ceberseksualnym atakiem.
Wysyłanie przez Internet lub telefon komórkowy sprośnych tekstów oraz roznegliżowanych zdjęć swego ciała, podobnie jak to robił były kongresman Anthony Weiner, to najczęstsza forma zdrady wśród Amerykanów – wykazał sondaż na łamach “Sexuality & Culture”.
Diane Kholos Wysocki z University of Nebraska w Kearney, główna autorka badań, twierdzi, że “sexting”, czyli flirtowanie w ten sposób za pośrednictwem sieci, jest dość powszechne. Z jej sondażu, który w 2009 r. przeprowadziła wśród 5,2 tys. internautów, wynika, że tak postępuje aż 60 proc. kobiet i prawie 50 proc. mężczyzn.
Amerykańska uczona zastrzega się, że badanie nie jest w pełni reprezentatywne dla społeczeństwa amerykańskiego, gdyż udział w nim był dobrowolny. W dodatku respondentami były jedynie osoby odwiedzające stronę internetową www.ashleymadison.com, przeznaczoną dla tych, którzy chcieliby kogoś poznać. Mottem strony jest stwierdzenie “Życie jest krótkie. Spróbuj poromansować”.
Internauci, którzy zdecydowali się na wzięcie udziału w sondażu, musieli odpowiedzieć na 68 pytań. Nie określono limitu wieku. Prawie 40 proc. ankietowanych stanowiły osoby powyżej 50. roku życia. W mniejszości były osoby w wieku 19-24 lat, ale to właśnie one najchętniej wysyłają sprośne teksty i nagie zdjęcia.
Większość ankietowanych to osoby dobrze wykształcone (prawie 70 proc. z nich skończyła co najmniej college) i dobrze zarabiające (średnio 86 tys. dolarów rocznie). Wiele z nich miało stałego partnera. Spośród tych osób aż trzy czwarte uprawiało na boku “sexting”.
Z badań wynika, że nawiązana znajomość na ogół nie ograniczała się jedynie do romansowanie przez Internet. 80 proc. kobiet i dwie trzecie mężczyzn przyznało, że spotkało się w realu z poznaną w sieci osobą.
Prof. Jeffrey T. Parsons, psycholog z Hunter College w Nowym Jorku, twierdzi, że nie jest tym zaskoczony. – Ludzie, którzy romansują za pośrednictwem Internetu, postępują tak głównie, po to by nawiązać z kimś bliższą znajomość – powiedział uczony w wypowiedzi dla “HealthDay News”.
Amerykański specjalista przyznaje, że niektórzy chcą tylko poflirtować, ale sieć przyciąga głównie te osoby, które nie chcą poprzestać jedynie na cyberseksie. Jego zdaniem, niektóre osoby uprawiają sexting, cyberseks, a nawet romansują w realu za wiedzą i przyzwoleniem partnera.
Diane Kholos Wysocki przyznaje, że romansowanie w Internecie nie zawsze odbywa się w tajemnicy przed partnerem. Niektóre pary razem buszują w sieci dla urozmaicenia swego życia seksualnego.
Według uczonej, za rozluźnienie obyczajów nie należy obwiniać Internetu. – Zdradzają również te osoby, które nie korzystają z sieci – przekonuje uczona. Dodaje, że Internet jedynie ułatwia nawiązywanie znajomości i pozwala oszczędzić czas.
LP meritum.us, PAP