Ocierająca już czasami o absurd amerykańska poprawność polityczna skutkuje faktem, iż od dawna w Stanach Zjednoczonych planowej polityki imigracyjnej praktycznie nie ma. Sprawy etniczne zostały zostawione samym sobie, stąd i żywioł w sposób naturalny, w żadnej formie niekontrolowany, decyduje o systematycznie zachodzących zmianach w “kolorystyce” Ameryki. No i z roku na rok w niebywałych proporcjach przybywa Latynosów, Afroamerykanów też jest coraz więcej, a biali mieszkańcy USA powolutku stają się mniejszością. Najmniej ciekawie przedstawia się sytuacja w naszym rejonie, bo i właśnie na terenach położonych wokół Michigan i innych Wielkich Jezior statystyczna dominacja “kolorowych” postępuje najszybciej. Na domiar złego zapowiada się jeszcze gorzej, jako że emigracja z Europy to już tylko i wyłącznie melodia ubiegłowieczej przeszłości.
Najnowsze dane Biura Spisu Powszechnego potwierdzają, że udział białych Amerykanów w całej populacji USA systematycznie się zmniejsza wskutek niskiego przyrostu naturalnego i imigracji spoza Europy.
W ciągu ostatniego dziesięciolecia liczba białych mieszkańców USA – poza Latynosami klasyfikowanymi jako osobna kategoria – wzrosła z 194,5 miliona do 197 milionów, czyli o 1,2 proc. W tym samym okresie liczba Murzynów wzrosła o 12 proc., a białych Latynosów o 56 proc. Wzrósł także znacznie odsetek Azjatów.
W rezultacie o ile w 2001 r. biali Amerykanie (nie-Latynosi) stanowili 69 procent ludności USA, to obecnie już tylko 64 procent. Są oni zwykle starsi niż pozostałe grupy etniczno-rasowe i mają niski przyrost naturalny.
Z danych Biura Spisu Ludności wynika też, że białych Amerykanów ubywa w stanach Środkowego Zachodu (uprzemysłowione okolice Wielkich Jezior) i Północnego Wschodu USA, natomiast przybywa w stanach Zachodu i Południa.
eLPe meritum.us, PAP