Apeluję do pilotów 36. pułku – tych w czynnej służbie i tych już poza służbą – przestańcie milczeć – pisze Piotr Gociek.
Łatwo w ostatnich dniach przyszło ustalenie kto jest winien koszmarnej sytuacji w polskim wojsku, szczególnie w lotnictwie, a najszczególniej – w 36. spec-pułku. Za łatwo.
Minister poleciał na pysk, nowy minister w porozumieniu z premierem rozwiązał feralną jednostkę, wręczył serię dymisji armijnym dygnitarzom – i pozamiatane. Teraz najjaśniejsza władza będzie mogła chwalić się tym, jak to szybko i bezlitośnie wyciągnęła konsekwencje, a dziennikarze – już to zresztą robią – przebąkiwać o tym, że może podobny porządek trzeba zrobić w paru innych jednostkach. Z samych publikacji “Rzeczpospolitej” dałoby się ułożyć długą listę ognisk zarazy do wypalenia – od dziwnych przetargów poczynając, przez serię zaniedbań w przygotowaniu zagranicznych misji (czasem zaniedbań zbrodniczych, bo kończących się śmiercią nieprzygotowanych żołnierzy), po fałszowanie dokumentów szkoleń pilotów wojskowych śmigłowców.
Owszem, polska armia jest chora, i czeka ją długi proces rekonwalescencji – oby zaczął się jak najszybciej. Jednak warunkiem skutecznego leczenia jest postawienie właściwej diagnozy. Czy za całe zło w polskim lotnictwie wojskowym i systemie szkolenia odpowiadają piloci 36. pułku, „betonowi” generałowie którzy oszukiwali szefa MON oraz tenże szef MON, psychiatra z zawodu, minister obrony z przypadku (został nim, bo tak akurat Donaldowi Tuskowi wyszło z układanki sił wewnątrz Platformy)?
Chyba nie całkiem.
“Polski lotnik poleci i na drzwiach od stodoły” – to jedna ze złotych myśli prezydenta Bronisława Komorowskiego. Czy to zachęta do przestrzegania procedur i unikania brawury?
“Rządowy samolot usiadł na pasie startowym zamkniętego lotniska” to z kolei cytat z doniesień prasowych z zeszłego roku. Jak informowały “Fakt” i “Nie”, 26 kwietnia 2010 r. – dwa tygodnie po katastrofie smoleńskiej! – w Bydgoszczy przed godziną 8 rano wylądował jak-40 z 36. specpułku, by zabrać do Luksemburga ministra Radosława Sikorskiego. Lotnisko było zamknięte, na wieży kontrolnej – żywego ducha, bo w poniedziałki kontrolerzy przychodzą tam do pracy na godz. 9:50. Samolot wylądował, zabrał pasażera, poleciał.
(…)
Piotr Gociek
rp.pl
aby przeczytać całość kliknij tutaj