Choć praca jest ciężka, to jej efekty potrafią być prawdziwą rekompensatą za włożony trud. Współpraca z innymi ludźmi nie zawsze się kończy sukcesem, ale mimo wszystko jesteśmy na nią skazani. Każdy z nas ma inny charakter i tym trudniej razem zbudować wspólny dom. By jednak osiągnąć zamierzony cel należy się poświęcić, a nawet przymrużyć oko na niektóre sprawy. Na pewno uporem nie można budować rzeczy, które pozostaną dla potomnych. Jeśli jednak człowiek znajduje w sobie jakąś pasję, ona potrafi przezwyciężyć wszelkie niedogodności. Pasjonat (nie mylić z fanatykiem) to ktoś napędzany zmysłem, posiadający swój cel, kochający to, co robi. To ktoś nie cofający się przed zamiarami, pewny siebie, ale wyważony, słuchający głosu innych. Czy są wśród nas tacy pasjonaci? Jest ich wielu, choć i fanatycy też się zdarzają.
Wielu ludzi maluje obrazy, pisze wiersze, nowele, a nawet opowiadania. Zainteresowania pozwalają lepiej żyć, pomagają dobrze i pożytecznie wykorzystać czas. W większości przypadków przynoszą satysfakcję, która potrafi być najlepszą zapłatą za wszystko. Jeśli rzeczywiście robimy coś, co lubimy nie czujemy zmęczenia. Nie zawsze jednak nasza pasja daje nam to, na co oczekujemy. Piszmy tylko wtedy, gdy przynosi nam to wielką ulgę, a przy okazji nie sprawia żadnych trudności. Nikt z nas nie lubi słuchać rad i kieruje się własnym rozumem, co nie zawsze ułatwia życie, a szczególnie pisanie. Miałem przyjemność spotkać w życiu wielu poetów „różnego kalibru” i od każdego z nich czegoś się nauczyłem. Doświadczenie i wiedza najlepiej potrafi zauważyć niedociągnięcia, a nawet je wyeliminować.
Od wielu lat piszący spotykają się, nie tylko po to, by prywatnie porozmawiać, ale też wymienić poglądy o sztuce pisania. Ludzie powinni ze sobą rozmawiać, to jedyna droga do sukcesu. Nikt nie jest na tyle samodzielny, by odrzucił życzliwe rady. Najwięcej należy podpowiadać tym, którym się wydaje, że osiągnęli szczyty. Nikt nie może określić własnego sukcesu, choć czasem laur sam na głowę włoży. Nikt lat nie dogoni, straconego czasu, który odejdzie jałowy i suchy, choćby nawet narobił wrzawy i hałasu, czy przybrał jakieś wielkości do głowy. Talent nie wraca i się nie rozmnaża, jako myśl zaginie w przemęczonej głowie.
Poeta – człowiek nad wyraz dojrzały, rozumny, panujący nad emocjami, a nade wszystko taktowny. Być związanym z kulturą, a nie być jej częścią, to się nie godzi, nawet nadmiar kultury nikomu nie szkodzi – jak jej braki. Tak na ogół postrzega się ludzi posługujących się piórem (czytaj klawiaturą) choć znamy też wyjątki. Jeśli naszą sylwetkę można wtopić w tych słów kilka, to drugorzędną rzeczą staje się pisanie. Pierwszą zawsze jest człowiek, jego wiele zalet musi ukryć wady, które niczym chwasty do serca się wdarły. Niby żyjesz, a tak naprawdę jesteś obumarły. Na pierwszym miejscu jest człowiek, a dopiero pióro. Jakie wnętrze poety, takie też pisanie. Każdy pisze o sobie, choć mu się wydaje, że może pominąć swe serce i duszę, ale to nieprawda. Najlepsza poezja rodząca się z bólu, bo nikt tak nie myśli jak cierpiący człowiek i ta łza, która wypływa spod powiek czarniejsza niż atrament. Na kartkę papieru gdy łza słona spadnie, to jakby serce szpadą przekłute zatrzyma się w swym biegu. To jakby krwi plama na perłowym śniegu zastygła w milczeniu topiąc białe płatki. Ile jest smutku w sercu człowieka, zapytaj matki, która w futrynę wciśnięta wypatruje oczy. A cóż nam wojny, gdy nam się powodzi… Wszystkie dzieci są nasze – często powtarzamy, nawet te, na które lecą kule śmiercionośnym gradem. Zapytaj matki, której syn nie wrócił. Cóż złego w smutku i w twarzy powadze. Czym elegie się różnią od wierszy frywolnych; tylko ten to czuje, kto je pisze. Nie łatwo przelać na papier świat cały: te wojny, co sieją nieznane mogiły, łzy otrzeć matkom i serce ukoić, podać chleb do ręki, spragnionych napoić.
Potrzebne są motylki, róże i maki, ale to za mało by naprawiać świat, trzeba serce otworzyć na ludzkie cierpienie. Nie udawajmy, że nic się nie dzieje. Ziemia jest okrągła, ale w jej zakątkach tyle zła się mieści i tyle goryczy. Świat już się nie śmieje jak dawniej bywało, a nawet Stwórca coraz głośniej krzyczy. Jakim prawem zatem ktoś innym zarzuca, że wiersze są smutne, takie być powinny. Co komu do domu jak chata nie jego.
