Rozwój wypadków na Starym Kontynencie może przybrać dramatyczny wymiar, i to w najbliższym już czasie. Implikacje ogólnoświatowe są nieuniknione, jako że od mniej więcej 20 lat poszczególne krajowe gospodarki poddawały się bez najmniejszych oporów procesowi globalizacji. Stąd właśnie powstał światowy ekonomiczny organizm naczyń połączonych. To, co jeszcze do niedawna odbierane było jako klucz do powszechnego dobrobytu teraz zaczyna stanowić zmorę poszczególnych państw, wszak załamania w jednym miejscu świata mocno odczuwalne są w odległych krańcach globu. Stąd problemy nawet niewielkich krajów – jak przykładowo Grecji – przerażają absolutnie wszystkich, od Tokio po Waszyngton, a szczególnie całą Europę. Tyle tylko, iż teraz najwyraźniej złe zarządzanie gdzieś w odległym skrawku Ziemi zaczyna stanowić alibi dla własnej nieporadności. Przykładem najnowszy ton wypowiedzi Baracka Obamy, dla którego aktualne ekonomiczne problemy Ameryki mają źródło po drugiej stronie Atlantyku. Pewnie i częściowo jest to argumentacja prawdziwa, ale też w żaden sposób nie może stanowić usprawiedliwienia dla własnej (czytaj: rządu USA) bezradności wobec postępującej recesji. O czym stara się nie mówić głośno, a co wszyscy Amerykanie coraz dobitniej odczuwają na własnej skórze.  

– Kryzys w strefie euro „przeraża świat”, a liderzy eurogrupy nie starają się mu dostatecznie szybko zaradzić – stwierdził prezydent Stanów Zjednoczonych Barack Obama. Według amerykańskich analityków, Europę wkrótce czekają „krytyczne dni i tygodnie”.

– Podnoszenie się amerykańskiej gospodarki z kryzysu odbywa się w tym roku wolniej niż zakładano – powiedział Obama podczas wizyty w Kalifornii. – Na kondycji kraju źle odbiły się wydarzenia na świecie, jak arabska wiosna, która wywindowała ceny energii i kryzys w strefie euro – ocenił.

Jak dodał, zdrowie finansów krajów eurogrupy jest „poważnym zmartwieniem dla USA”. – One nie podniosły się jeszcze w pełni z załamania w 2007 roku, ale nigdy też nie stawiły czoła ryzyku, jakie stwarza sytuacja ich sektora bankowego. Teraz pogarsza ją jeszcze to, co dzieje się w Grecji – powiedział amerykański przywódca.

Obama podkreślił, że wobec kryzysu, który stanowi poważne zmartwienie dla całego świata, działania podjęte przez przywódców strefy euro są zbyt powolne.

Prezydent USA przebywa na zachodnim wybrzeżu kraju, gdzie pomaga Demokratom zdobywać fundusze na kampanię wyborczą w 2012 roku. Sytuacja gospodarcza będzie miała ogromny wpływ na szanse Obamy na reelekcję, a tymczasem kryzys w Europie odczuwalny jest już w Ameryce.

Wprawdzie amerykańskie giełdy podniosły się poniedziałek, po uspokajających komunikatach na temat planu ratowania krajów europejskich, najbardziej zagrożonych wysokim długiem publicznym, ale wartość euro wobec dolara spadła, ponieważ Amerykanie nie są przekonani, czy wysiłki eurogrupy w istocie doprowadzą do uzdrowienia sytuacji.

– Przed nami są krytyczne dni i tygodnie. Podobne do sytuacji, w której znaleźliśmy się w 2008 roku – powiedział agencji Reutera analityk brokerskiej firmy MF Global Edward Meir. – Główna różnica polega na tym, że wtedy upadały banki, a tym razem zbankrutować mogą kraje – przestrzegł.

LP meritum.us, PAP