Opublikowany wczoraj raport ekologów na temat zagrożenia radioaktywnego Stanów Zjednoczonych po trzęsieniu ziemi i fali tsunami 11 marca w japońskiej elektrowni atomowej Fukushima wykazał niebywałą manipulację danymi ze strony amerykańskiej administracji. Dlaczego Biały Dom oszukiwał społeczeństwo?

Pewnie znajdą się tacy, którzy będą usprawiedliwiać bezpośrednio podległych Barackowi Obamie urzędników, iż błędnie informując naród o skażeniu radioaktywnym pyłem znad Japonii mieli na celu wyższe cele. Czyli zapobiegnięcie wybuchu paniki. Z drugiej strony, w kraju szczytowej demokracji i przejrzystości wszystkiego i wszystkich – za jaki uważają się Stany Zjednoczone Ameryki Północnej – ukrywanie przed obywatelami niewygodnych danych postrzegane jest jako czyn karygodny, absolutnie niedopuszczalny. Stąd z pewnością oznajmienie przez fachowców, że promieniowanie na zachodnim wybrzeżu USA tydzień po katastrofie w Fukushimie przekroczyło normę aż o 130 razy wywoła medialną burzę. Fakt, że mimo tego nie było bezpośredniego zagrożenia dla ludzi w żaden sposób nie tłumaczy rządowej Agencji Ochrony Środowiska za błędne informowanie opinii publicznej.

Po raz kolejny wiarygodność Baracka Obamy i jego ekipy została mocno nadszarpnięta, a to jawne oszustwo z pewnością będzie skutkować podważaniem jakichkolwiek informacji kierowanych z Białego Domu do społeczeństwa. Skoro oszukiwaliście nas w kwestii promieniowania radioaktywnego – mogą tłumaczyć sobie przeciętni Amerykanie – to niby dlaczego mamy wam wierzyć w innych sprawach? Najgorsze, iż teraz wszelkiej maści sensaci dostali zielone światło do podważania jakichkolwiek oficjalnych danych dotyczących energetyki jądrowej, w tym faktycznego bezpieczeństwa amerykańskich elektrowni atomowych, stanowiących podstawę zaopatrzenia w energię Stanów Zjednoczonych.

Leszek Pieśniakiewicz

meritum.us