Portal Juliana Assange’a zagraża bezpieczeństwu dziennikarzy, obrońców praw człowieka i agentów wywiadu.

Korespondencja z Waszyngtonu

Po dziewięciu miesiącach od opublikowania pierwszych tajnych depesz dyplomatycznych organizacja kierowana  przez Juliana Assange’a stopniowo traciła zainteresowanie światowych mediów. Szefowie WikiLeaks ujawnili więc w ciągu ostatnich dni ponad 130 tysięcy kolejnych poufnych dokumentów.

– Do niedawna WikiLeaks ujawniała co dzień 10 – 30 depesz. W wielu przypadkach dokumenty były tak zredagowane, by nie podawać najbardziej wrażliwych danych. Od mniej więcej tygodnia WikiLeaks publikuje jednak dziennie 10 – 30 tysięcy depesz dyplomatycznych. Przy tak dużej liczbie dokumentów można przypuszczać, że nie zostały one przejrzane tak dokładnie jak poprzednie i mogą zawierać informacje potencjalnie niebezpieczne dla naszych agentów – mówi „Rz” Steven Aftergood, ekspert ds. rządowych tajemnic w waszyngtońskiej Federacji Amerykańskich Naukowców.

Dziennik „New York Times” zauważył, że w wielu depeszach nie wykasowano danych informatorów amerykańskich dyplomatów. Ujawniono nawet nazwiska osób, przy których wyraźnie zaznaczono, że ich tożsamość musi być „pilnie strzeżona”.

Złamane kariery, zagrożone życie

Zdradzeni dziennikarze, obrońcy praw człowieka czy wykładowcy akademiccy mogą stracić pracę, a – w niektórych przypadkach – nawet wolność lub życie. Taki los może spotkać Afgańczyków, którzy w tajemnicy opowiadali Amerykanom o talibach. Wśród informatorów USA, których tożsamość została ujawniona przez WikiLeaks, jest pracujący w Afryce Zachodniej urzędnik ONZ, a także członek organizacji praw człowieka z Kambodży.

Nowe depesze mogą też pokrzyżować plany agentom kontrwywiadów. Jak zauważył „Sydney Morning Herald”, w opublikowanych dokumentach znalazła się m.in. nota z Ambasady USA w Canberze. Dokument opatrzony klauzulą „TAJNE” ujawnia szczegółowe informacje o 23 Australijczykach, którzy według australijskiego wywiadu ASIO mają powiązania z jemeńskimi terrorystami.

Dzięki WikiLeaks wiadomo, że jedną z tych osób jest 57-letnia Rabiah Hutchinson, opisywana jako przywódczyni australijskich islamistów, która wielokrotnie podróżowała do  państw będących bastionami al Kaidy, w tym do Afganistanu. Amerykański dyplomata zalecał w depeszy z 21 stycznia 2010 roku dodanie jej nazwiska do listy osób, które nie mogą być wpuszczane na pokład samolotów.

Przedstawiciele australijskiego rządu złamali wczoraj zasadę niekomentowania przecieków z WikiLeaks. – Publikacja jakiejkolwiek informacji, która może narazić bezpieczeństwo Australii albo zmniejszyć zdolność agencji wywiadowczych do monitorowania potencjalnych zagrożeń, jest niewiarygodnie nieodpowiedzialna – mówił prokurator generalny Robert McClelland.

Przeciek poza kontrolą

WikiLeaks mogła narazić na śmiertelne niebezpieczeństwo o wiele więcej osób. Niemieckie media poinformowały bowiem, że organizacja utraciła kontrolę nad plikiem zawierającym wszystkie depesze dyplomatyczne w niezredagowanej wersji.

Według Steffena Krafta, szefa niemieckiego „Der Freitag”, cały zbiór 251.287 dokumentów jest zawarty w ważącym 1,73 GB pliku o nazwie „cables.csv” przechowywanym na serwerach WikiLeaks. Po otwarciu chronionego hasłem pliku można uzyskać dostęp nie tylko do danych informatorów dyplomatów USA, ale i do nazwisk domniemanych agentów wywiadu w Izraelu, Jordanii, Iranie i Afganistanie.

Jak ogłosił Kraft, jego dziennikarze odnaleźli zarówno sam plik, jak i hasło umożliwiające jego otwarcie. Dostęp do tych informacji mógł więc uzyskać np. irański wywiad. Czy to oznacza, że WikiLeaks zrobiła prezent służbom państw wrogich Zachodowi? – Sądzę, że tak. Tego typu materiały wywiadowcze byłyby dla nich wyjątkowo trudne do  zdobycia. Dzięki WikiLeaks dostali informacje o  tym, kto zajmuje się monitorowaniem zakupów dokonywanych przez irańskie władze – zauważa Aftergood.

Według niemieckiego tygodnika „Der Spiegel” do przypadkowego ujawnienia hasła w Internecie miało dojść w wyniku ostrego sporu między założycielem WikiLeaks Julianem Assange’em a jego byłym niemieckim rzecznikiem prasowym Danielem Domscheitem-Bergiem, który odszedł z organizacji, zabrał zgromadzone na serwerze pliki i założył konkurencyjny portal OpenLeaks. W grudniu oddał jednak większość danych, w tym plik zawierający amerykańskie depesze dyplomatyczne oraz hasło do niego. Współpracownicy Assange’a udostępnili cały katalog w Internecie, nie mając świadomości, że ujawnili również zaszyfrowany plik i hasło.

Jacek Przybylski

Rzeczpospolita