Gdyby nie brzoza i ten przechył, to mogliby przeżyć. Samolot, jeśliby nie odszedł, to upadłby podwoziem na grząski teren. Pewnie nawet nie byłoby pożaru – mówi Michałowi Majewskiemu i Pawłowi Reszce szef rządowej komisji badającej przyczyny katastrofy smoleńskiej.

Rz: Kiedy odpowiadaliście na raport MAK, przedstawiliście opinii publicznej listę dokumentów, których nie dała wam Rosja…

Jerzy Miller: – Ta lista jest ciągle aktualna.

– To jak napisaliście raport?

– Gdy nie mieliśmy jakiegoś regulaminu, szukaliśmy na własną rękę, co zajmowało sporo czasu. Byliśmy w tym samym Układzie Warszawskim, więc w końcu znaleźliśmy potrzebne papiery. Ale chodzi o zasady. Jeśli strony pracują nad tą samą sprawą, to powinny sobie pomagać, a tak nie było.

– Dlaczego Rosjanie tak się zachowali?

– Pytanie nie do mnie. My deklarujemy to jasno: udostępnimy wszelkie dokumenty komisji, jeśli Rosjanie zechcą.

– Dzwonił pan do rosyjskiego ministra transportu Igora Lewitina, ale go nie było. Afront?

– Żaden afront, naprawdę go nie było. Znów zadzwonię. Uznaję, że to obowiązek wynikający z dobrego wychowania, żeby poinformować oficjalnie: skończyliśmy pracę i chętnie o tym porozmawiamy.

– Czego pan oczekuje?

– Skoro mamy różne spojrzenia na sprawę, to dobrze byłoby, gdyby eksperci usiedli i porozmawiali, popatrzyli w dokumenty źródłowe i spróbowali uzgodnić stanowisko.

– Aleksiej Morozow z MAK mówi, że ich ustalenia i wasze są zbieżne. Pan był wyraźnie zawiedziony ich dokumentem.

– Byłem. Dlatego sporządziliśmy opasły dokument z uwagami do raportu MAK. Większości uwag nie uwzględnili.

– Polscy eksperci odczytali z czarnej skrzynki słowa dowódcy Tupolewa, który wydaje komendę odejścia na drugi krąg. To fundamentalnie zmieniało wiedzę o przebiegu katastrofy. Napisaliście to w uwagach, ale Rosjanie nie zareagowali.

– Nie wiem dlaczego. Uważam, że rozmowa ekspertów mogłaby pomóc w wypracowaniu wspólnego stanowiska. Dajmy sobie szansę.

– MAK może zmienić raport?

– Można zmieniać ustalenia raportu, jeśli po jego publikacji pojawiły się kolejne fakty. Taka jest praktyka międzynarodowa. To żadna ujma na honorze zmienić jakąś tezę, jeśli ktoś przedstawi nowe dowody. Nie ma żadnych przeszkód, by MAK zastanowił się raz jeszcze nad raportem. Prawda może być tylko jedna.

– Komisji zarzuca się, że pracowała na kopiach nagrań z czarnych skrzynek i nie miała pełnego dostępu do wraku.

– Nikt nie pracuje na oryginałach, bo oryginały można zepsuć. Zawsze pracuje się na kopiach.

– Chodzi raczej o to, czy kopia zapisów była wiarygodna.

– W Smoleńsku znaleziono czarne skrzynki. Zostały zaplombowane, potem Polacy i Rosjanie zawieźli je do Moskwy. Tam trafiły do sejfu, sejf został zaplombowany rosyjskimi i polskimi pieczęciami. Potem Rosjanie i Polacy otworzyli sejf. Wspólnie wykonano kopie z oryginału. Jedną z nich dostaliśmy my.

Czy kopia jest wiarygodna?

Tak, w pełni.

(…)

Michał Majewski, Paweł Reszka

Rzeczpospolita

aby przeczytać całość kliknij tutaj