Władze stanu Waszyngton dały dzieciom poczętym za pośrednictwem banków nasienia prawo do informacji o stanie zdrowia ojców, a w wielu przypadkach również o ich tożsamości.
Korespondencja z Waszyngtonu
To pierwsze takie prawo w Ameryce. Gdy dzieci dawców skończą już 18 lat, będą miały prawo zażądać od banku nasienia ujawnienia danych ich biologicznego ojca, chyba że ten wyraźnie zastrzegł, że sobie tego nie życzy. Wcześniej dzieci dawców nie były uprawnione do uzyskiwania żadnych informacji o swoich biologicznych rodzicach, nie miały też aktualnych danych o przebytych przez nich chorobach.
– To na pewno krok w dobrym kierunku. Uważamy bowiem, że podobnie jak wiele innych krajów, Stany Zjednoczone powinny odejść od anonimowości dawców – mówi “Rz” Wendy Kramer, której syn poczęty za pomocą nasienia anonimowego dawcy już jako kilkulatek zaczął zadawać pytania w stylu: “czy mój ojciec umarł”, „co się z nim stało?”. – Istnieje wiele powodów medycznych, psychologicznych i socjologicznych, aby wprowadzić jawność dawców. Kilka dekad temu nikt tych powodów nie znał. Ale teraz wiemy już, jakie mechanizmy się sprawdzają, a jakie nie – przekonuje.
Eksperci szacują, że w USA żyje już około miliona osób poczętych za pośrednictwem banków nasienia i klinik niepłodności. Przez lata ich tożsamość była bardzo skutecznie chroniona. Matki albo nie mówiły dzieciom, jak przyszły na świat, albo przekazywały im jedynie numer, który po kilkunastu latach trudno było połączyć z konkretnym imieniem i nazwiskiem dawcy nasienia.
Skąd się biorą dzieci?
– Bardzo często dzieci dawców w klinikach niepłodności dowiadują się jedynie, że wszystkie akta ojca zostały zniszczone – zauważa Wendy Kramer.
Ona sama również nie otrzymała z banku nasienia żadnej pomocy. Właśnie dlatego w 2000 roku założyła stronę internetową, dzięki której już 8442 dzieci skontaktowało się z dawcami i ze swoimi licznymi kuzynami. Po siedmiu latach również jej syn odnalazł swoje rodzeństwo, a następnie swojego biologicznego ojca i dziadków. Z badań, które przywołuje Wendy Kramer, wynika zaś, że 82 proc. osób, które przyszły na świat dzięki dawcom, chce wiedzieć, kim są ich biologiczni rodzice.
– Wydaje mi się, że istnieje ogólny trend, zgodnie z którym identyfikacja swoich genetycznych korzeni uważana jest za coś istotnego. Widać to choćby na przykładzie adopcji. Pięćdziesiąt lat temu dzieciom przeważnie nie mówiono, że zostały adoptowane i nikt nie myślał o utrzymywaniu kontaktu z biologicznymi rodzinami. Teraz otwarte adopcje są dość powszechne – tłumaczy “Rz” Julie Shapiro, profesor prawa na Uniwersytecie Seattle i autorka blogu poświęconego tej tematyce.
Wendy Kramer wyjaśnia, że czasem dzieci chcą poznać dawcę ze zwykłej ciekawości i chęci zobaczenia, jak dana osoba wygląda, i poznania rodzinnych historii. Czasem jednak osobom próbującym odnaleźć biologicznego ojca chodzi głównie o informacje o jego zdrowiu.
Setka braci i sióstr
Rebecca Blackwell, której w odnalezieniu biologicznego ojca jej nastoletniego syna Tylera pomógł prywatny detektyw, dowiedziała się, że John cierpi na rzadką genetyczną chorobę serca. Nie powiadomił jednak nigdy żadnego z trzech banków nasienia, dzięki którym został ojcem co najmniej 24 dzieci, o swojej śmiertelnie niebezpiecznej chorobie. Żadna klinika go też o nic nie pytała. – Tyler miał w klatce piersiowej tykającą bombę. Ale nikomu nie przyszło na myśl, żeby nas o tym powiadomić – opowiadała Blackwell w telewizji ABC News.
Na fakt, że banki nasienia i kliniki niepłodności nie aktualizują ważnych informacji o zdrowiu dawców, zwraca również uwagę Wendy Kramer w rozmowie z “Rz”. Jak zauważa, tylko na stronie DSR powstały 33 grupy zrzeszające od 15 do 130 dzieci tych samych dawców oraz 93 grupy zrzeszające powyżej 10 dzieci. – Konsekwencje są oczywiste – podkreśla i dodaje, że powinno się wprowadzić ograniczenia liczby dzieci, które może mieć jeden dawca. – W przeciwnym razie cenę za błędy wciąż ponosić będą dzieci – stwierdza.
Jacek Przybylski
Rzeczpospolita