Choć nie każdy potrafi ocenić, co niesie za sobą poezja, to już wszyscy wiedzą, że rok liczy sporo dni. Czy pięć lat, to dużo! Tak wiele spraw dzieje się na świecie każdego dnia, że trudno sobie wyobrazić ile krzywdy przynosi człowiekowi każdy rok. Owszem jest i dobro, ale ono ciągle pozostaje w cieniu zła. Łatwiej się śmiać jak płakać, dlatego każdy z nas powinien się przeciwstawiać wszelkiemu złu. Często słyszę jak ludzie wypowiadają się o wojnach i głodzie, niekiedy myślę, że zatracili wszystko, co ludzkie. Dzisiaj toczą się wojny o ropę, jutro wybuchną podobne o wodę. A my beztrosko podlewamy już suchą trawę, wiedząc, że na nic ta troska. Nie wszyscy wiemy, że wystarczy ssać mały kamyk, by dojść do źródła na pustyni, ale to tylko doraźny sposób na zaspokojenie pragnienia. Czy dla 7 miliardów ludzi wystarczy kamieni? Pamiętajmy, że wszystkie wojny mają na celu zastraszenie, później zabicie ludzi i zabranie wszystkiego, co posiadają. Tak w wielu przypadkach łagodzi się sztuczne kryzysy i zaniedbania gospodarcze.
Pięć lat pisania… Ile można napisać przez ten okres? Znając potencjał człowieka – tysiące stron. Ale to nie jedyna rzecz, którą robimy, można śmiało rzec, iż to deser do obiadu. Nie każdy jednak ma siłę po całym dniu pracy, by utrzymać w dłoni pióro i właśnie za to należy podziwiać piszących. Proszę mi wierzyć, na tym się nie zarabia, ale z drugiej strony trzeba pracować, by mieć za co wydawać tomiki. Byłem zaproszony na wieczór wspomnień poetów obchodzących pięciolecie istnienia. By rozwiać wszelkie wątpliwości; byłem jednym z pierwszych założycieli tej organizacji. Szkoda, że krytykujący mnie o tym nie wiedzą, ale to tylko dlatego, że później przyszli.
Głównym jednak motorem Zrzeszenia Literatów jest Alina Szymczyk – prezes. Wieczór przekształcił się we wspomnienia, bez których trudno żyć, to właśnie one są największą częścią naszego życia. Niemal każdy z uczestników wypowiadał się w sposób godny i wspominał własne przeżycia. Niektórzy nawet posunęli się do słów podziękowań i wyznali skromnie, iż to właśnie dzięki zrzeszeniu zaistnieli, a nawet wydali własny tomik poezji. Nie wszystkim jednak takie słowa przeszły przez gardło, doskonale wiemy jak ciężko przyznawać komuś rację, a już dziękować! Prawdą jest jednak to, że większość członków zawdzięcza swą pozycję literacką tej organizacji, której nawet niekiedy się wstydzą. Dziecko wstydzące się matki, ile jest warte! Boją się ludzie prawdy, a ja ją za każdym razem wytykam, cóż, trudno walczyć z własnym charakterem. Nawet (nie wiedzieć czemu) zostałem publicznie skrytykowany za pisanie wstępów czy posłowia do książek. Zarzucono mi, że nie zapoznaję się wcześniej z treścią wierszy. Naprawdę czytałem je wszystkie w skupieniu, czy to moja wina, że nie dostrzegłem geniuszu. Nie można chwalić czegoś, czego nie ma, co nie istnieje.
Pomimo nie uszanowania gościnności, było wspaniale. Czytano wiersze, dzielono się wrażeniami, nawet niektórą poezją na bieżąco weryfikowano, rozbierano na czynniki pierwsze. Były też słowa krytyki. Kilka osób zwróciło uwagę na powstanie jakby opozycji, ponieważ zbliżają się wybory. O fotel prezesa będzie ostra walka, tylko powstaje pytanie: kto utrzyma Zrzeszenie przez kolejnych pięć lat. Nie ma ludzi idealnych, wszyscy mamy wiele zalet, ale i wad nam nie brakuje.
Zrzeszenie zorganizowało przeszło sto spotkań, wydało pięć zbiorów poezji, wiele indywidualnych tomików. Niewątpliwie uważam za największy sukces zarządu utrzymanie grupy przez pięć lat. Nikt nie jest na tyle samodzielny (chociaż są i takie sygnały), by stawał w szranki z ówczesną literaturą, dlatego jedynym rozwiązaniem jest działanie w grupie. Nie bójmy się przynależności i przyznania się do tego publicznie, ile dla mnie to zrzeszenie znaczy. Wielu z nas chciałaby być prezesem, ale zaręczam, że najlepiej wybrać pozycję członka, a w tym swobodę pisania. Prezesem musi być fanatyk, inaczej los organizacji jest przesądzony, a już na pewno nie przetrwa następne pół dekady. Niech naszym głównym celem stanie się pisanie. Nie bójmy się krytyki, gdyż bez niej nigdy nie dowiemy się o wartości naszych dzieł. Nie oceniajmy własnej twórczości, pozostawmy to innym, którzy mają w tym więcej doświadczenia i wiedzy. Tak będzie najlepiej dla wszystkich. Mówmy o sobie mniej, by tym samym pozostawić pole manewru tym, którzy zechcą mówić o nas.
Pamiętajmy również, „ że gość w dom, to Bóg w dom” w cokolwiek wierzymy.
Władysław Panasiuk