Przez osiem godzin przepytywani byli w Senacie główni odpowiedzialni za raport w sprawie przyczyn wypadku na lotnisku Siewiernyj w okolicach Smoleńska 10 kwietnia ubiegłego roku, w którym zginął prezydent RP Lech Kaczyński i 95 innych osób znajdujących się na pokładzie nieszczęsnego Tu-154M. Chociaż słowo “wypadek” dla wielu polskich polityków, a za nimi dużej części społeczeństwa, jest co najmniej niewłaściwe, jeśli nawet nie traktowane jako kłamliwe. Mimo oczywistych faktów teorie spiskowe żyją swoim życiem, a dzisiejsze zachowanie niektórych senatorów Prawa i Sprawiedliwości było namacalnym potwierdzeniem, iż analizy i wnioski jakichkolwiek zależnych, bo rządowych, czy też absolutnie niezależnych komisji nie są w stanie zburzyć w ich świadomości raz obranej koncepcji. Stąd i padały w Senacie ostre słowa, niemal jawne oskarżenia przeplatane patosem z odnoszeniem się do historycznych analogii, czasami też niektórzy senatorzy demonstrowali zastraszającą ignorancję w temacie połączoną z personalnymi atakami. Nie ma już najmniejszych wątpliwości: pod płaszczykiem walki o prawdę odbywa się cyniczna gra polityczna, a zamachowa wersja stała się na dobre narkotykiem dla PiSowców i ich zwolenników, bez którego już żyć i działać nie potrafią.
– Tak mało wiemy o tej sprawie, katastrofa w Gibraltarze, w której zginął generał Sikorski, też jest niewyjaśniona, mówi się tam o zamachu – powiedział Ryszard Bender (PiS), pytając ministra Millera, czy jego komisja zrobiła wszystko, aby wykluczyć, że pod Smoleńskiem doszło do zamachu. Blisko osiem godzin trwało w Senacie przedstawienie informacji szefa MSWiA Jerzego Millera i naczelnego prokuratora wojskowego gen. Krzysztofa Parulskiego o raporcie komisji badającej katastrofę smoleńską i pracach prokuratury, oraz debata w tej sprawie.
– Od tego czasu technika rejestracji parametrów lotu bardzo się rozwinęła. O ile wiedza o tamtym wypadku nie jest tak wielka, o tyle w sprawie katastrofy smoleńskiej znamy parametry i niczego nie trzeba się domyślać, a wystarczy przeanalizować to, co znamy. Przeprowadziliśmy taką analizę i wykluczyliśmy ingerencję sił trzecich. Samolot jest tak oprzyrządowany w czujniki, że nie da się obejść tych czujników – odpowiedział mu Miller.
– Nie ma żadnych podstaw, by mówić o ingerencji sił trzecich w katastrofie smoleńskiej – zapewniał szef MSWiA Jerzy Miller, który przewodniczył Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego. Parulski poinformował, że prokuratura przygotowuje się do sprowadzenia wraku Tu-154M, co będzie znaczącą operacją logistyczną, choć na razie nie wiadomo, kiedy to nastąpi.
O wpisanie tej informacji do porządku obrad wystąpili senatorowie PiS, i to oni mieli najwięcej pytań. Pytania do Millera i Parulskiego oraz udzielanie na nie odpowiedzi zajęło ponad pięć godzin. O godz. 19.55 zakończyły się pytania i wicemarszałek Senatu Marek Ziółkowski otworzył debatę, do której w kilku turach zapisało się kilkunastu senatorów.
Odpowiadając na pytanie Wiesława Dobkowskiego (PiS), który porównywał katastrofę smoleńską do katastrofy polskiego samolotu Ił-62 w Lesie Kabackim w 1987 r., minister Miller zauważył, że trudno porównywać te katastrofy także dlatego, że tamten samolot nie odwrócił się “na plecy”, jak miało to miejsce pod Smoleńskiem. – Nikt nie buduje samolotu tak, by wytrzymały był grzbiet. Wytrzymały ma być spód – dodał.
Zdementował, by w rozmowach załogi Jaka-40, który wylądował w Smoleńsku 10 kwietnia mimo braku zgody wieży, padły słowa “tak lądują debeściaki”. Jak powiedział, sprawdzono tę kwestię i ostatecznie nie potwierdzono, by takie słowa padły.
Szef komisji ujawnił też, że – jak wynika z zebranych danych – rosyjscy kontrolerzy nieprawidłowo sprowadzali do lądowania Iła-76 z rosyjskimi funkcjonariuszami ochrony, który – jak wiadomo z rosyjskiego i polskiego raportu – o mało nie rozbił się nad samą płytą lotniska. – On także był poniżej ścieżki – powiedział Miller.
Senator Grzegorz Wojciechowski (PiS) pytał, czy mogło być tak, że to Rosjanie ścięli brzozę, z którą – jak głosi raport – zderzył się samolot. – Gdyby to była jedyna ścięta brzoza, moglibyśmy takie spekulacje prowadzić. Ale jest “wycięta” trasa poruszania się naszego samolotu, który ścinał wierzchołki także innych drzew. (…) Takie rozumowanie naprawdę nam nie przystoi – mówił Miller.
Leon Kieres (PO) ubolewał, że w debacie zapomina się o ofiarach katastrofy. Wspominał tragicznie zmarłych senatorów. – O nich powoli zapominamy, a co mają powiedzieć bliscy tych prostych, skromnych ludzi, którzy byli na pokładzie – dodał. Powiedział, że “to, co się dzieje tu i z polskim społeczeństwem”, nastraja go pesymistycznie. – Czy musimy, mówiąc sobie prawdę w oczy, używać słów ciężkich i raniących? Czy trzeba cały czas w ten sposób pamiętać o 10 kwietnia 2010 roku? – pytał retorycznie.
Alicja Zając, wdowa po tragicznie zmarłym senatorze Stanisławie Zającu, dziękowała za pamięć o wszystkich, którzy zginęli w katastrofie. – Ta pamięć nie zostanie nigdy zatarta. Na pokładzie leciało wielu ludzi, wszyscy kochali ojczyznę – dodała.
– Trudna była dla mnie ta debata. Często powtarzam, że komisja ma jeden cel – odkryć przyczyny, komisja nie jest miejscem na dyskusje polityczne, bo ci ludzie nie myślą w takich kategoriach – powiedział na zakończenie Miller.
– Ten wypadek mógł się zdarzyć dwa, trzy, cztery, sześć lat temu, bo ta sytuacja trwała – powiedział o nieprawidłowościach stwierdzonych przez komisję. – Nie obrazimy się, gdy ktoś naszą diagnozę uzupełni, obrażamy się, gdy ktoś feruje oceny bez szacunku dla faktów, ale tu nie chodzi o nas, tylko o rodziny – dodał.
eLPe meritum.us, PAP